No i dwójeczka za mną. Niby miałam to przerobić, ale jakoś nie miałam pomysłu. Muszę napisać dwa inne teksty, a termin oddania zbliża się nieubłaganie. Proszę o bardzo konstruktywną krytykę (z wyjątkiem tego, że temat jest oklepany, bo ja to wiem). Mam nadzieję, że jednak nie jest najgorzej i można to przeczytać, nie zanudzając się w trakcie. Ostatnio pisanie nie idzie mi najlepiej, niestety...
Jedenaście
miesięcy wcześniej…
Hogwart po śmierci Albusa Dumbledore’a nie był już
tym samym miejscem, każdy na swój sposób był pogrążony w żałobie, co jednak
najgorzej znosił Harry Potter. Wiadomość o mordercy dyrektora rozeszła się w
ciągu godziny od momentu, gdy śmierciożercy zniknęli z terenu szkoły. Wiele
osób próbowało w jakikolwiek sposób pocieszać młodego Pottera, ale on nie
chciał tego słuchać. Wraz z Ginny Weasley niemal codziennie zaszywał się w
Pokoju Życzeń i wychodził dopiero po ciszy nocnej. Tak, czuł się winny, miał
wrażenie, że mógł temu zapobiec. Dlaczego wcześniej nie zauważył, że Snape za
tym wszystkim stoi? Dlaczego tak łatwo dał się jednak uspokoić, mimo swoich
wcześniejszych uprzedzeń? Ze złością kopnął kamyk, wprost pod nogi dziewczyny
idącej z naprzeciwka. Po raz pierwszy od śmierci dyrektora wyszedł ze swojego
ukrycia i krążył po błoniach bez większego celu. Spojrzał na dziewczynę i
wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Hermiona… - mruknął cicho, ale ona tylko się
uśmiechnęła.
- Harry, nie tłumacz się. Straciłeś właśnie jednego
z najważniejszych ludzi, jakich miałeś w życiu, w dodatku tyle rzeczy się
zmieniło… - westchnęła cicho. Założyła włosy za ucho i spojrzała na kamień,
leżący przed nimi. – Teraz, kiedy… kiedy on nie żyje, wszystko będzie inaczej –
powiedziała cicho. – Grimmauld Place 12 nie jest już bezpiecznym miejscem na
spotkania Zakonu Feniksa, ponieważ teraz każdy z nas, włącznie ze Snape’m jest
strażnikiem tajemnicy – mówiła cicho, patrząc na kamień. Powoli jednak
przeniosła spojrzenie na twarz jednego z przyjaciół. – Teraz głową Zakonu ma
zostać Kingsley, albo profesor McGonagall, wszystko zależy od jutrzejszego
głosowania. Zamierzam do nich dołączyć, a wiem, że jak osiągniesz pod koniec
lipca pełnoletniość, również będziesz chciał przystąpić. Rozmawiałam z profesor
McGonagall i powiedziała, że my również mamy wziąć udział w tym głosowaniu.
Całe spotkanie Zakonu odbędzie się w gabinecie dyrektora, jego urząd ma objąć
właśnie zastępca i… i będziemy mogli złożyć przyrzeczenie, jeśli chcemy do nich
dołączyć. Wojna się zaczęła i nie ma od niej odwrotu – westchnęła cicho, wiał
mocny wiatr, więc odgarnęła niesforne kosmyki brązowych włosów ze swojej bladej
cery. Była wyraźnie zmęczona i nie przypominała tej Hermiony co wcześniej.
Harry westchnął, nie wiedział co tak bardzo się w niej zmieniło, ale wiedział,
że nie była tą samą osobą. Skinął głową.
- Myślę, że powinienem niedługo wyruszyć na
poszukiwanie pozostałych Horkruksów. Dumbledore właśnie tego chciał. Nie wrócę
więc na wakacje do Dursleyów i nie wrócę w przyszłym roku do szkoły – również
mówił powoli i spokojnie, ale Hermiona widziała, że cierpi.
- Nie, Harry. Dumbledore chciał, byś wrócił na
wakacje do Dursleyów. Wciąż masz na sobie namiar, jeśli wyruszysz od razu na
poszukiwanie horkruksów, nie dożyjesz nawet końca wakacji, a na to nie możesz
pozwolić. Cały świat magii jest na twojej łasce. Wróć do szkoły, a my… pomożemy
ci szukać, pomożemy niszczyć… - coraz bardziej nie wiedziała co ma zrobić i co
ma powiedzieć, nie czuła się z tym najlepiej. Spojrzała w zielone oczy
przyjaciela i poczuła bolesny uścisk w żołądku. Widziała rozpacz, ból, strach,
niepewność, nienawiść i jeszcze więcej rozpaczy. Nawet nie potrafiła mu pomóc.
- Hermiono, nie musicie. To zadanie jest moje,
nikogo innego, tylko moje – powiedział cicho. – Ja muszę znaleźć wszystkie
horkruksy i zniszczyć, muszę zabić… zabić Voldemorta. Ja, nikt inny, rozumiesz
to? – spytał, a ona niechętnie skinęła głową.
- Tak, ty musisz go zabić, ale to MY możemy ci
pomóc. Pozwól sobie pomóc, pozwól innym znaleźć horkruksy i sposób dla ich
zniszczenia – patrzyła na niego. – Jeśli odejdziemy ze szkoły, prawdopodobnie
to Voldemort ją zaatakuje, wprowadzi tutaj swoich śmierciożerców, zginą
niewinni ludzie, Harry, nie możemy na to pozwolić! – czuła łzy, które napłynęły
jej do oczu, brunet też zauważył jej łzy, więc po prostu przytulił do siebie
dziewczynę. Hermiona była dla niego jak siostra, której nigdy nie miał.
- Ale…
- Nic, nic nie mów – powiedziała cicho. – Musimy po
prostu dołączyć do Zakonu i walczyć z całych sił. Walczyć za to, za co umarł
Dumbledore – powiedziała cicho. – Musimy go pomścić, rozumiesz? – złapała
policzki chłopaka w obie dłonie i spojrzała mu w oczy, była znacznie niższa od
niego, ale to jej nie przeszkadzało. Wciąż nie potrafiła uwierzyć w to, że to Severus
Snape zabił ich dyrektora, mężczyznę, który całkowicie mu ufał. Patrzyła
Harry’emu prosto w oczy. Kiwnął tylko głową.
- Dziękuję, Hermiono – powiedział tylko. – Pójdę…
pójdę do Ginny – wiedziała, że Harry stara się spędzać z młodą Weasley jak
najwięcej czasu, bo ma świadomość, że każda chwila może być tą ostatnią.
Uśmiechnął się do niej i odwrócił się w stronę szkoły. Patrzyła za nim,
jednocześnie odczuwając ciągle tą idiotyczną pustkę w sercu, która pojawiła się
niewiele po śmierci Dumbledore’a. Czym była ta pustka? Spojrzała na zamek, w
którym spędziła ostatnie sześć lat, raz było lepiej, raz gorzej, ale były to
najlepsze wspomnienia. Przymknęła oczy, wspominając jak bardzo cieszyła się,
gdy zdobyła list z Hogwartu, chociaż nie miała świadomości jak wygląda świat
magii. Wcześniej nawet nie myślała o tym, że coś tak niesamowitego jak magia
istnieje. A jednak, istniało. Za wszelką cenę więc próbowała wpasować się w
nowe otoczenie, ucząc się wszystkiego na pamięć, starając się być najlepszą
tak, jak najlepsza była w mugolskiej szkole do której wcześniej chodziła.
Zawiał chłodny wiatr i otworzyła oczy. Szkolna szata
dziwnie jej ciążyła, a mimo iż zaczęło się już lato, pogoda pozostawiała wiele
do życzenia. Od tygodnia było wietrzno, dużo padało i dwa razy zdarzyła się
burza. Hermiona, wbrew temu, że wyglądała na bardzo odważną, panicznie bała się
burzy, więc dosyć ciężko to znosiła. Nikt jednak nie wiedział o tym, co
przerażało najlepszą z uczennic. Drgnęła, gdy pierwsze krople deszczu spadły na
nią. Ruszyła szybszym krokiem w stronę szkoły. Mrok zaczął obezwładniać świat.
Czy tak miało wyglądać życie od momentu śmierci Albusa Dumbledore’a?
***
Minęło półtorej tygodnia od śmierci, od tego czasu
nikt nie wszedł do gabinetu byłego dyrektora. Teraz jednak Minerwa McGonagall
przechadzała się wzdłuż biurka w swojej szafirowej szacie. Od czasu do czasu
zerkała na duży obraz Albusa, powieszony tuż za biurkiem, jednak mężczyzna, jak
na złość, spokojnie spał w swoich złotych ramach. Minerwa nie wiedziała jak
dalej ma działać, co robić, jak pomóc młodemu Potterowi w najtrudniejszych
chwilach jego życia. Czekała na wszystkich członków Zakonu Feniksa, a także na
tych, którzy dopiero co mieli dołączyć. Miała nadzieję, że w czasie zebrania
obudzi się Albus i wszystko im wytłumaczy.
Drzwi otworzyły się i do środka kolejno zaczęli
wchodzić ludzie. Pierwszy był Alastor Moody, zaraz za nim do pomieszczenia
weszła Nimfadora Tonks, ciągnąc Remusa Lupina za rękę, później weszli wszyscy
Weasley’owie – Molly, Artur, Fred i Weasley, Ron, a także Ginewra, chociaż jej
rodzice nie chcieli, by tak młodo wstępowała do Zakonu. Tu za Ginny pojawił się
Harry Potter, który jednak nie patrzył na nikogo. Następnie w gabinecie
pojawiła się Hermiona Granger, razem z Hanną Abbot i Seamusem Finninganem, Dean
Thomas i Neville Longbottom, Luna Lovegood, która jak zwykle miała rozmarzoną
minę, Fleur Delacour, trzymająca się ramienia pogryzionego przez wilkołaka
narzeczonego, Williama Weasley’a. Do pomieszczenia weszli jeszcze kolejno
następni członkowie stowarzyszenia, a na samym końcu wszedł Rubeus Hagrid,
przewyższający wszystkich innych.
- Gdzie Kingsley? – zapytała Molly Weasley, patrząc
ze smutkiem na obraz byłego dyrektora. Później smutno spojrzała na swojego
syna, ale on tylko się do niej uśmiechnął. Bill już nigdy miał nie być taki,
jak wcześniej, co jednak nie przeszkadzało jego narzeczonej, Fleur.
- Kingsley może się spóźnić, wciąż ochrania
mugolskiego ministra – odpowiedziała Minerwa i zasiadła za biurkiem, zdejmując
okulary. Palcami ucisnęła nasadę nosa, była trochę rozdrażniona, nie miała też
pewności, że coś pójdzie po ich myśli. – Obiecał jednak, że szybko zapewni mu
dostateczną ochronę i przybędzie, w międzyczasie jednak chciałabym, abyśmy
zdecydowali o przyłączeniu nowych członków Zakonu – tutaj wskazała na czwórkę
Weasley’ów, Harry’ego, Hermionę, Hannę, Deana, Neville’a, Lunę, Seamus’a i
kilku innych członków Gwardii Dumbledore’a, którzy zostali zaproszeni na
spotkanie przez profesor McGonagall.
- Ale oni są za młodzi! – zaprotestowała pani
Weasley, próbując przytulić do siebie najmłodszą ze swoich pociech, ale Ginewra
zwinnie wywinęła się z jej uścisku i wtuliła w Harry’ego.
- Molly, większość z nich jest już pełnoletnia, poza
tym, nastała wojna, rozumiesz? Każdy z nich będzie walczyć, nie ważne czy
będzie w Zakonie czy nie, musisz przeboleć to wszystko, bo oni tak czy inaczej
będą walczyć, możliwe, że nawet wbrew twojej woli – powiedziała Minerwa, tonem
nieznoszącym sprzeciwu. Molly chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej mąż
ścisnął jej dłoń.
- Molly, kochanie, Minerwa ma rację. Dzieci będą
walczyć, czy nam się to podoba, czy nie – powiedział cicho. Molly Weasley
więcej się nie odezwała, ale widać było, że nie podziela ich decyzji.
- Pani profesor… czy będziemy mieli jakieś zadania?
– spytał Dean Thomas, przerywając rozmowę z Seamusem i wpatrując się w
nauczycielkę transmutacji.
- Owszem, panie Thomas. Pytanie tylko, czy wszyscy
zgadzacie się, na wstąpienie do Zakonu -
ledwo dokończyła zdanie, a głosy kandydatów na nowych członków Zakonu, w
jednej chwili wypowiedziały głośne „TAK”. Minerwa uśmiechnęła się delikatnie.
- Dobrze, w takim razie poczekamy jeszcze chwilę na
Kingsley’a i wytłumaczymy wam, jakie każdy z was dostanie zadanie. Jest was
wielu, będziecie podzieleni na pary, czasami na większe grupki, każdy dostanie
własne zadanie, z którego będzie musiał wywiązywać się przez cały rok szkolny.
Przez cały rok, aż do momentu Ostatniej Bitwy, aż do momentu śmierci Lorda
Voldemorta – powiedziała głośno i wyraźnie, z determinacją w głosie. Hermiona
rozejrzała się dookoła w milczeniu, patrzyła na przytulone pary i cicho
westchnęła. Drzwi do gabinetu otworzyły się ponownie i do środka wszedł
Kingsley Shacklebot. Przeprosił za spóźnienie i podszedł do biurka Minerwy.
Mężczyzna trzymał w dłoni zwinięty pergamin i
wydawał się być trochę zmęczony. Pilnowanie premiera mugoli, pracowanie w
biurze aurorów, oraz częste spotkania Zakonu Feniksa były dosyć męczące.
- Dobrze, że pojawiłeś się na spotkaniu, nakreśliłam
już im zasady, przyjęłam nowych członków Zakonu i czekamy na ciebie, abyś mógł
dokładnie wytłumaczyć o co będzie chodziło przez następny rok, dobrze? –
Minerwa wpatrywała się w mężczyznę, a wszyscy czekali w napięciu na swoje
zadania.
- Zostaniecie podzieleni na niewielkie grupki dwu,
trzy, czasami nawet czteroosobowe. Każdy jednak będzie miał inne zadanie,
związane z jego zdolnościami. Kiedy będziemy was wyczytywać, siadajcie już tak,
żeby prościej było wam później wytłumaczyć na czym dokładnie będą polegały
wasze zadania – zaczął powoli, swoim głębokim, uspokajającym głosem. Hermiona
zauważyła poruszenie wśród reszty zgromadzonych, kiedy Kingsley rozłożył długi
pergamin. – Artur, Szalonooki i Tonks, Remus, Hagrid i madame Maxime, Fred i
George Weasley, Dean Thomas i Seamus Finningan, Ron Weasley i Luna Lovegood,
Neville Longbottom, Hanna Abbot i Pomona Sprout, Ginny Weasley i Harry Potter,
Fleur Delacour, William Weasley, Charlie Weasley, Molly Weasley… - wyczytywał
kolejno nazwiska, dobierał w pary, zostawiał pojedyncze osoby, tak samo, jak
Hermiona miała być sama. Nie bardzo spodobała jej się ta opcja, ale powoli
czekała, aż mężczyzna podejdzie do niej i wytłumaczy, na czym będzie polegało
jej zadanie. Póki co, przysłuchiwała się reszcie zadań, jakie dostawali.
Wiedziała więc, że Artur Weasley, Alastor Moody i
Nimfadora Tonks mają inwigilować ministerstwo, słuchać wiadomości i rozmów,
donosić na to, co dzieje się w biurze aurorów i na innych piętrach. Dla Tonks
było to jedno z łatwiejszych zadań, ze względu na jej metamorfomagię – w końcu
mogła przybierać różne postacie.
Remus Lupin miał jedno z trudniejszych zadań –
musiał wciąż być wśród wilkołaków i donosić co tam się dzieje, jakie mają
plany, co zamierzają dalej zrobić. Hermiona aż wzdrygnęła się na wspomnienie
Fenrira Greyback’a, wilkołaka, który zarówno pogryzł Remusa, jak i oszpecił
Billa do końca życia. Zadrżała na samo wspomnienie tych żółtych oczu,
zaostrzonych brudnych zębów i nieprzyjemnego zapachu, jaki wydzielał.
Hagrid i madame Maxime wciąż mieli próbować
przekonać Olbrzymy, co nie było takie łatwe, bo Voldemort obiecywał im znacznie
więcej, mimo to od prawie dwóch lat próbowali przekonać chociaż kilku z nich.
Hagrid na samą myśl, że ponownie będzie musiał spotkać się z Maxime, uśmiechnął
się szeroko, a Hermiona pomyślała, że półolbrzym jest zakochany. Po prostu
zakochany.
Bill miał dalej pracować w Gringotcie i donosić, co
gobliny sądzą o przyłączeniu się do Voldemorta, a Charlie, wciąż pracujący w
Rumunii, miał sprowadzić kilka smoków do Hogwartu, oczywiście na czas trwania
bitwy. Poza tym miał pracować zarówno w Rumunii, jak i pojawiać się tutaj, by
składać raporty. Molly Weasley natomiast miała wciąż zajmować się domem,
zawiadamiać Zakon w razie niebezpieczeństwa i nałożyć na Norę tak wiele zaklęć
ochronnych, by nikt niepowołany nie mógł się tam przedostać, bo od tego
momentu, właśnie Nora miała być miejscem spotkań Zakonu.
Reszty zadań Hermiona nie słuchała, zainteresowana
patrzyła na obraz Dumbledore’a, który już nie spał, za to przyglądał się z
uśmiechem, jak padają polecenia które, w większości, wymyślił on sam. Nikt
jednak nie zwrócił uwagi na byłego dyrektora Hogwartu. Hermionę bardzo korciło
podejście do obrazu i zadanie wszystkich pytań, które ją męczyły, jednak powstrzymała
się od tego. Czekała na swoje zadanie.
- Hermiono, jesteś najzdolniejszą dziewczyną w całej
szkole, więc tutaj będziemy potrzebować twojej pomocy. Jesteś wybitną
czarownicą w każdej z dziedzin magii, jednak twojej pomocy będziemy
potrzebowali z eliksirów. Profesor Slughorn nie chce dalej uczyć, uważa, że nie
bardzo do tego się nadaje, bo to nie te lata, więc ktoś będzie musiał go
zastąpić. Nie wiemy jeszcze kto, więc póki co, jeśli byś mogła, pomożesz
uwarzyć dla pani Pomfrey kilka eliksirów – Hermiona wpatrywała się w swoją
nauczycielkę transmutacji z niedowierzaniem. Naprawdę uważała, że da radę?
- Pani profesor, nie sądzę jednak, że dam radę,
eliksiry to jedna z trudniejszych dziedzin magii, a ja… - nie dokończyła, bo
nauczycielka jej przerwała.
- Hermiono, jesteś bardzo zdolna, wręcz wybitna i
perfekcyjna, nie pozwolisz, by jakikolwiek eliksir został źle uwarzony, a skoro
Horacy nie chce dłużej pracować, to potrzebujemy kogoś, dla kogo to nie będzie
problemem. Proszę cię – powiedziała, patrząc na nią. – We wrześniu będziesz
tylko pomagać nowemu nauczycielowi eliksirów tnąc czy miażdżąc odpowiednie
składniki, dobrze? – spojrzała na nią, a ona w końcu kiwnęła głową, nie czując
się jednak pewnie. Nie rozumiała profesora Slughorna, dlaczego odchodził zaledwie
po roku, zostawiając szkołę w tak trudnej sytuacji. Hogwart stracił dyrektora,
nauczyciela eliksirów, obrony przed czarną magią i transmutacji, Hermiona cicho
westchnęła. Czy nowej dyrektorce uda się w dwa miesiące znaleźć trzech
nauczycieli?
- Dobrze, pani profesor – powiedziała cicho, a
McGonagall uśmiechnęła się do niej.
- Wiedziałam, panno Granger, że podejmiesz
odpowiednią decyzję. Przybędziesz do Hogwartu na tydzień przed początkiem roku
i zaczniesz przygotowywać eliksiry, o jakie poprosi cię Poppy, dobrze? –
uśmiechnęła się, a Hermiona odwzajemniła ten uśmiech. Za dwa miesiące miała
stanąć z najtrudniejszym zadaniem, jakie do tej pory dostała.
***
W wakacje średnio co tydzień były spotkania Zakonu
Feniksa w Norze. Hermiona, po uprzedniej rozmowie z Minerwą McGonagall, rzuciła
na rodziców zaklęcie zapomnienia. Chciała, by wojna czarodziejów nie odbiła się
na nich. Zmodyfikowała ich pamięć tak, by nie pamiętali, że mają córkę, że
nazywają się Granger i są dentystami. Mieli inne priorytety, a ona zrobiła to
wszystko, by uratować ich przed ewentualną śmiercią. Zamieszkała więc w Norze,
wraz z całą rodziną Weasley i czekali na Harry’ego.
Codziennie dowiadywała się nowych rzeczy i
codziennie poznawała kolejne przydatne zaklęcia. Próbowała skupiać się na
eliksirach i to właśnie im poświęcała prawie cały czas. Na tydzień przed końcem
wakacji, w Norze pojawiła się profesor McGonagall, aby zabrać ze sobą
dziewczynę do szkoły. Miała jej wytłumaczyć wszystko, a od tej pory, aż do
pierwszego września, niemal całe dnie Hermiona miała spędzać w pracowni Mistrza
Eliksirów. Snape’a. Mordercy. Na samą myśl zadrżała, ale pożegnała się ze
wszystkimi Weasley’ami i Harry’m, zabrała wszystkie swoje rzeczy i zniknęła w
zielonych płomieniach. Wylądowała na dywanie w gabinecie dyrektora i rozejrzała
się. Dyrektor właśnie coś mówił do portretu jednego z byłych dyrektorów
Hogwartu.
- … i powiadomisz Severusa, że wraz z pierwszym
września, ma pojawić się w szkole. Minerwa niedługo przeprowadzi rozmowę z
całym Zakonem Feniksa i częścią uczniów. Tak, wciąż działa jako szpieg.
Phineasie, musisz to zrobić jak najszybciej, żeby mógł załatwić te
najtrudniejsze składniki do eliksirów. I przypomnij mu jeszcze, że od początku
roku w eliksirach dla zakonu będzie mu pomagać panna Granger. Przypomnij, a nie
uświadamiaj, bo on już dawno o tym wie. Na co czekasz? Jak to skończysz, to
poproś Aberfortha o to, by znowu wrócił do Zakonu – im więcej osób, tym lepiej.
Szybko, Phineasie, nie mamy zbyt wiele czasu! – portret profesora Dumbledore’a
pouczał mężczyznę na innym portrecie. Phineas Nigellus, przodek Syriusza
Black’a trochę pomarudził w swoich ramach, a później zniknął, by udać się do
swojego drugiego portretu. Skąd jednak pewność, że Severus tam będzie?
Hermiona stała bez słowa, sparaliżowana z nerwów po
tym, co usłyszała przez przypadek. Miała pomagać śmierciożercy? W dodatku
komuś, kto tak naprawdę nigdy nie pałał do niej sympatią. Na samą myśl o tym,
zrobiło jej się słabo. Czy oni wszyscy powariowali? Dyrektor, Kingsley,
McGonagall? Naprawdę myśleli, że będzie szczęśliwa, wiedząc z kim będzie
musiała wytrzymać następne dziesięć miesięcy? Stała przerażona, patrząc to na
byłego dyrektora, to na nową panią dyrektor. Nie umiała uwierzyć.
- O, Hermiono, widzę, że już przybyłaś. Jak minęły
ci ostatnie dni? – dyrektor pytał z delikatnym zainteresowaniem. – Widzę, że
już usłyszałaś komu będziesz pomagać przez cały następny rok, mam nadzieję, że
będziemy mogli na ciebie liczyć w tej kwestii. Minerwa wszystko dokładnie ci
wytłumaczy, co dalej – uśmiechał się do niej, a Hermiona miała wrażenie, że
zaraz pęknie ze złości. Co to miało znaczyć?!
- Ale…
- panno Granger, nie teraz. Minerwa wszystko ci
wytłumaczy – powtórzył, uprzejmy ton już nie był tak bardzo uprzejmy.
Nauczycielka transmutacji wyprowadziła nastoletnią czarownicę ze swojego
gabinetu i powoli poszły opustoszałymi korytarzami do Sali eliksirów.
- Pani profesor, ale jak… jak… - brakowało jej słów,
nie wiedziała jak ułożyć swoje zdanie. – Pani profesor, ja nie mogę! –
wyrzuciła z siebie, patrząc na nauczycielkę. – Nie mogę z nim pracować, on
zabił profesora Dumbledore’a, a teraz ma wrócić na stanowisko nauczyciela
eliksirów, jakby nigdy nic?! – dała upust swoim emocjom, była zła, trochę
przestraszona, ale przede wszystkim zdenerwowana.
- Panno Granger, proszę się uspokoić. Śmierć Albusa
była zaplanowana od początku do końca, w dodatku przez samego dyrektora.
Severus prawie całe życie jest szpiegiem, w dodatku podwójnym, teraz również
pracuje jako szpieg, ma być, teoretycznie, na polecenie Czarnego Pana. W
praktyce jednak Albus sam go o to poprosił, a on za zgodą i namową Voldemorta
będzie ponownie nauczał eliksirów – powiedziała cicho i spojrzała na zszokowaną
twarz nastolatki. Hermiona nigdy nie widziała swojej opiekunki domu w takim
stanie, pełnej pasji i determinacji. Broniła Mistrza Eliksirów tak mocno, jak
nigdy wcześniej nawet dyrektor go nie bronił.
- Dobrze, pani profesor – powiedziała w końcu. –
Kiedy reszta Zakonu dowie się, że profesor Snape wraca do szkoły i wciąż… wciąż
jest po naszej stronie? – zapytała, chociaż głos lekko drżał jej z nadmiaru
emocji. To było za dużo informacji jak na jeden raz, ale Gryfonka starała się
dzielnie trzymać i nie pokazywać po sobie, że trudno przyswoić jej takie
rzeczy.
- Dzisiaj wieczorem. Hermiono, nie musisz
przychodzić na zebranie, skoro i tak wiesz, czego będzie dotyczyło. Zostaniesz
w szkole, w lochach, a od pierwszego września, jak sama usłyszałaś od
dyrektora, będziesz tylko pomagać Severusowi, codziennie po lekcjach. Do ciebie
będzie należało przygotowanie odpowiednich proporcji i składników, wykonanie
prostych eliksirów, jak eliksir pieprzowy czy nawet veritaserum – była
wicedyrektorka wydawała się być spokojna, jej głos był mocny i pełen
determinacji, jednak Hermiona wyczuwała niepokój i strach, czemu nie sposób się
dziwić.
Kiwnęła głową, powoli wszystko sobie układając.
Eliksiry, składniki, Severus Snape, wspólne wieczory… Przy ostatniej myśli
nieznacznie się wzdrygnęła. Owszem, zawsze miała szacunek do tego nauczyciela,
wiedziała w końcu ile musiał przejść, podobało jej się, że zawsze potrafił na
wszystko znaleźć odpowiedź, był inteligentny i oczytany, wiedział więcej niż
pozostali nauczyciele, ale to i tak nie zmieniało faktu, że był opryskliwy,
sadystyczny i chamski w stosunku do niej i reszty Gryfonów. Najbardziej bolało
ją wspomnienie z czwartej klasy, kiedy to kpiąco oświadczył, że nie widzi różnicy
w jej wyglądzie po tym, jak Malfoy rzucił na nią zaklęcie, a ona nie potrafiła
już zakryć swoich długich, przednich zębów, które zaczęły sięgać końca brody.
To było jedno z najgorszych wspomnień dziewczyny ze wszystkich lat w Hogwarcie
i poza nim. Kiedy McGonagall odprowadziła ją do lochów, Hermiona pożegnała się
z nauczycielką i weszła do tak bardzo znanej, a zarazem znienawidzonej sali.
Dzięki zaklęciom, jakie podała jej kobieta, brunetka mogła przejść do gabinetu
Severusa Snape’a i do jego prywatnych zapasów. Spojrzała na rozpiskę nad
rozstawionymi kociołkami i jęknęła w duchu.
Eliksir pieprzowy – siedem
kociołków.
Eliksir spokojnego snu – piętnaście kociołków.
Veritaserum – dziesięć kociołków.
Eliksir wiggenowy – pięć kociołków.
Szkiele-wzro – trzy kociołki.
Eliksir spokojnego snu – piętnaście kociołków.
Veritaserum – dziesięć kociołków.
Eliksir wiggenowy – pięć kociołków.
Szkiele-wzro – trzy kociołki.
Później było jeszcze kilka innych, znacznie
trudniejszych eliksirów, a także kilka takich, o których Hermiona nie miała
pojęcia. Spojrzała na Wywar Tojadowy i Felix Felicis, które również były na tej
liście i zastanowiła się, czy dałaby radę, jednak zaraz z tego zrezygnowała. To
przecież były trudne eliksiry, a ta część rozpiski była skierowana nie do niej,
a do Mistrza Eliksirów. Rozejrzała się po pomieszczeniu i sięgnęła po książkę z
eliksirami. Skrzywiła się, widząc pokreślone słowa, zapisane tym samym pismem,
którym zapisana była część książki Harry’ego. Książka Księcia Półkrwi.
Pamiętając, jak bardzo podpowiedzi Snape’a pomogły Harry’emu w zeszłym roku,
postanowiła się kierować tym, co zapisane zostało drobnym pismem ich
nauczyciela. Razem z książką przeszła do sali, rozłożyła siedem kociołków,
rozłożyła książkę na blacie stolika i położyła różdżkę obok niej. Wyciągnęła
potrzebne składniki i zabrała się za ich przygotowanie, uprzednio podpalając
ogień pod każdym z siedmiu kociołków.
Robiła wszystkie kociołki na raz, używając jednego
ze skuteczniejszych zaklęć. Wszystkie składniki jednak przygotowywała ręcznie,
do każdego z kociołków. Perfekcyjnie zgniotła w moździerzu 280 kulek czarnego
pieprzu, połamała na trzy części siedem kłów węża, rozłożyła czternaście
korzonków stokrotek i muchy siatkoskrzydłe. Eliksir pieprzowy był jednym z
ulubionych eliksirów pani Pomfrey – za każdym razem, gdy ktoś chociaż lekko
pokasływał, ona od razu wmuszała w taką osobę jedną dawkę lekarstwa. Hermiona
sama miała „przyjemność” spróbowania tego specyfiku i do końca dnia para
uchodziła z niej uszami. Nieprzyjemne uczucie, jednak lek doskonały.
Każdy skończony eliksir od razu zanosiła do skrzydła
szpitalnego, w którym madame Poppy Pomfrey już na nią czekała. Powiadomiona
przez nową dyrektorkę, spędzała resztę wakacji w murach szkoły, zamiast we
własnym domu. Nie narzekała jednak, wręcz ciągle matkowała Hermionie – prosiła,
by odpoczywała, by dużo spała, nie przemęczała się, uważała na siebie, bo
przecież eliksiry nie są łatwe. Dziewczyna tylko kiwała głową, zgadzała się,
dla świętego spokoju, ze szkolną pielęgniarką i wracała do sali eliksirów, by
rozpocząć kolejne eliksiry. Nie było łatwo, ale nikt nie obiecywał, że wojna i
przygotowania do niej będą łatwe. Każdy, kto zdecydował się na czynny udział w
walce z Voldemortem i jego poplecznikami, musiał mieć świadomość tego, co w
każdej chwili może nastąpić, włącznie ze śmiercią bliskich osób, dzieci,
niewinnych i przestraszonych, walecznych… Hermiona musiała sama przed sobą przyznać
się, że tak naprawdę boi się wojny i tego, co może się stać. Była na
świeczniku, tak samo, jak pozostali przyjaciele Chłopca, Który Przeżył. Każdy
mógł stać się teraz kartą przetargową, byle tylko Złoty Chłopiec dostał się w
ręce Czarnego Pana.
Przez cały tydzień skupiała się tylko i wyłącznie na
eliksirach, dzięki czemu tak bardzo nie myślała o strachu. Czasami pojawiała
się w Norze, żeby zjeść posiłek i odpocząć, trochę porozmawiać z przyjaciółmi i
członkami Zakonu Feniksa. Pozostałe chwile spędzała w lochach, tworząc kolejne
eliksiry na potrzebę pielęgniarki i stowarzyszenia. Dni mijały tak szybko, że
nim dziewczyna się zorientowała, już był pierwszy września, za kilkanaście
godzin w szkole znowu miał być gwar i harmider, mieli pojawić się nowi, niewinni
uczniowie klas pierwszych, a także znowu miała zobaczyć Mistrza Eliksirów.
Drzwi do sali otworzyły się z hukiem, dziewczyna
niechcący upuściła na ziemię fiolkę z eliksirem zapomnienia i przestraszona
spojrzała na wejście do sali. Mistrz Eliksirów spojrzał na nią czarnymi oczami,
a Hermiona miała wrażenie, że serce jej stanęło na moment.
- Uważaj co robisz, Granger – warknął, kiedy drzwi
zatrzasnęły się za nim. – I to niby ty masz mi pomagać przy eliksirach? Jesteś
przecież tak niezdarna, że nawet nie potrafisz utrzymać zwykłej probówki w
dłoni, a co dopiero precyzyjnie cokolwiek pokroić – każde słowo ociekało jadem,
brunetka momentalnie zbladła, wpatrując się w niego. Zawsze brakowało jej słów,
gdy widziała profesora Snape’a, a kiedy tylko zaczynał ją obrażać, nawet nie
potrafiła w żaden sposób odpyskować. Teraz też nic nie zrobiła, biernie
czekając na kolejną obrazę.
- No co tak stoisz?! Posprzątaj to i zabierz się za
przygotowanie składników do Felix Felicis, Amortencji i eliksiru Wielosokowego.
Szybko! – przeszedł przez salę, omiatając ją spojrzeniem i wszedł do swoich
prywatnych komnat. Hermiona szybko posprzątała po rozbitej fiolce, napełniła
kolejne słoiczki resztą eliksiru, wyczyściła kociołki i zaczęła przygotowywać
składniki, które trzeba było podać na wstępie. Każdy z tych eliksirów miał
bardzo złożoną recepturę. Amortencja, jako najsilniejszy eliksir miłości,
składał się w głównej mierze z różnych ziół, kwiatów i przypraw, dla każdego
pachniał w inny sposób, na każdego działał zupełnie inaczej – jednym
wystarczyło podać niewiele eliksiru, by uzyskać silny efekt, natomiast innym
potrzeba było znacznie więcej, by efekt był zadowalający. Odpowiednie składniki
pocięła w równe kawałki, inne zmiażdżyła w kamiennym moździerzu, a jeszcze inne
zostawiła w całości. Skończyła z jednym eliksirem i zaczęła z drugim, Felix
Felicis – potrzebował pół roku na uwarzenie.
- Skończyłaś, Granger? – na dźwięk głosu mężczyzny
Hermiona aż podskoczyła. Stał blisko niej, a ona nawet nie wiedziała, kiedy się
pojawił. Pokręciła głową, a on spojrzał na nią pobłażliwie. – I co?
Potrzebujesz całego dnia na przygotowanie kilku prostych składników? Czy to
także cię przerasta, Granger? – kpił z niej, a ona starała się trzymać nerwy na
wodzy.
- Nie, panie profesorze. Skończyłam składniki
potrzebne do zrobienia Amortencji, a teraz staram się odpowiednio przygotować
składniki do Felix Felicis – odpowiedziała powoli, patrząc na mężczyznę.
Spojrzał na nią i, wyraźnie nie mając się do czego doczepić, rzucił:
- Szybciej, Granger. Nie mam całego dnia, by bawić
się w obserwowanie jak ślimaczym tempem przygotowujesz składniki, które powinny
zająć ci nie więcej niż 10 minut – po jego słowach dziewczyna odwróciła się i
powróciła do przerwanej czynności. Z nerwów zaciskała zęby, żeby niczego nie
odpyskować. Zastanawiała się nad reakcją przyjaciół na wieść, że Snape nie jest
mordercą, będzie ich dalej uczył i, na dodatek, ona musi z nim ściśle
współpracować.
Skończyła składniki do Felix Felicis, więc kiedy
mężczyzna zabrał się za oba eliksiry, ona postanowiła zająć się eliksirem
Wielosokowym, który był dla niej łatwy – w końcu już w drugiej klasie wykonała
go bez niczyjej pomocy, a teraz robiła go za zgodą personelu szkoły, nie musząc
znowu kraść składników. Uśmiechnęła się mimowolnie na samo wspomnienie tamtego
roku.
Trzy godziny później Severus Snape wygonił swoją
siedemnastoletnią uczennicę z Sali, niby to mówiąc, że ma się przygotować i nie
spóźnić na ucztę, bo inaczej od razu odejmie jej pięćdziesiąt punktów. Wolała
się nie wykłócać, więc wysprzątała swoje stanowisko i pobiegła do siebie, by
odświeżyć się i przebrać do kolacji. Gdy wybiła godzina 17, ona jako jedyna
uczennica siedziała w Wielkiej Sali, wraz z większością grona pedagogicznego.
Nie było tylko Rubeusa Hagrida, który miał za zadanie przyprowadzić
pierwszaków, a także Filiusa Flitwicka, który objął stanowisko zastępcy
dyrektora. Dziewczyna wpatrywała się w każdego z nauczycieli, chciała zauważyć,
jakie zmiany w nich zaszły.
Dziesięć minut po godzinie siedemnastej, drzwi do
Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem, a do środka weszli wszyscy uczniowie klas
od drugiej do siódmej. Widząc przyjaciół, mimowolnie się uśmiechnęła. Ten rok
zapowiadał się znacznie gorzej niż poprzedni.