Tekst próbny

wtorek, 21 sierpnia 2012

2.

No i dwójeczka za mną. Niby miałam to przerobić, ale jakoś nie miałam pomysłu. Muszę napisać dwa inne teksty, a termin oddania zbliża się nieubłaganie. Proszę o bardzo konstruktywną krytykę (z wyjątkiem tego, że temat jest oklepany, bo ja to wiem). Mam nadzieję, że jednak nie jest najgorzej i można to przeczytać, nie zanudzając się w trakcie. Ostatnio pisanie nie idzie mi najlepiej, niestety...






Jedenaście miesięcy wcześniej…
Hogwart po śmierci Albusa Dumbledore’a nie był już tym samym miejscem, każdy na swój sposób był pogrążony w żałobie, co jednak najgorzej znosił Harry Potter. Wiadomość o mordercy dyrektora rozeszła się w ciągu godziny od momentu, gdy śmierciożercy zniknęli z terenu szkoły. Wiele osób próbowało w jakikolwiek sposób pocieszać młodego Pottera, ale on nie chciał tego słuchać. Wraz z Ginny Weasley niemal codziennie zaszywał się w Pokoju Życzeń i wychodził dopiero po ciszy nocnej. Tak, czuł się winny, miał wrażenie, że mógł temu zapobiec. Dlaczego wcześniej nie zauważył, że Snape za tym wszystkim stoi? Dlaczego tak łatwo dał się jednak uspokoić, mimo swoich wcześniejszych uprzedzeń? Ze złością kopnął kamyk, wprost pod nogi dziewczyny idącej z naprzeciwka. Po raz pierwszy od śmierci dyrektora wyszedł ze swojego ukrycia i krążył po błoniach bez większego celu. Spojrzał na dziewczynę i wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Hermiona… - mruknął cicho, ale ona tylko się uśmiechnęła.
- Harry, nie tłumacz się. Straciłeś właśnie jednego z najważniejszych ludzi, jakich miałeś w życiu, w dodatku tyle rzeczy się zmieniło… - westchnęła cicho. Założyła włosy za ucho i spojrzała na kamień, leżący przed nimi. – Teraz, kiedy… kiedy on nie żyje, wszystko będzie inaczej – powiedziała cicho. – Grimmauld Place 12 nie jest już bezpiecznym miejscem na spotkania Zakonu Feniksa, ponieważ teraz każdy z nas, włącznie ze Snape’m jest strażnikiem tajemnicy – mówiła cicho, patrząc na kamień. Powoli jednak przeniosła spojrzenie na twarz jednego z przyjaciół. – Teraz głową Zakonu ma zostać Kingsley, albo profesor McGonagall, wszystko zależy od jutrzejszego głosowania. Zamierzam do nich dołączyć, a wiem, że jak osiągniesz pod koniec lipca pełnoletniość, również będziesz chciał przystąpić. Rozmawiałam z profesor McGonagall i powiedziała, że my również mamy wziąć udział w tym głosowaniu. Całe spotkanie Zakonu odbędzie się w gabinecie dyrektora, jego urząd ma objąć właśnie zastępca i… i będziemy mogli złożyć przyrzeczenie, jeśli chcemy do nich dołączyć. Wojna się zaczęła i nie ma od niej odwrotu – westchnęła cicho, wiał mocny wiatr, więc odgarnęła niesforne kosmyki brązowych włosów ze swojej bladej cery. Była wyraźnie zmęczona i nie przypominała tej Hermiony co wcześniej. Harry westchnął, nie wiedział co tak bardzo się w niej zmieniło, ale wiedział, że nie była tą samą osobą. Skinął głową.
- Myślę, że powinienem niedługo wyruszyć na poszukiwanie pozostałych Horkruksów. Dumbledore właśnie tego chciał. Nie wrócę więc na wakacje do Dursleyów i nie wrócę w przyszłym roku do szkoły – również mówił powoli i spokojnie, ale Hermiona widziała, że cierpi.
- Nie, Harry. Dumbledore chciał, byś wrócił na wakacje do Dursleyów. Wciąż masz na sobie namiar, jeśli wyruszysz od razu na poszukiwanie horkruksów, nie dożyjesz nawet końca wakacji, a na to nie możesz pozwolić. Cały świat magii jest na twojej łasce. Wróć do szkoły, a my… pomożemy ci szukać, pomożemy niszczyć… - coraz bardziej nie wiedziała co ma zrobić i co ma powiedzieć, nie czuła się z tym najlepiej. Spojrzała w zielone oczy przyjaciela i poczuła bolesny uścisk w żołądku. Widziała rozpacz, ból, strach, niepewność, nienawiść i jeszcze więcej rozpaczy. Nawet nie potrafiła mu pomóc.
- Hermiono, nie musicie. To zadanie jest moje, nikogo innego, tylko moje – powiedział cicho. – Ja muszę znaleźć wszystkie horkruksy i zniszczyć, muszę zabić… zabić Voldemorta. Ja, nikt inny, rozumiesz to? – spytał, a ona niechętnie skinęła głową.
- Tak, ty musisz go zabić, ale to MY możemy ci pomóc. Pozwól sobie pomóc, pozwól innym znaleźć horkruksy i sposób dla ich zniszczenia – patrzyła na niego. – Jeśli odejdziemy ze szkoły, prawdopodobnie to Voldemort ją zaatakuje, wprowadzi tutaj swoich śmierciożerców, zginą niewinni ludzie, Harry, nie możemy na to pozwolić! – czuła łzy, które napłynęły jej do oczu, brunet też zauważył jej łzy, więc po prostu przytulił do siebie dziewczynę. Hermiona była dla niego jak siostra, której nigdy nie miał.
- Ale…
- Nic, nic nie mów – powiedziała cicho. – Musimy po prostu dołączyć do Zakonu i walczyć z całych sił. Walczyć za to, za co umarł Dumbledore – powiedziała cicho. – Musimy go pomścić, rozumiesz? – złapała policzki chłopaka w obie dłonie i spojrzała mu w oczy, była znacznie niższa od niego, ale to jej nie przeszkadzało. Wciąż nie potrafiła uwierzyć w to, że to Severus Snape zabił ich dyrektora, mężczyznę, który całkowicie mu ufał. Patrzyła Harry’emu prosto w oczy. Kiwnął tylko głową.
- Dziękuję, Hermiono – powiedział tylko. – Pójdę… pójdę do Ginny – wiedziała, że Harry stara się spędzać z młodą Weasley jak najwięcej czasu, bo ma świadomość, że każda chwila może być tą ostatnią. Uśmiechnął się do niej i odwrócił się w stronę szkoły. Patrzyła za nim, jednocześnie odczuwając ciągle tą idiotyczną pustkę w sercu, która pojawiła się niewiele po śmierci Dumbledore’a. Czym była ta pustka? Spojrzała na zamek, w którym spędziła ostatnie sześć lat, raz było lepiej, raz gorzej, ale były to najlepsze wspomnienia. Przymknęła oczy, wspominając jak bardzo cieszyła się, gdy zdobyła list z Hogwartu, chociaż nie miała świadomości jak wygląda świat magii. Wcześniej nawet nie myślała o tym, że coś tak niesamowitego jak magia istnieje. A jednak, istniało. Za wszelką cenę więc próbowała wpasować się w nowe otoczenie, ucząc się wszystkiego na pamięć, starając się być najlepszą tak, jak najlepsza była w mugolskiej szkole do której wcześniej chodziła.
Zawiał chłodny wiatr i otworzyła oczy. Szkolna szata dziwnie jej ciążyła, a mimo iż zaczęło się już lato, pogoda pozostawiała wiele do życzenia. Od tygodnia było wietrzno, dużo padało i dwa razy zdarzyła się burza. Hermiona, wbrew temu, że wyglądała na bardzo odważną, panicznie bała się burzy, więc dosyć ciężko to znosiła. Nikt jednak nie wiedział o tym, co przerażało najlepszą z uczennic. Drgnęła, gdy pierwsze krople deszczu spadły na nią. Ruszyła szybszym krokiem w stronę szkoły. Mrok zaczął obezwładniać świat. Czy tak miało wyglądać życie od momentu śmierci Albusa Dumbledore’a?

***

Minęło półtorej tygodnia od śmierci, od tego czasu nikt nie wszedł do gabinetu byłego dyrektora. Teraz jednak Minerwa McGonagall przechadzała się wzdłuż biurka w swojej szafirowej szacie. Od czasu do czasu zerkała na duży obraz Albusa, powieszony tuż za biurkiem, jednak mężczyzna, jak na złość, spokojnie spał w swoich złotych ramach. Minerwa nie wiedziała jak dalej ma działać, co robić, jak pomóc młodemu Potterowi w najtrudniejszych chwilach jego życia. Czekała na wszystkich członków Zakonu Feniksa, a także na tych, którzy dopiero co mieli dołączyć. Miała nadzieję, że w czasie zebrania obudzi się Albus i wszystko im wytłumaczy.
Drzwi otworzyły się i do środka kolejno zaczęli wchodzić ludzie. Pierwszy był Alastor Moody, zaraz za nim do pomieszczenia weszła Nimfadora Tonks, ciągnąc Remusa Lupina za rękę, później weszli wszyscy Weasley’owie – Molly, Artur, Fred i Weasley, Ron, a także Ginewra, chociaż jej rodzice nie chcieli, by tak młodo wstępowała do Zakonu. Tu za Ginny pojawił się Harry Potter, który jednak nie patrzył na nikogo. Następnie w gabinecie pojawiła się Hermiona Granger, razem z Hanną Abbot i Seamusem Finninganem, Dean Thomas i Neville Longbottom, Luna Lovegood, która jak zwykle miała rozmarzoną minę, Fleur Delacour, trzymająca się ramienia pogryzionego przez wilkołaka narzeczonego, Williama Weasley’a. Do pomieszczenia weszli jeszcze kolejno następni członkowie stowarzyszenia, a na samym końcu wszedł Rubeus Hagrid, przewyższający wszystkich innych.
- Gdzie Kingsley? – zapytała Molly Weasley, patrząc ze smutkiem na obraz byłego dyrektora. Później smutno spojrzała na swojego syna, ale on tylko się do niej uśmiechnął. Bill już nigdy miał nie być taki, jak wcześniej, co jednak nie przeszkadzało jego narzeczonej, Fleur.
- Kingsley może się spóźnić, wciąż ochrania mugolskiego ministra – odpowiedziała Minerwa i zasiadła za biurkiem, zdejmując okulary. Palcami ucisnęła nasadę nosa, była trochę rozdrażniona, nie miała też pewności, że coś pójdzie po ich myśli. – Obiecał jednak, że szybko zapewni mu dostateczną ochronę i przybędzie, w międzyczasie jednak chciałabym, abyśmy zdecydowali o przyłączeniu nowych członków Zakonu – tutaj wskazała na czwórkę Weasley’ów, Harry’ego, Hermionę, Hannę, Deana, Neville’a, Lunę, Seamus’a i kilku innych członków Gwardii Dumbledore’a, którzy zostali zaproszeni na spotkanie przez profesor McGonagall.
- Ale oni są za młodzi! – zaprotestowała pani Weasley, próbując przytulić do siebie najmłodszą ze swoich pociech, ale Ginewra zwinnie wywinęła się z jej uścisku i wtuliła w Harry’ego.
- Molly, większość z nich jest już pełnoletnia, poza tym, nastała wojna, rozumiesz? Każdy z nich będzie walczyć, nie ważne czy będzie w Zakonie czy nie, musisz przeboleć to wszystko, bo oni tak czy inaczej będą walczyć, możliwe, że nawet wbrew twojej woli – powiedziała Minerwa, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Molly chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej mąż ścisnął jej dłoń.
- Molly, kochanie, Minerwa ma rację. Dzieci będą walczyć, czy nam się to podoba, czy nie – powiedział cicho. Molly Weasley więcej się nie odezwała, ale widać było, że nie podziela ich decyzji.
- Pani profesor… czy będziemy mieli jakieś zadania? – spytał Dean Thomas, przerywając rozmowę z Seamusem i wpatrując się w nauczycielkę transmutacji.
- Owszem, panie Thomas. Pytanie tylko, czy wszyscy zgadzacie się, na wstąpienie do Zakonu -  ledwo dokończyła zdanie, a głosy kandydatów na nowych członków Zakonu, w jednej chwili wypowiedziały głośne „TAK”. Minerwa uśmiechnęła się delikatnie.
- Dobrze, w takim razie poczekamy jeszcze chwilę na Kingsley’a i wytłumaczymy wam, jakie każdy z was dostanie zadanie. Jest was wielu, będziecie podzieleni na pary, czasami na większe grupki, każdy dostanie własne zadanie, z którego będzie musiał wywiązywać się przez cały rok szkolny. Przez cały rok, aż do momentu Ostatniej Bitwy, aż do momentu śmierci Lorda Voldemorta – powiedziała głośno i wyraźnie, z determinacją w głosie. Hermiona rozejrzała się dookoła w milczeniu, patrzyła na przytulone pary i cicho westchnęła. Drzwi do gabinetu otworzyły się ponownie i do środka wszedł Kingsley Shacklebot. Przeprosił za spóźnienie i podszedł do biurka Minerwy.
Mężczyzna trzymał w dłoni zwinięty pergamin i wydawał się być trochę zmęczony. Pilnowanie premiera mugoli, pracowanie w biurze aurorów, oraz częste spotkania Zakonu Feniksa były dosyć męczące.
- Dobrze, że pojawiłeś się na spotkaniu, nakreśliłam już im zasady, przyjęłam nowych członków Zakonu i czekamy na ciebie, abyś mógł dokładnie wytłumaczyć o co będzie chodziło przez następny rok, dobrze? – Minerwa wpatrywała się w mężczyznę, a wszyscy czekali w napięciu na swoje zadania.
- Zostaniecie podzieleni na niewielkie grupki dwu, trzy, czasami nawet czteroosobowe. Każdy jednak będzie miał inne zadanie, związane z jego zdolnościami. Kiedy będziemy was wyczytywać, siadajcie już tak, żeby prościej było wam później wytłumaczyć na czym dokładnie będą polegały wasze zadania – zaczął powoli, swoim głębokim, uspokajającym głosem. Hermiona zauważyła poruszenie wśród reszty zgromadzonych, kiedy Kingsley rozłożył długi pergamin. – Artur, Szalonooki i Tonks, Remus, Hagrid i madame Maxime, Fred i George Weasley, Dean Thomas i Seamus Finningan, Ron Weasley i Luna Lovegood, Neville Longbottom, Hanna Abbot i Pomona Sprout, Ginny Weasley i Harry Potter, Fleur Delacour, William Weasley, Charlie Weasley, Molly Weasley… - wyczytywał kolejno nazwiska, dobierał w pary, zostawiał pojedyncze osoby, tak samo, jak Hermiona miała być sama. Nie bardzo spodobała jej się ta opcja, ale powoli czekała, aż mężczyzna podejdzie do niej i wytłumaczy, na czym będzie polegało jej zadanie. Póki co, przysłuchiwała się reszcie zadań, jakie dostawali.
Wiedziała więc, że Artur Weasley, Alastor Moody i Nimfadora Tonks mają inwigilować ministerstwo, słuchać wiadomości i rozmów, donosić na to, co dzieje się w biurze aurorów i na innych piętrach. Dla Tonks było to jedno z łatwiejszych zadań, ze względu na jej metamorfomagię – w końcu mogła przybierać różne postacie.
Remus Lupin miał jedno z trudniejszych zadań – musiał wciąż być wśród wilkołaków i donosić co tam się dzieje, jakie mają plany, co zamierzają dalej zrobić. Hermiona aż wzdrygnęła się na wspomnienie Fenrira Greyback’a, wilkołaka, który zarówno pogryzł Remusa, jak i oszpecił Billa do końca życia. Zadrżała na samo wspomnienie tych żółtych oczu, zaostrzonych brudnych zębów i nieprzyjemnego zapachu, jaki wydzielał.
Hagrid i madame Maxime wciąż mieli próbować przekonać Olbrzymy, co nie było takie łatwe, bo Voldemort obiecywał im znacznie więcej, mimo to od prawie dwóch lat próbowali przekonać chociaż kilku z nich. Hagrid na samą myśl, że ponownie będzie musiał spotkać się z Maxime, uśmiechnął się szeroko, a Hermiona pomyślała, że półolbrzym jest zakochany. Po prostu zakochany.
Bill miał dalej pracować w Gringotcie i donosić, co gobliny sądzą o przyłączeniu się do Voldemorta, a Charlie, wciąż pracujący w Rumunii, miał sprowadzić kilka smoków do Hogwartu, oczywiście na czas trwania bitwy. Poza tym miał pracować zarówno w Rumunii, jak i pojawiać się tutaj, by składać raporty. Molly Weasley natomiast miała wciąż zajmować się domem, zawiadamiać Zakon w razie niebezpieczeństwa i nałożyć na Norę tak wiele zaklęć ochronnych, by nikt niepowołany nie mógł się tam przedostać, bo od tego momentu, właśnie Nora miała być miejscem spotkań Zakonu.
Reszty zadań Hermiona nie słuchała, zainteresowana patrzyła na obraz Dumbledore’a, który już nie spał, za to przyglądał się z uśmiechem, jak padają polecenia które, w większości, wymyślił on sam. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na byłego dyrektora Hogwartu. Hermionę bardzo korciło podejście do obrazu i zadanie wszystkich pytań, które ją męczyły, jednak powstrzymała się od tego. Czekała na swoje zadanie.
- Hermiono, jesteś najzdolniejszą dziewczyną w całej szkole, więc tutaj będziemy potrzebować twojej pomocy. Jesteś wybitną czarownicą w każdej z dziedzin magii, jednak twojej pomocy będziemy potrzebowali z eliksirów. Profesor Slughorn nie chce dalej uczyć, uważa, że nie bardzo do tego się nadaje, bo to nie te lata, więc ktoś będzie musiał go zastąpić. Nie wiemy jeszcze kto, więc póki co, jeśli byś mogła, pomożesz uwarzyć dla pani Pomfrey kilka eliksirów – Hermiona wpatrywała się w swoją nauczycielkę transmutacji z niedowierzaniem. Naprawdę uważała, że da radę?
- Pani profesor, nie sądzę jednak, że dam radę, eliksiry to jedna z trudniejszych dziedzin magii, a ja… - nie dokończyła, bo nauczycielka jej przerwała.
- Hermiono, jesteś bardzo zdolna, wręcz wybitna i perfekcyjna, nie pozwolisz, by jakikolwiek eliksir został źle uwarzony, a skoro Horacy nie chce dłużej pracować, to potrzebujemy kogoś, dla kogo to nie będzie problemem. Proszę cię – powiedziała, patrząc na nią. – We wrześniu będziesz tylko pomagać nowemu nauczycielowi eliksirów tnąc czy miażdżąc odpowiednie składniki, dobrze? – spojrzała na nią, a ona w końcu kiwnęła głową, nie czując się jednak pewnie. Nie rozumiała profesora Slughorna, dlaczego odchodził zaledwie po roku, zostawiając szkołę w tak trudnej sytuacji. Hogwart stracił dyrektora, nauczyciela eliksirów, obrony przed czarną magią i transmutacji, Hermiona cicho westchnęła. Czy nowej dyrektorce uda się w dwa miesiące znaleźć trzech nauczycieli?
- Dobrze, pani profesor – powiedziała cicho, a McGonagall uśmiechnęła się do niej.
- Wiedziałam, panno Granger, że podejmiesz odpowiednią decyzję. Przybędziesz do Hogwartu na tydzień przed początkiem roku i zaczniesz przygotowywać eliksiry, o jakie poprosi cię Poppy, dobrze? – uśmiechnęła się, a Hermiona odwzajemniła ten uśmiech. Za dwa miesiące miała stanąć z najtrudniejszym zadaniem, jakie do tej pory dostała.

***

W wakacje średnio co tydzień były spotkania Zakonu Feniksa w Norze. Hermiona, po uprzedniej rozmowie z Minerwą McGonagall, rzuciła na rodziców zaklęcie zapomnienia. Chciała, by wojna czarodziejów nie odbiła się na nich. Zmodyfikowała ich pamięć tak, by nie pamiętali, że mają córkę, że nazywają się Granger i są dentystami. Mieli inne priorytety, a ona zrobiła to wszystko, by uratować ich przed ewentualną śmiercią. Zamieszkała więc w Norze, wraz z całą rodziną Weasley i czekali na Harry’ego.
Codziennie dowiadywała się nowych rzeczy i codziennie poznawała kolejne przydatne zaklęcia. Próbowała skupiać się na eliksirach i to właśnie im poświęcała prawie cały czas. Na tydzień przed końcem wakacji, w Norze pojawiła się profesor McGonagall, aby zabrać ze sobą dziewczynę do szkoły. Miała jej wytłumaczyć wszystko, a od tej pory, aż do pierwszego września, niemal całe dnie Hermiona miała spędzać w pracowni Mistrza Eliksirów. Snape’a. Mordercy. Na samą myśl zadrżała, ale pożegnała się ze wszystkimi Weasley’ami i Harry’m, zabrała wszystkie swoje rzeczy i zniknęła w zielonych płomieniach. Wylądowała na dywanie w gabinecie dyrektora i rozejrzała się. Dyrektor właśnie coś mówił do portretu jednego z byłych dyrektorów Hogwartu.
- … i powiadomisz Severusa, że wraz z pierwszym września, ma pojawić się w szkole. Minerwa niedługo przeprowadzi rozmowę z całym Zakonem Feniksa i częścią uczniów. Tak, wciąż działa jako szpieg. Phineasie, musisz to zrobić jak najszybciej, żeby mógł załatwić te najtrudniejsze składniki do eliksirów. I przypomnij mu jeszcze, że od początku roku w eliksirach dla zakonu będzie mu pomagać panna Granger. Przypomnij, a nie uświadamiaj, bo on już dawno o tym wie. Na co czekasz? Jak to skończysz, to poproś Aberfortha o to, by znowu wrócił do Zakonu – im więcej osób, tym lepiej. Szybko, Phineasie, nie mamy zbyt wiele czasu! – portret profesora Dumbledore’a pouczał mężczyznę na innym portrecie. Phineas Nigellus, przodek Syriusza Black’a trochę pomarudził w swoich ramach, a później zniknął, by udać się do swojego drugiego portretu. Skąd jednak pewność, że Severus tam będzie?
Hermiona stała bez słowa, sparaliżowana z nerwów po tym, co usłyszała przez przypadek. Miała pomagać śmierciożercy? W dodatku komuś, kto tak naprawdę nigdy nie pałał do niej sympatią. Na samą myśl o tym, zrobiło jej się słabo. Czy oni wszyscy powariowali? Dyrektor, Kingsley, McGonagall? Naprawdę myśleli, że będzie szczęśliwa, wiedząc z kim będzie musiała wytrzymać następne dziesięć miesięcy? Stała przerażona, patrząc to na byłego dyrektora, to na nową panią dyrektor. Nie umiała uwierzyć.
- O, Hermiono, widzę, że już przybyłaś. Jak minęły ci ostatnie dni? – dyrektor pytał z delikatnym zainteresowaniem. – Widzę, że już usłyszałaś komu będziesz pomagać przez cały następny rok, mam nadzieję, że będziemy mogli na ciebie liczyć w tej kwestii. Minerwa wszystko dokładnie ci wytłumaczy, co dalej – uśmiechał się do niej, a Hermiona miała wrażenie, że zaraz pęknie ze złości. Co to miało znaczyć?!
- Ale…
- panno Granger, nie teraz. Minerwa wszystko ci wytłumaczy – powtórzył, uprzejmy ton już nie był tak bardzo uprzejmy. Nauczycielka transmutacji wyprowadziła nastoletnią czarownicę ze swojego gabinetu i powoli poszły opustoszałymi korytarzami do Sali eliksirów.
- Pani profesor, ale jak… jak… - brakowało jej słów, nie wiedziała jak ułożyć swoje zdanie. – Pani profesor, ja nie mogę! – wyrzuciła z siebie, patrząc na nauczycielkę. – Nie mogę z nim pracować, on zabił profesora Dumbledore’a, a teraz ma wrócić na stanowisko nauczyciela eliksirów, jakby nigdy nic?! – dała upust swoim emocjom, była zła, trochę przestraszona, ale przede wszystkim zdenerwowana.
- Panno Granger, proszę się uspokoić. Śmierć Albusa była zaplanowana od początku do końca, w dodatku przez samego dyrektora. Severus prawie całe życie jest szpiegiem, w dodatku podwójnym, teraz również pracuje jako szpieg, ma być, teoretycznie, na polecenie Czarnego Pana. W praktyce jednak Albus sam go o to poprosił, a on za zgodą i namową Voldemorta będzie ponownie nauczał eliksirów – powiedziała cicho i spojrzała na zszokowaną twarz nastolatki. Hermiona nigdy nie widziała swojej opiekunki domu w takim stanie, pełnej pasji i determinacji. Broniła Mistrza Eliksirów tak mocno, jak nigdy wcześniej nawet dyrektor go nie bronił.
- Dobrze, pani profesor – powiedziała w końcu. – Kiedy reszta Zakonu dowie się, że profesor Snape wraca do szkoły i wciąż… wciąż jest po naszej stronie? – zapytała, chociaż głos lekko drżał jej z nadmiaru emocji. To było za dużo informacji jak na jeden raz, ale Gryfonka starała się dzielnie trzymać i nie pokazywać po sobie, że trudno przyswoić jej takie rzeczy.
- Dzisiaj wieczorem. Hermiono, nie musisz przychodzić na zebranie, skoro i tak wiesz, czego będzie dotyczyło. Zostaniesz w szkole, w lochach, a od pierwszego września, jak sama usłyszałaś od dyrektora, będziesz tylko pomagać Severusowi, codziennie po lekcjach. Do ciebie będzie należało przygotowanie odpowiednich proporcji i składników, wykonanie prostych eliksirów, jak eliksir pieprzowy czy nawet veritaserum – była wicedyrektorka wydawała się być spokojna, jej głos był mocny i pełen determinacji, jednak Hermiona wyczuwała niepokój i strach, czemu nie sposób się dziwić.
Kiwnęła głową, powoli wszystko sobie układając. Eliksiry, składniki, Severus Snape, wspólne wieczory… Przy ostatniej myśli nieznacznie się wzdrygnęła. Owszem, zawsze miała szacunek do tego nauczyciela, wiedziała w końcu ile musiał przejść, podobało jej się, że zawsze potrafił na wszystko znaleźć odpowiedź, był inteligentny i oczytany, wiedział więcej niż pozostali nauczyciele, ale to i tak nie zmieniało faktu, że był opryskliwy, sadystyczny i chamski w stosunku do niej i reszty Gryfonów. Najbardziej bolało ją wspomnienie z czwartej klasy, kiedy to kpiąco oświadczył, że nie widzi różnicy w jej wyglądzie po tym, jak Malfoy rzucił na nią zaklęcie, a ona nie potrafiła już zakryć swoich długich, przednich zębów, które zaczęły sięgać końca brody. To było jedno z najgorszych wspomnień dziewczyny ze wszystkich lat w Hogwarcie i poza nim. Kiedy McGonagall odprowadziła ją do lochów, Hermiona pożegnała się z nauczycielką i weszła do tak bardzo znanej, a zarazem znienawidzonej sali. Dzięki zaklęciom, jakie podała jej kobieta, brunetka mogła przejść do gabinetu Severusa Snape’a i do jego prywatnych zapasów. Spojrzała na rozpiskę nad rozstawionymi kociołkami i jęknęła w duchu.
Eliksir pieprzowy – siedem kociołków.
Eliksir spokojnego snu – piętnaście kociołków.
Veritaserum – dziesięć kociołków.
Eliksir wiggenowy – pięć kociołków.
Szkiele-wzro – trzy kociołki.
Później było jeszcze kilka innych, znacznie trudniejszych eliksirów, a także kilka takich, o których Hermiona nie miała pojęcia. Spojrzała na Wywar Tojadowy i Felix Felicis, które również były na tej liście i zastanowiła się, czy dałaby radę, jednak zaraz z tego zrezygnowała. To przecież były trudne eliksiry, a ta część rozpiski była skierowana nie do niej, a do Mistrza Eliksirów. Rozejrzała się po pomieszczeniu i sięgnęła po książkę z eliksirami. Skrzywiła się, widząc pokreślone słowa, zapisane tym samym pismem, którym zapisana była część książki Harry’ego. Książka Księcia Półkrwi. Pamiętając, jak bardzo podpowiedzi Snape’a pomogły Harry’emu w zeszłym roku, postanowiła się kierować tym, co zapisane zostało drobnym pismem ich nauczyciela. Razem z książką przeszła do sali, rozłożyła siedem kociołków, rozłożyła książkę na blacie stolika i położyła różdżkę obok niej. Wyciągnęła potrzebne składniki i zabrała się za ich przygotowanie, uprzednio podpalając ogień pod każdym z siedmiu kociołków.
Robiła wszystkie kociołki na raz, używając jednego ze skuteczniejszych zaklęć. Wszystkie składniki jednak przygotowywała ręcznie, do każdego z kociołków. Perfekcyjnie zgniotła w moździerzu 280 kulek czarnego pieprzu, połamała na trzy części siedem kłów węża, rozłożyła czternaście korzonków stokrotek i muchy siatkoskrzydłe. Eliksir pieprzowy był jednym z ulubionych eliksirów pani Pomfrey – za każdym razem, gdy ktoś chociaż lekko pokasływał, ona od razu wmuszała w taką osobę jedną dawkę lekarstwa. Hermiona sama miała „przyjemność” spróbowania tego specyfiku i do końca dnia para uchodziła z niej uszami. Nieprzyjemne uczucie, jednak lek doskonały.
Każdy skończony eliksir od razu zanosiła do skrzydła szpitalnego, w którym madame Poppy Pomfrey już na nią czekała. Powiadomiona przez nową dyrektorkę, spędzała resztę wakacji w murach szkoły, zamiast we własnym domu. Nie narzekała jednak, wręcz ciągle matkowała Hermionie – prosiła, by odpoczywała, by dużo spała, nie przemęczała się, uważała na siebie, bo przecież eliksiry nie są łatwe. Dziewczyna tylko kiwała głową, zgadzała się, dla świętego spokoju, ze szkolną pielęgniarką i wracała do sali eliksirów, by rozpocząć kolejne eliksiry. Nie było łatwo, ale nikt nie obiecywał, że wojna i przygotowania do niej będą łatwe. Każdy, kto zdecydował się na czynny udział w walce z Voldemortem i jego poplecznikami, musiał mieć świadomość tego, co w każdej chwili może nastąpić, włącznie ze śmiercią bliskich osób, dzieci, niewinnych i przestraszonych, walecznych… Hermiona musiała sama przed sobą przyznać się, że tak naprawdę boi się wojny i tego, co może się stać. Była na świeczniku, tak samo, jak pozostali przyjaciele Chłopca, Który Przeżył. Każdy mógł stać się teraz kartą przetargową, byle tylko Złoty Chłopiec dostał się w ręce Czarnego Pana.
Przez cały tydzień skupiała się tylko i wyłącznie na eliksirach, dzięki czemu tak bardzo nie myślała o strachu. Czasami pojawiała się w Norze, żeby zjeść posiłek i odpocząć, trochę porozmawiać z przyjaciółmi i członkami Zakonu Feniksa. Pozostałe chwile spędzała w lochach, tworząc kolejne eliksiry na potrzebę pielęgniarki i stowarzyszenia. Dni mijały tak szybko, że nim dziewczyna się zorientowała, już był pierwszy września, za kilkanaście godzin w szkole znowu miał być gwar i harmider, mieli pojawić się nowi, niewinni uczniowie klas pierwszych, a także znowu miała zobaczyć Mistrza Eliksirów.
Drzwi do sali otworzyły się z hukiem, dziewczyna niechcący upuściła na ziemię fiolkę z eliksirem zapomnienia i przestraszona spojrzała na wejście do sali. Mistrz Eliksirów spojrzał na nią czarnymi oczami, a Hermiona miała wrażenie, że serce jej stanęło na moment.
- Uważaj co robisz, Granger – warknął, kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim. – I to niby ty masz mi pomagać przy eliksirach? Jesteś przecież tak niezdarna, że nawet nie potrafisz utrzymać zwykłej probówki w dłoni, a co dopiero precyzyjnie cokolwiek pokroić – każde słowo ociekało jadem, brunetka momentalnie zbladła, wpatrując się w niego. Zawsze brakowało jej słów, gdy widziała profesora Snape’a, a kiedy tylko zaczynał ją obrażać, nawet nie potrafiła w żaden sposób odpyskować. Teraz też nic nie zrobiła, biernie czekając na kolejną obrazę.
- No co tak stoisz?! Posprzątaj to i zabierz się za przygotowanie składników do Felix Felicis, Amortencji i eliksiru Wielosokowego. Szybko! – przeszedł przez salę, omiatając ją spojrzeniem i wszedł do swoich prywatnych komnat. Hermiona szybko posprzątała po rozbitej fiolce, napełniła kolejne słoiczki resztą eliksiru, wyczyściła kociołki i zaczęła przygotowywać składniki, które trzeba było podać na wstępie. Każdy z tych eliksirów miał bardzo złożoną recepturę. Amortencja, jako najsilniejszy eliksir miłości, składał się w głównej mierze z różnych ziół, kwiatów i przypraw, dla każdego pachniał w inny sposób, na każdego działał zupełnie inaczej – jednym wystarczyło podać niewiele eliksiru, by uzyskać silny efekt, natomiast innym potrzeba było znacznie więcej, by efekt był zadowalający. Odpowiednie składniki pocięła w równe kawałki, inne zmiażdżyła w kamiennym moździerzu, a jeszcze inne zostawiła w całości. Skończyła z jednym eliksirem i zaczęła z drugim, Felix Felicis – potrzebował pół roku na uwarzenie.
- Skończyłaś, Granger? – na dźwięk głosu mężczyzny Hermiona aż podskoczyła. Stał blisko niej, a ona nawet nie wiedziała, kiedy się pojawił. Pokręciła głową, a on spojrzał na nią pobłażliwie. – I co? Potrzebujesz całego dnia na przygotowanie kilku prostych składników? Czy to także cię przerasta, Granger? – kpił z niej, a ona starała się trzymać nerwy na wodzy.
- Nie, panie profesorze. Skończyłam składniki potrzebne do zrobienia Amortencji, a teraz staram się odpowiednio przygotować składniki do Felix Felicis – odpowiedziała powoli, patrząc na mężczyznę. Spojrzał na nią i, wyraźnie nie mając się do czego doczepić, rzucił:
- Szybciej, Granger. Nie mam całego dnia, by bawić się w obserwowanie jak ślimaczym tempem przygotowujesz składniki, które powinny zająć ci nie więcej niż 10 minut – po jego słowach dziewczyna odwróciła się i powróciła do przerwanej czynności. Z nerwów zaciskała zęby, żeby niczego nie odpyskować. Zastanawiała się nad reakcją przyjaciół na wieść, że Snape nie jest mordercą, będzie ich dalej uczył i, na dodatek, ona musi z nim ściśle współpracować.
Skończyła składniki do Felix Felicis, więc kiedy mężczyzna zabrał się za oba eliksiry, ona postanowiła zająć się eliksirem Wielosokowym, który był dla niej łatwy – w końcu już w drugiej klasie wykonała go bez niczyjej pomocy, a teraz robiła go za zgodą personelu szkoły, nie musząc znowu kraść składników. Uśmiechnęła się mimowolnie na samo wspomnienie tamtego roku.
Trzy godziny później Severus Snape wygonił swoją siedemnastoletnią uczennicę z Sali, niby to mówiąc, że ma się przygotować i nie spóźnić na ucztę, bo inaczej od razu odejmie jej pięćdziesiąt punktów. Wolała się nie wykłócać, więc wysprzątała swoje stanowisko i pobiegła do siebie, by odświeżyć się i przebrać do kolacji. Gdy wybiła godzina 17, ona jako jedyna uczennica siedziała w Wielkiej Sali, wraz z większością grona pedagogicznego. Nie było tylko Rubeusa Hagrida, który miał za zadanie przyprowadzić pierwszaków, a także Filiusa Flitwicka, który objął stanowisko zastępcy dyrektora. Dziewczyna wpatrywała się w każdego z nauczycieli, chciała zauważyć, jakie zmiany w nich zaszły.
Dziesięć minut po godzinie siedemnastej, drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem, a do środka weszli wszyscy uczniowie klas od drugiej do siódmej. Widząc przyjaciół, mimowolnie się uśmiechnęła. Ten rok zapowiadał się znacznie gorzej niż poprzedni.