Tekst próbny

niedziela, 7 października 2012

3.

Przepraszam za opóźnienie, ale nic nie mogłam na nie poradzić - czekałam na zbetowany tekst, na który jednak się i tak nie doczekałam. Tekst może zawierać błędy stylistyczne i literówki, za co bardzo bardzo bardzo mocno przepraszam. Mam nadzieję, że jednak da się to przeczytać. 
Rozdział dedykowany Angelice, za to, że tak mnie ciągle męczy z tym tekstem i cały czas powtarza, że nie może się doczekać kolejnego rozdziału. Lika, to dla mnie wiele, dziękuję i mam nadzieję, że nie zawiodłam twoich oczekiwań.
Akcja JESZCZE się nie rozwija.





3.

Reakcja Harry’ego i Rona była dokładnie taka, jak Hermiona sobie wyobrażała. Wściekli pomstowali na Mistrza Eliksirów i zastanawiali się dlaczego McGonagall na nowo go przyjęła. Jak mogła po tym wszystkim, co wydarzyło się w zeszłym roku? Czy ona upadła na głowę? Hermiona nie reagowała na ich wzburzenie, tylko grzecznie oklaskiwała nowych uczniów Hogwartu. Tym razem to profesor Flitwick wyczytywał nazwiska uczniów i nakładał im Tiarę Przydziału na głowy. Było ich znacznie mniej niż do tej pory, większości po prostu rodzice nie pozwolili rozpocząć nauki. To były ciężkie czasy, wszyscy o tym wiedzieli.
Po przydziale uczniów rozpoczęła się kolacja. Harry i Ron wciąż pomstowali na Mistrza Eliksirów, ale panna Granger wciąż starała się nie reagować na nich, więc zabrała się za kolację. Od rana pracowała nad eliksirami, więc od śniadania nie miała nawet czasu na chociaż drobną przekąskę.
- Jak ona może pozwolić, żeby ten… - Hermiona spojrzała groźnie na Rona, zanim zdążył dokończyć swoje zdanie, więc chłopak zrezygnował z przekleństwa. – żeby ten nietoperz spędzał z tobą całe weekendy i wieczory. Sam na sam! Przecież to morderca, Hermiono! On może ci coś zrobić, podać truciznę…
- Ron, wiem, że nie możecie mu wybaczyć śmierci Dumbledore’a, ale to nie zmienia faktu, że to była kolejna rzecz z polecenia naszego byłego dyrektora, a my musimy to uszanować. Nie, nie boję się, że coś może mi zrobić. Nie poda mi trucizny, bo mam mu pomagać przez cały rok. Tak, wiem, że wszyscy teraz będą patrzeć mu na ręce, czekając aż w końcu popełni jakiś drobny błąd. I wiem, że wy będziecie tymi, którzy na ten błąd będą czekać najbardziej, mam rację? – spytała, a jej przyjaciele pokiwali gorliwie głowami. Nie miała nawet siły się z nimi kłócić. – On jest po naszej stronie, a ja wciąż mu ufam. Nie zmienię zdania tylko dlatego, że jesteście do niego uprzedzeni – powiedziała i znowu wróciła do jedzenia, nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Harry i Ron próbowali jeszcze coś powiedzieć, ale już ich w ogóle nie słuchała.
Orzechowymi oczami rozejrzała się po Wielkiej Sali, uśmiechając się do znajomych, przyglądając różnym uczniom i szukając nowych twarz. Na dłużej jej spojrzenie zatrzymało się na Draco Malfoy’u, chłopak wydawał się być mniej pewny siebie, niż rok temu, jakby był wystraszony, może nawet chory. Przez moment zastanowiła się, czy może to ma jakiś związek z wydarzeniami z czerwca. Wychudł i był jeszcze bardziej blady, oczy były bez emocji, cera jakby zszarzała. Obok niego, jak zawsze, siedzieli jego odwieczni goryle – Crabbe i Goyle, którzy opychali się jedzeniem, jakby nie jedli od kilku miesięcy. Pokręciła głową, obserwując dalej ludzi przy stole Ślizgonów. Pansy Parkinson wciąż siedziała, wpatrując się z Dracona jak w ósmy cud świata. Hermiona pokręciła głową i spojrzała na stół nauczycielski.
Minerwa McGonagall siedziała na miejscu dyrektora szkoły i rozmawiała z nauczycielką zielarstwa. Gryfonka zauważyła, że przy stole nauczycielskim pojawiło się kilku nowych nauczycieli, w końcu zwolniło się miejsce nauczyciela transmutacji, obrony przed czarną magią i mugoloznastwa. Każdemu z nich dokładnie się przyjrzała. Nowa nauczycielka mugoloznastwa mogła być niedługo po skończeniu szkoły, jednak albo była siedem lat starsza od Hermiony, albo chodziła do innej szkoły. Zdecydowanie wyróżniała się w towarzystwie reszty nauczycieli – miała bardzo jasną karnację i długie, ciemno rude, kręcone włosy. Duże, zielone oczy i bardzo długie rzęsy. Była ładna i przykuwała uwagę zarówno uczniów, jak i reszty nauczycieli. Gryfonka z żalem zauważyła, że jest to jedna z najładniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziała na oczy, a przecież większość wakacji spędziła w Norze wraz z pół wilą, Fleur Delacour, dziewczyną tak piękną, że aż żal serce ściskał. Jeszcze raz obrzuciła nową nauczycielkę ponurym spojrzeniem i postanowiła przyjrzeć się pozostałej dwójce nowych nauczycieli.
Na miejscu, który zazwyczaj zajmował nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, siedział wysoki, postawny mężczyzna. Miał on około czterdziestu lat, brązowe włosy i małe, niebieskie oczy. Nie był zbytnio urodziwy, nawet nie miał wysportowanej sylwetki. Miał jednak w oczach jakiś błysk, który mówił Hermionie, że lekcje z nim mogą być całkiem ciekawe. Jedząc kolacje rozmawiał z Rubeusem Hagridem, który siedział po jego lewej stronie, na specjalnie wzmocnionym krześle. Pół olbrzym zauważył spojrzenie Hermiony i pomachał do niej. Uśmiechnęła się i lekko odmachała, patrząc dalej po nauczycielach.
Na swoim stałym miejscu siedział Mistrz Eliksirów. Nie rozmawiał z nikim, tylko dosyć badawczo przyglądał się Gryfonce. Widząc jego intensywne spojrzenie speszyła się, lekko rumieniąc i od razu uciekła spojrzeniem na drugi koniec stołu nauczycielskiego. Dopiero teraz zauważyła nową nauczycielkę transmutacji. Widziała ją już kilka razy, jednak nie potrafiła przypomnieć sobie gdzie. Kim ona była? Hermiona nie potrafiła powstrzymać się przed ponownym spojrzeniem na swojego nauczyciela eliksirów. Rozmawiał niechętnie z nauczycielką numerologii. Brunetka odetchnęła z ulgą, widząc, że tym razem mężczyzna nie wpatruje się w nią. Jej radość była jednak zdecydowanie przedwczesna, bo w chwili, w której ona przyglądała się lewemu profilowi mężczyzny, on niespodziewanie odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy. Ciemne tęczówki zlewały się ze źrenicami w jedność. Jego spojrzenie było takie samo, jak wcześniej, badawcze. Jakby Severus zastanawiał się, dlaczego Gryfonka z takim zainteresowaniem wpatruje się w niego.
Odwróciła wzrok.
Severus uśmiechnął się drwiąco, widząc jej czerwone rumieńce.
Stchórzyła. Nie była w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego ze swoim nauczycielem. Ze złością pomyślała, że w tej chwili w żaden sposób nie przypomina Gryfona. Gdzie jej odwaga? Przecież to nic trudnego patrzeć drugiemu człowiekowi w oczy. Pod warunkiem, że tym człowiekiem nie jest Severus Snape we własnej osobie. Hermiona westchnęła i spojrzała na przyjaciół.
Ronald jak zawsze opychał się jedzeniem, plując dookoła pieczonymi ziemniakami, kawałkami kurczaka i groszkiem. Jak on mógł tyle jeść i jeszcze wydawać jakiekolwiek dźwięki. To było obrzydliwe. Granger pokręciła głową i spojrzała na drugiego przyjaciela. Harry przypatrywał się Ginny tęsknym wzrokiem. Zerwał z nią, bo uważał, że tak będzie dla niej lepiej. Że będzie bezpieczna. Smętnie mieszał widelcem w swoim talerzu, próbując nadziać kilka kulek zielonego groszku. Zauważył spojrzenie przyjaciółki i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech i spojrzała na Ginny Weasley. Dziewczyna rozmawiała z Neville’m, widelcem atakując kawałki kurczaka. Wciąż nie potrafiła pogodzić się z tym, że jej ukochany musiał być takim cholernym bohaterem. Po co? Dlaczego nie widział tego, że ona wcale się nie boi? Chciała podczas ostatniego starcia stanąć u boku swojego chłopaka, wiedząc, że ten rok spędzili razem, tak, jak należało.
Chciała być pewna, że jeśli pójdzie coś nie tak, ona nie będzie żałowała, że nie spędziła tego roku sama. Oczywistym był fakt, że Ginewra bała się o chłopaka i jego ostateczne starcie z Lordem Voldemortem. Bała się, że może coś pójść nie tak i świat do końca życia będzie spowity ciemnością. Mrokiem. Co stanie się, jeśli Wybraniec przegra?
Hermiona poczuła bolesny ucisk w żołądku.
Same domysły, miesiące niepewności, tygodnie strachu, dni pełne bólu. Od tego jednego dnia zależało życie milionów ludzi, czarodziejów i mugoli, dzieci i dorosłych. Musieli zniszczyć jeszcze wiele horkruksów, a przecież nawet nie wiedzieli, gdzie zostały one ukryte i jak wyglądają. Czy dadzą radę? Voldemort atakował najczęściej pod koniec roku szkolnego, więc mieli około dziewięć, może dziesięć miesięcy na przygotowanie wszystkiego.
Kilka miesięcy, w ciągu których mogło się wszystko zmienić.
Pogrążona w rozmyślaniach, nawet nie zauważyła, kiedy nowa pani dyrektor powstała i zaczęła przemowę. Dopiero kiedy Dean, siedzący obok pani prefekt, szturchnął ją w ramię, Hermiona zauważyła przemawiającą dyrektorkę. Jak dużo z tej przemowy przegapiła?
- … Chciałabym również przedstawić wam troje nowych nauczycieli. Mam nadzieję, że zostaną oni przez was dobrze przyjęci i nie będzie żadnych skarg na zachowanie – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, gdy kobieta spojrzała na ich trójkę. Aż tak źli przecież nie byli. A może byli? – Nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią został profesor Anthony Basilotta – mężczyzna podniósł się, a na sali rozległy się oklaski i damskie piski. Hermiona skrzywiła się z niesmakiem, ale grzecznie zaklaskała, by w ten sposób przywitać nowego nauczyciela. Kiedy sala ucichła, dyrektorka przemówiła ponownie: - Z przykrością zawiadamiam, że zwolniło się także miejsce nauczyciela mugoloznastwa, jednak profesor Susan Williams z chęcią zgodziła się objąć to stanowisko – kiedy kobieta wstała, kilku chłopców z różnych domów powstało, aby powitać nauczycielkę owacjami na stojąco. Dyrektorka odkaszlnęła i szybko przywołała ich do porządku.
- Widziałeś, jak ona wygląda? – Hermiona usłyszała szept i spojrzała na Deana i Seamusa, którzy rozmawiali między sobą, wpatrując się w nową nauczycielkę. Kobieta była zjawiskowa, a dziewczyny wpatrywały się w nią ze złością.
- Widziałem. Żadna dziewczyna w szkole jej nie dorówna wyglądem – Seamus spojrzał na Deana i uśmiechnął się porozumiewawczo. Obaj się zaśmiali, a Hermiona dopiero teraz zauważyła, że dyrektorka już zdążyła przedstawić ostatniego, nowego nauczyciela. Teraz wszyscy grzecznie oklaskiwali nową nauczycielkę transmutacji. Panna Granger westchnęła, nie wiedząc czemu jest taka rozkojarzona.
Po raz pierwszy nie słuchała na uczcie powitalnej.
Podarowała sobie dalsze słuchanie dyrektorki, która wyjaśniła uczniom powrót dyrektora. Nawet teraz, w szkole, większość uczniów krzyczało coś z niedowierzaniem. W końcu prawie cała szkoła wiedziała, kto zamordował byłego dyrektora. A jednak Severus Snape zdawał sobie nic z tego nie robić.
Spokojnie kończył kolację.
Hermiona pokręciła głową, zastanawiając się, jak można być tak spokojnym, gdy wszyscy dookoła życzą mu śmierci i nienawidzą go z całego serca. A on tak po prostu je sobie kolacje, jakby nic takiego się nie działo. Jakby był do tego wszystkiego przyzwyczajony.
No jasne.
Przecież musiał być do tego przyzwyczajony. Przez lata najbardziej znienawidzony nauczyciel, śmierciożerca, szpieg, morderca… Miał przecież mnóstwo czasu, aby przyzwyczaić się do takiej sytuacji i nic sobie z tego nie robić.
Hermiona Granger miała pewność, że ona nie potrafiłaby tak spokojnie siedzieć, podczas gdy cała szkoła życzyłaby sobie jej głowy, podanej na srebrnej tacy.
O Merlinie!
Spojrzała na Mistrza Eliksirów z niedowierzaniem, ale on nawet nie zwrócił uwagi na pomstujących uczniów. Dyrektorka uciszyła szybko swoich uczniów i zakończyła powitalną ucztę. Prefekci zawołali pierwszorocznych do siebie i wszyscy powoli zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali. Hermiona nie została Prefektem Naczelnym, ale po raz pierwszy nie przeszkadzało jej to, że nie jest w czymś najlepsza. Musiała w końcu całą swoją uwagę w tym roku poświęcić na ważniejsze cele – horkruksy i eliksiry. No właśnie, eliksiry. Nim wyszła z pomieszczenia, spojrzała w stronę swojego Mistrza Eliksirów i zaskoczyło ją, kiedy go nie zauważyła. Nie było go tam. Nie było go również nigdzie w pobliżu. Jak udało mu się stamtąd tak szybko wyjść, w dodatku niezauważonym?
Chyba powinna bardziej zacząć skupiać się na rzeczach, które są ważne, nie na mężczyźnie, o którym jeszcze dwa miesiące wcześniej myślała, jak o najgorszym zwyrodnialcu, którego również powinna spotkać śmierć.
- Ziemia do Hermiony! – Ronald zamachał ręką przed twarzą dziewczyny. – O czym ty tak rozmyślasz całą kolację? Wydawałaś się być nieobecna i wpatrywałaś się w stół nauczycielski, jakby nie wiem co się stało.
- Myślałam o OWUTEMACH – skłamała, bez zająknięcia. Wiedziała, że dzięki temu, Ron przestanie ją o wszystko wypytywać i da jej spokój, którego potrzebowała.
Skrzywił się z niechęcią.
- Hermiono! Jest dopiero początek roku szkolnego, mamy cały rok do egzaminów, nie mów mi o nich już teraz! – jęknął, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
- Powinieneś zacząć już teraz myśleć o egzaminach. Pamiętaj, że w tym roku ponownie mamy zajęcia z profesorem Snape’m i, jakbyś nie pamiętał, on nie chciał nikogo przyjmować, kto nie miał Wybitnego na SUMach. O ile sobie dobrze przypominam, ty nie miałeś Wybitnego. Co wtedy dostałeś? – zapytała, patrząc na niego. Ona nie musiała martwić się o swoje eliksiry w tym roku. Skoro miała robić eliksiry wraz z samym Mistrzem, to na pewno nie wygoni jej z zajęć z tego przedmiotu. O to była spokojna.
Ron wymamrotał coś, czego nie udało jej się zrozumieć.
- Możesz powtórzyć? Mamroczesz pod nosem, a ja jestem zmęczona i nie chce mi się czytać z ruchu warg, co chciałeś przekazać – powiedziała szybko. Była zniecierpliwiona i jedyne o czym myślała w tej chwili, to jej wygodne łóżko w dormitorium. Ciepłe, wygodne łóżko.
- Powyżej oczekiwań – powtórzył głośniej, patrząc na nią spode łba.
- Właśnie. Obaj z Harry’m nie jesteście w eliksirach najlepsi i gdyby nie fakt, że to Slughorn w zeszłym roku uczył, wy nie mielibyście szans na bycie aurorem. W tym roku mamy eliksiry ze Snape’m, a jak dobrze pamiętasz, to on nas nie lubi – wiedziała, że Severus Snape nie zmieni zdania co do niej, tylko dlatego, że będzie mu pomagać w tworzeniu eliksirów. W końcu dla niego była tylko Gryfonką, Panną Wiem-To-Wszystko Granger. Nie lubił jej i nie sądziła, żeby kiedykolwiek to się mogło zmienić.
- Nie jesteśmy wcale tacy głupi, jakbyś nie zauważyła! – zawołał zły. Spojrzała na niego zdziwiona. Czy kiedykolwiek powiedziała, że Harry i Ron są głupi? Nie przypominała sobie tego.
- Ale Ron… Ja nigdy nie twierdziłam, że jesteście głupi… - nerwowo potarła lewą skroń. Musiał akurat teraz wdawać się z nią w dyskusję? Była zmęczona.
- Nie, ale zawsze traktujesz nas jak gorszych. Tego nie potrafimy, tamtego nie… We wszystkim uważasz się za najlepszą, a nawet na miotle nie potrafisz latać! – parsknął ze złością. Zmarszczyła brwi, próbując ukryć, że jego słowa zabolały ją w jakikolwiek sposób.
- Przykro mi, Ronaldzie, że twoim wyznacznikiem mądrości jest umiejętność siedzenia okrakiem na kiju od szczotki. Durny Quidditch i jego zasady. Faceci – prychnęła zła, odwróciła się na pięcie i, nie czekając na reakcję przyjaciela, ruszyła w swoją stronę.
Cholerny Quidditch!
Czy naprawdę on musiał być wyznacznikiem wszystkiego?
Owszem, nauka latania na miotle to było najgorsze doświadczenie w jej życiu. Jedyna rzecz, w której nigdy nie będzie najlepsza. Zbawienna więc była wiadomość, że jest to przedmiot, którego młody czarodziej uczy się tylko w pierwszej klasie. Później wszystko zależało od jego umiejętności – albo dostawał się do drużyny Quidditch’a i praktykował latanie na miotle, albo, tak jak Hermiona, mógł z ulgą raz na zawsze porzucić to zajęcie i kojarzyć miotłę z czymś do zamiatania podłóg.
Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jednak Ron nie jest chłopakiem dla niej. Za duża różnica, czy mieli jakiekolwiek wspólne tematy? Nie łączyło ich nic, prócz wieloletniej przyjaźni. Czasami wstydziła się tego, jak w zeszłym roku zareagowała zazdrością na jego związek z Lavender. Przecież oboje byli siebie warci. Ona wyraźnie zafascynowana nim i jego miłością do Quidditch’a, a on dumny, że w końcu sam jest w centrum uwagi. ON, nie Harry. Bo przecież w Hogwarcie każdy wiedział, że Ron Weasley chciałby, żeby w końcu o nim mówiono. Nie lubi być przecież w cieniu swojego najlepszego przyjaciela.
Westchnęła i pokręciła głową.
Coraz częściej przyłapywała się na tym, że myśli o różnych głupstwach, o wielu niepotrzebnych faktach, o których nie powinna już myśleć. Powinna się skupić na rzeczach najważniejszych. Na eliksirach, horkruksach i OWUTEMACH. I na swojej przyszłości, bo przecież wciąż nie wybrała co chciałaby robić w przyszłości. Auror? To nie dla niej. Chciała być bardziej pomocna.
Może uzdrowiciel? Magomedyk?
Było tyle różnych zawodów, tak duży wybór, a ona wciąż nie potrafiła zdecydować co chciałaby robić. Może coś związanego z eliksirami? Owszem, kiedyś o tym myślała, ale teraz? Czy po całym roku z Mistrzem Eliksirów będzie mogła jeszcze spojrzeć na kociołki i ingrediencje?
Z westchnięciem weszła do dormitorium i z ulgą stwierdziła, że nie ma jej współlokatorek. Nie miała dzisiaj ochoty z nikim więcej rozmawiać. Chciała się tylko wykąpać i wygodnie ułożyć w ciepłym łóżku. Odpocząć, bo przecież jutro znowu miała spędzić długie godziny w lochach. Podeszła do swojego kufra i wyciągnęła potrzebne rzeczy. Zdjęła szkolną szatę, buty i podkolanówki, zrzuciła sweter i odłożyła różdżkę. Pogłaskała Krzywołapa, który leżał zwinięty w nogach łóżka i poszła do łazienki.
Gdy wyszła z łazienki, czekała ją niespodzianka. Raczej nieprzyjemna, chociaż widząc ją, dziwnie się poczuła. Na jej łóżku, na samym środku poduszki, leżał mały, zwinięty w rulon, kawałek pergaminu. W pidżamie usiadła na łóżku i sięgnęła po rulonik. Rozwinęła go i jęknęła w duchu.
„Lochy, 6 rano. Nie spóźnij się.
SS
PS. Skończ się na mnie gapić!”

Przeczytała liścik raz, drugi i trzeci. Za każdym razem, gdy czytała Post Scriptum, rumieniła się jeszcze mocniej. Więc zauważył jej dzisiejsze spojrzenie? Merlinie, co on sobie musiał o niej pomyśleć! Trudno, będzie musiała jutro wytłumaczyć wszystko swojemu nauczycielowi. Problem polegał na tym, że jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się tak bardzo zażenowana. Cholera. Przecież mógł sobie pomyśleć, że przez wakacje w jej umyśle wykiełkowało niezdrowe uczucie do jej nauczyciela. Do niego, tego konkretnego.
Czy mógł pomyśleć, że ona, Hermiona Granger, zakochała się w Mistrzu Eliksirów? Na samą myśl o tym w żołądku czuła nieprzyjemny ucisk. Znowu zerknęła na te malutkie literki i zgniotła kartkę, gdy usłyszała, że ktoś otwiera drzwi do dormitorium. Szybko schowała się pod kołdrę, udając że śpi.
Cholera, cholera, cholera.
Całą noc przespała z listem Mistrza Eliksirów pod poduszką.

***

Od początku uczty powitalnej Mistrz Eliksirów był zaintrygowany spojrzeniem jednej z uczennic. Granger. Wpatrywała się w niego przez większą część uczty, ale za każdym razem, gdy spojrzał w jej kierunku, ona rumieniła się i uciekała spojrzeniem w bok. Severusa intrygowało to tym bardziej, że nigdy nic takiego nie miało związku z jego osobą. Żadna dziewczyna nie rumieniła się i nie peszyła, patrząc na niego. Owszem, uciekały spojrzeniem, ale tylko dlatego, że czuły do niego obrzydzenie i niechęć. On sam nigdy im się nie dziwił.
Ciało pokryte bliznami, ziemista i brzydka cera, zakrzywiony nos i te zęby! I włosy, z których każdy uczeń w Hogwarcie się śmiał. Severus jednak, mimo swoich zdolności w dziedzinie eliksirów, nie potrafił wynaleźć odpowiedniej mikstury, by jego problem z włosami w końcu się skończył. Każda próba nie przynosiła efektów, czasami było gorzej niż przed użyciem specyfiku.
Ze wszystkich cech rodziców, Severus Snape musiał odziedziczyć te, które spokojnie mogły otrzymać miano najgorszych – od beznadziejnych włosów, przez haczykowaty nos, aż po przyjemny charakter. Jego matka w latach szkolnych w niczym nie przypominała ciemnowłosej piękności, jaką stała się już po zakończeniu nauki w Hogwarcie. Severus jednak po wielu latach nauki wciąż nie przypominał bożyszcza nastolatek. Wręcz każdą kobietę od niego odrzucało. Dodatkowo miał charakter po ojcu. Był agresywnym cholerykiem, bardzo szybko się denerwował i złościł, a to tym bardziej odrzucało od niego kobiety.
Skończyło się na tym, że mając 37 lat, Severus Snape nie miał dotąd żadnej partnerki.
Co więc skłoniło pannę Granger do przypatrywania mu się w czasie uczty? Co chciała w nim zobaczyć? Czym zostały podyktowane jej zamiary? Czy też widziała w nim mordercę, jak cała reszta szkoły?
Prawdopodobnie.
Ale jednak rano, gdy razem byli w jego pracowni, ani razu nie spojrzała na niego jak na coś, co nie powinno istnieć, ani razu też nie wzdrygnęła się z obrzydzeniem, gdy przypadkowo musnął dłonią jej dłoń, kiedy sięgał po jeden ze składników. O co więc chodziło?
Nim wysłał krótką notatkę do Gryfonki, zniszczył sporo pergaminów. To miało być krótkie, zwięzłe i na temat. Miało zasiać w niej ziarnko niepewności, sprawić by ponownie się zarumieniła tak, jak to było podczas uczty.
Nim wysłał wiadomość, postanowił, że trochę podrażni się z Granger.
Tak, słowo „podrażni” było zdecydowanie lepszym wyborem, niż stwierdzenie „pobawi się”. Drugie mogło zabrzmieć zbyt dwuznacznie i trywialnie, a nie o to chodziło. A może o to? Za późno, liścik zmienił właściciela, był już tam, dokąd miał zostać wysłany.
Był na łóżku Hermiony Jean Granger.

***

W pierwszy dzień roku szkolnego zawsze gorzej jest się zbudzić. Ciężko odzwyczaić się od wakacyjnych przyzwyczajeń, wstawania w porze obiadu i wylegiwania się do późnego popołudnia. Hermiona nie była wyjątkiem, jej też trudno było wstać z rana, iść pod prysznic i szybko pobiec do lochów, na kolejne indywidualne zajęcia z Mistrzem Eliksirów.
Biegła korytarzami Hogwartu, ubrana w szkolne szaty i z różdżką za pazuchą. Dopiero w wejściu do lochów zatrzymała się, żeby uspokoić przyspieszony oddech. Ruszyła spokojniej w stronę sali, z nadzieją, że Mistrz Eliksirów jeszcze nie przyszedł.
Nadzieja umarła, zanim zdążyła się narodzić.
- Spóźniona, minus 20 punktów od Gryffindoru – usłyszała, gdy tylko otworzyła drzwi do sali. Westchnęła, ale nie próbowała się nawet kłócić. Co by to dał, gdyby próbowała się wytłumaczyć? Pewnie odjąłby jej kolejne punkty.
Podeszła do swojego stanowiska i spojrzała na mężczyznę. Na blacie stolika leżały porozkładane pergaminy, zapisane pismem Mistrza Eliksirów. Zdążyła przeczytać nagłówek jednej ze stron, nim Severus ponownie się odezwał.
- To twoje dzisiejsze zadanie. Granger, na co jeszcze czekasz?! – spojrzał na nią groźnie, a podpaliła pod kociołkiem i spojrzała na kartki. „Eliksir zmieniający wygląd”, na pewno miał niewiele wspólnego z eliksirem wielosokowym. Miał zupełnie inne ingrediencje. Spojrzała zdziwiona na Mistrza Eliksirów, ale nie odezwała się. Już i tak był na nią niewyobrażalnie zły, chociaż nie miał większego powodu. To tylko spóźnienie, w dodatku chwilowe.
Żałowała, że profesora Snape’a to stwierdzenie jednak nie obchodzi w ogóle. Żeby nie narażać się więcej powoli zaczęła przygotowywać składniki, odpowiednio odmierzone porcje, dokładnie pokrojone bądź zmiażdżone, dodawane w różnych momentach wrzenia eliksiru. Mężczyzna ani razu nie spojrzał na uczennicę, również nie wypowiedział żadnego słowa, mimo iż zdawał sobie sprawę z tego, że ona wciąż się uczy i nie nadaje się na Mistrzynię Eliksirów. Nie miała tego drygu, była po prostu dobrą uczennicą.
Odgarnęła włosy z twarzy i zamieszała odpowiednią ilość razy w kociołku. Trzy w lewo i cztery w prawo. Chwila przerwy, a później znowu to samo, przez siedem razy. Odłożyła chochlę i spojrzała w recepturę. Teraz godzinę eliksir miał się warzyć na małym ogniu. Miała więc sporo czasu przerwy, spojrzała na mężczyznę.
- Nie leń się, Granger – warknął, na chwilę przerywając swoją pracę. – To, że udało ci się skończyć jeden eliksir nie znaczy, że przez najbliższą godzinę masz siedzieć i się nie ruszać. Zabieraj się za następne. – Machnął różdżką, posyłając pergamin w jej stronę. Jak mógł tak starał się do niej nie zbliżać. Westchnęła tylko i sięgnęła po receptury.
- Po co Zakonowi Eliksir Bujnego Owłosienia? – zapytała, nim zdążyła pomyśleć. Severus spojrzał na dziewczynę pobłażliwie.
- Granger, ty to masz tylko zrobić. Przestań zadawać pytania, które są zupełnie niepotrzebne i zabieraj się do pracy. Już. – Po tonie jego głosu zrozumiała, że ma nawet nie próbować zadawać pytania. Temat skończony.
Podpaliła ogień pod drugim kociołkiem, wlewając do niego odpowiednią ilość wody. Sięgnęła po wszystkie potrzebne składniki i zaczęła je odpowiednio przygotowywać. Severus wrócił do swojej pracy, a Hermiona nie mogła się powstrzymać przed dosyć częstym zerkaniem na niego. To było coś, co uwielbiała – patrzeć z jaką precyzją sieka korzonki, gniecie martwe żuki czy odmierza krople różnych płynów. Ona nie robiła tego z taką dokładnością, lekkością i precyzją, w końcu była tylko zwykłą uczennicą i chociaż starała się jak mogła, to jej ruchy były dosyć nerwowe – zawsze obawiała się, że coś zrobi nie tak, niezależnie od tego co to będzie.
Oderwała wzrok od nauczyciela i powróciła do przygotowywania swojego eliksiru. Za chwilę musiała wrzucić pierwszy składnik. Nie mogła przegapić tej odpowiedniej chwili. Gdy upłynęła godzina Hermiona powróciła do poprzedniego eliksiru. Wciąż jednak była pełna obaw i niepewna czy da radę z uwarzeniem dwóch eliksirów na raz. A Snape nie zamierzał jej pomagać w żaden z możliwych sposobów.
W końcu, po kilku godzinach, skończyła robić wszystkie eliksiry. Spojrzała na mężczyznę. Nie wiedziała dlaczego jego mina wyrażała niechęć. Znowu coś źle zrobiła? Niepewnie przygryzła dolną wargę z nerwów.
- Czy coś się stało, panie profesorze? – spytała cicho. Nigdy nie wiedziała jaka będzie następna reakcja nauczyciela.
- Wasz… genialny były dyrektor wpadł na kolejny pomysł – słowo „genialny” wymówił z niechęcią i sporą ironią. Hermiona milczała, czekając aż mężczyzna dokończy swój wywód i powie jej o kolejnym pomyśle Albusa Dumbledore’a. – Otóż wymyślił, że waszej trójce przydadzą się lekcje Oklumencji. Prędzej piekło zamarznie nim ponownie zacznę prywatnie uczyć Pottera – powiedział, po czym spojrzał na osiemnastolatkę. Dopiero po chwili zreflektował się, że zaczął mówić uczennicy co go gnębi. – Po co ja ci to mówię? Wynocha, Granger! – zawołał zły i wypchnął dziewczynę za drzwi, zatrzaskując je z wielką siłą. Był wściekły na samego siebie. Nigdy wcześniej nikomu nie mówił o swoich odczuciach.

***

Hermiona spojrzała otumaniona na drzwi, przez które chwilę temu wyleciała z hukiem. Nie spodziewała się, że mężczyzna zacznie jej się z czegokolwiek zwierzać, a już na pewno nie z własnych problemów, bo pomysł byłego dyrektora na pewno zaliczał się do tej grupy. Również nie spodziewała się jego późniejszej reakcji i tego, że zostanie wystawiona za drzwi ze złością. Przecież nie kazała mu się spowiadać, sam tego chciał. Przez chwilę wpatrywała się w drzwi w milczeniu, było jej trochę dziwnie, ale nic nie powiedziała. Może nie będzie chciał, aby dalej z nim pracowała? W końcu kiedy Harry odkrył jego nieprzyjemną przeszłość to już więcej nie wrócił na prywatne lekcje. Ona nie chciała skończyć w ten sam sposób.
Otrząsnęła się z szoku i odwróciła na pięcie. Powolnym krokiem ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Chciała się wyszykować do końca i zejść na lunch, bo na śniadanie już nie zdążyła. Za chwilę miała być godzina dwunasta, a młoda kobieta dopiero teraz odkryła, że jednak jest bardzo głodna. W końcu nie jadła zupełnie nic od poprzedniego dnia. Wzięła ze sobą książkę do eliksirów i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Na całe szczęście była sobota, bo pierwszy września był w piątek. Było to, przynajmniej dla panny Granger, spore ułatwienie. W końcu musiała się przyzwyczaić do nowego zadania, jakim były codzienne dodatkowe eliksiry z samego rana.
Przy stole Gryffindoru było niewiele osób, bo wszyscy chcieli jak najlepiej wykorzystać ostatnie chwile wolności. Zajęła swoje miejsce i rozłożyła podręcznik na stoliku. Wzięła trochę soku z dyni i rozejrzała się po Sali. Próbowała po sobie nie pokazywać, że zżerają ją nerwy. Hermiona była inteligentna, ale najbardziej czego się bała to krytyka ze strony Mistrza Eliksirów. Krytyka i złość, której wszyscy się bali, ale nie tak, jak ona. W końcu musiała być idealna, bo bardzo chciała pasować do tego świata.
Świata magii, w którym udało jej się narodzić.

***

Severus dyszał z wściekłości, wciąż wpatrując się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Hermiona Granger. Był na siebie wściekły tak, jak nigdy wcześniej. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje i dlaczego wygadał się uczennicy. W dodatku komu? Granger, najlepszej przyjaciółce Harry’ego Pottera. Złość na siebie odebrała mu możliwość normalnego funkcjonowania. No tak, dziewczyna pewnie pobiegnie teraz do przyjaciół i wygada im wszystko, podczas gdy on, Severus, chciał tego uniknąć.
Ostatnio miał wrażenie, że nie wszystko idzie po jego myśli. Chyba był już za stary na bycie podwójnym szpiegiem, nauczanie dzieciaków i jeszcze dodatkowe prywatne zajęcia. Lekcje Oklumencji dla Pottera i jego przyjaciół to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebował. Nic jednak nie mógł na to poradzić, taka była wola Dumbledore’a i mimo iż mężczyzna już nie żył od kilku miesięcy to wciąż wydawał rozkazy swojemu byłemu podwładnemu.
Severus był w coraz gorszym stanie fizycznym, co było spowodowane częstymi spotkaniami Śmierciożerców. Zbyt wiele rzuconych Cruciatusów dawała o sobie znać. Czarny Pan zamierzał dosyć szybko opanować Hogwart, to miała być ostatnia, decydująca bitwa. Dalej udawał oddanego sługę, któremu udało się ponownie wejść w łaski Zakonu Feniksa. Był w stanie zrobić wszystko, by żaden więcej Śmierciożerca nie przekroczył drzwi Hogwartu aż do czasu Bitwy.
I wszystko miało się zacząć układać, dopóki na rozkaz Dumbledore’a nie pojawiła się Granger. Wcale nie była mu potrzebna.

***

Wzięła wielkie tomiszcze i ruszyła w stronę wyjścia z Hogwartu. Chciała spędzić ten piękny dzień na słońcu, przynajmniej do czasu, aż nie zostanie wezwana przez swojego nauczyciela eliksirów. W końcu miała być na każde zawołanie. Kiedy dostawała wiadomość, że ma się pojawić w lochach w tej chwili, to miała porzucić wszystko, co robiła do tej pory.
Rozejrzała się po błoniach, wzrokiem szukając przyjaciół. Była niemal pewna, że znajdzie ich w okolicach boiska do Quidditch’a, bo nie sądziła iż będą siedzieć nad jakąś książką i szukać sposobu na zniszczenie kolejnych horkruksów. W końcu oni od zawsze uważali, że to zajęcie dla Hermiony. Problem polegał na tym, że ona nie miała na to czasu, była zbyt pochłonięta eliksirami i tym, żeby więcej nie podpaść Snape’owi.
Znowu miała rację. Harry, Ron, a nawet i Ginny byli na boisku do Quidditch’a i znowu latali. Hermiona nie umiała zrozumieć co było w tym sporcie takiego interesującego. Jej to nigdy nie interesowało. Gdyby rozmawiali o eliksirach, zaklęciach albo jakimkolwiek innym przedmiocie, który lubiła. Nie o lataniu na miotle, która według niej powinna służyć wyłącznie do zamiatania podłóg. Na pewno nie jako środek transportu.
Magia na każdym kroku zaskakiwała Hermionę, mimo iż dziewczyna niemal nauczyła się większości podręczników na pamięć. Na każdym kroku mogła cytować fragmenty „Historii Hogwartu”  czy książki do obrony przed czarną magią. Zaklęć uczyła się w każdej wolnej chwili i tylko to latanie na miotle było dla niej czymś nie do zrozumienia. Spokojnie jednak podeszła bliżej boiska. Ruda grzywa Ginny mignęła jej przed oczami, gdy szesnastolatka przeleciała niedaleko Hermiony, która tylko pokręciła głową i z grubym tomiszczem pod pachą ruszyła w stronę trybun. Zamierzała tam poczekać, aż jej przyjaciele skończą trening.
Otworzyła więc książkę, układając ją na swoich kolanach. Nie wpatrywała się w przyjaciół, bo to ją nie interesowało. Wiedziała, że dobrze bawią się, latając na miotłach. Chociaż co mogło być ciekawego w siedzeniu okrakiem na kiju od szczotki. Dla niej najlepszym zajęciem było czytanie książek i uczenie się kolejnych zaklęć.
Tak jak teraz.
Chciała zaskoczyć Mistrza Eliksirów, a najlepszym sposobem na to, było wykonanie jak najlepszego eliksiru na następnych zajęciach dodatkowych. Więc musiała nauczyć się wszystkich ingrediencji i receptur na pamięć.
Pozostawało tylko mistrzowskie wykonanie.