W końcu udało mi się zakończyć i poprawić pierwszy rozdział, który jest zrobiony bardziej na wzór prologu niż jakiegokolwiek rozdziału. Mam nadzieję, że nie jest to najgorsze. Drugi rozdział powoli się pisze, póki co dalej pracuję nad wyglądem i całą resztą strony, ale nie idzie mi to najlepiej, bo w ogóle się na tym nie znam. Jeśli jest tutaj ktoś, kto byłby mi w stanie pomóc, to byłabym bardzo wdzięczna. Na chwilę obecną mam już napisane cztery rozdziały, ale czekam na betę.
Za zbetowanie tego rozdziału bardzo dziękuję exquisiscie.
UWAGA! Ten rozdział zawiera również sceny erotyczne.
Wychodząc z zamku czuła zarówno ulgę, jak i
niewyobrażalny strach. Budynek szkoły był zniszczony, wiele ścian nie
wytrzymało naporu silnych zaklęć i zwaliło się, zabijając wielu ludzi, tych
dobrych i tych złych. Dziewczyna z burzą brązowych loków wpatrywała się w
pobojowisko z mieszaniną lęku, bólu i ulgi. Nienawidziła tego wszystkiego, co
się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a jednak były chwile, które
przypominała sobie z największą rozkoszą. Przymknęła oczy, by nie patrzeć na
zwalone mury zamku, zniszczone zbroje i leżące martwe ciała ludzi. Nie tylko
śmierciożerców, ale także członków Zakonu Feniksa oraz, co najbardziej bolało
dziewczynę, dzieci. Uczniów Hogwartu było niewielu, ale to bolało najbardziej.
Byli młodsi od niej, mieli rodziny i przyjaciół, plany na przyszłość, a jednak,
mimo świadomości co mogło się wydarzyć, wykazali w sobie tyle odwagi, że
postanowi zawalczyć przeciwko najpotężniejszemu czarnoksiężnikowi na świecie.
Pojedyncze łzy spłynęły po brudnych policzkach nastolatki. Jej szkolna szata
była zniszczona, a kostka, mimo że już zaleczona, wciąż trochę pobolewała. W
brązowych włosach zaplątały się odłamki szkła, a kurz mocno je zmatowił. Stojąc
na powietrzu przed szkołą, starała się nie przypominać sobie tego, co wydarzyło
się niespełna godzinę temu. Była sama, większość ludzi opłakiwała przyjaciół i
rodziny, zmarłych i niewinnych ludzi, radowali się, że udało im się przeżyć i
skończyło się ich największe piekło. Nie było już największego czarnoksiężnika
na świecie, nie było także Śmierciożerców. Po raz pierwszy od siedmiu lat
zapanował spokój. Poczuła czyjąś obecność obok siebie, ktoś przyszedł. Ktoś,
kto nie miał najmniejszej ochoty na spędzanie czasu z ludźmi, którym udało się
przeżyć. Nie musiał nic mówić, wiedziała z kim ma do czynienia, czuła zapach
jego perfum, który działał na nią kojąco. Niepewnie wysunęła dłoń w jego
stronę, a on ją uścisnął, nawet się nie skrzywiła, gdy dotknął jej drobną,
ciepłą dłoń swoją zimną, męską ręką z długimi palcami. Uśmiechnęła się ledwo
widocznie i wiedziała, że on zrobił to samo.
- Teraz już nikt nie będzie taki sam, prawda? –
spytała i powoli spojrzała w górę, na mężczyznę znacznie wyższego od niej.
Spojrzał na nią swoimi czarnymi, nieprzenikliwymi oczami i mimowolnie się
uśmiechnął, niewiele, ale się uśmiechnął.
- Nie, Granger, teraz nikt ani nic nie będzie takie,
jak wcześniej i przyzwyczajaj się do tego – mocniej uścisnął jej dłoń i chociaż
ona wiedziała, że właśnie w taki sposób pokazuje jej uczucia, to postronny
obserwator nawet nie zauważyłby ich złączonych dłoni – szaty Mistrza Eliksirów,
nawet tak bardzo zniszczone, swobodnie zasłaniały ich ręce. Hermiona cicho
westchnęła i przysunęła się bliżej, wdychając zapach mężczyzny.
- Oczywiście, profesorze Snape, już zaczęłam się
przyzwyczajać – powiedziała, uśmiechając się filuternie, a przecież nie powinna
się uśmiechać w chwili, gdy ledwo uszła z życiem, a dookoła nich pełno było
martwych czarodziejów, kilku olbrzymów i wilkołaków, oraz pełno rozwalonych
posągów i zbroi, które również walczyły z siłami ciemności. Uśmiechnęła się
mimowolnie, gdy mężczyzna warknął, słysząc jak brunetka zwraca się do niego.
Wolną dłonią sięgnął do jej włosów i wyciągnął kilka kawałków szkła.
- Nie powinnaś teraz być z… - zaczął, ale dziewczyna
bardzo skutecznie mu przerwała, stając na palcach i przyciągając go do siebie.
Pocałowała go i uśmiechnęła się, gdy cicho warknął. Wiedziała, co powiedziałby
dalej i wolała tego nie słuchać. Chociaż minął już rok od śmierci Dumbledore’a,
a Zakon Feniksa został poinformowany, że śmierć ta była na życzenie dyrektora
Hogwartu, zarówno Harry Potter, jak i jego najlepszy przyjaciel, Ronald
Weasley, nie potrafili wybaczyć tego Mistrzowi Eliksirów. W przeciwieństwie do
Hermiony, która po dwóch tygodniach powoli przyzwyczaiła się do myśli, że
mężczyzna zamordował kogoś na jego własne życzenie. Później… wszystko potoczyło
się w sposób, o jakim nawet nie śniła. Odsunął się od niej, patrząc na jej
twarz. Zazwyczaj blade policzki były pokryte teraz delikatnym rumieńcem i
ciemnymi smugami z kurzu. Na lewym policzku widoczna była teraz sporej długości
rana, z której wciąż powoli płynęła krew. Severus otarł policzek młodej
dziewczyny i powrócił do poprzedniej pozycji, łapiąc ją lekko za dłoń. Cicho
westchnęła.
- Nie, nie powinnam. Oni są teraz… - zamilkła,
szukając odpowiedniego słowa. Przygryzła wargę, bo chciała powiedzieć, że są
szczęśliwi, ale to nie było możliwe. – Ron opłakuje zmarłego brata, w końcu nie
ważne jaki był, ale Percy zawsze był jego starszym bratem – powiedziała powoli,
wpatrując się przed siebie. – A Harry… Po tym, co się wydarzyło, sama
potrzebowałabym samotności, nie chciałabym, żeby każdy podchodził do mnie,
gratulował mi dobrej walki i współczuł, że jest się samym. On teraz pewnie jest
u siebie, albo z Ginewrą – uścisnęła mocniej jego dłoń. Mężczyzna skinął głową,
spoglądając na dziewczynę.
Nie odpowiedział jednak nic, nie bardzo wiedząc co.
Zmęczony walką, ciągłym szpiegowaniem, udawaniem, ukrywaniem i torturami, nie
miał nawet siły na odrobinę złości czy ironii, chociaż zawsze taki był. Widział
jednak, jak wielka zmiana zaszła w tej niewysokiej, młodej kobiecie. Jak dużo
rzeczy zwaliło się na nią w jednej chwili. Objął ją ramieniem, patrząc jednak
przed siebie. Czarne oczy nie zdradzały niczego, a Hermiona nie miała nawet
siły na zastanowienie się co może myśleć jej mężczyzna. Jak to dziwnie
brzmiało, nawet w jej głowie! Jeszcze rok temu był znienawidzonym nauczycielem,
mordercą, a teraz nagle, w przeciągu kilku miesięcy stał się dla niej całym
światem. Bezwiednie wtuliła się w chudą pierś mężczyzny i przymknęła oczy.
- Zmęczona? – spytał cicho, zachrypniętym głosem.
Mruknęła tylko coś niewyraźnie na znak zgody, a on wziął ją na ręce. Szybkim
krokiem, powiewając połami czarnej szaty, przeszedł przez zniszczony dziedziniec,
wszedł do Sali wejściowej pełnej gruzów, ominął martwe ciało wilkołaka
Greyback’a i wszedł do lochów, niosąc brunetkę na rękach. Przeszedł przez
zabezpieczenia, jakie sam rzucił na swój gabinet i wszedł po chwili do swojej
sypialni, układając osiemnastoletnią dziewczynę na dużym łóżku. Spojrzała na
niego ledwo przytomnie, jednak wiedział, że będzie miała koszmary tej nocy. Bez
słowa podał jej fiolkę z eliksirem spokojnego snu, a ona spokojnie ją wypiła.
- Dobranoc, Severusie – powiedziała cicho, zamykając
swoje duże, orzechowe oczy. Wyciągnął z jej włosów jeszcze kilka kawałków szkła
i patrzył, jak powoli zasypia.
- Dobranoc, Granger – rzucił, zdejmując czarną,
porwaną szatę. Gdy usłyszał jej spokojny
oddech, poszedł do łazienki. Wciąż zastanawiał się co taka młoda, inteligentna
i ładna kobieta w nim widzi. Nie był przecież przystojny, zaczynając od
haczykowatego nosa, ziemistej cery i prawie zawsze przetłuszczonych włosów, a
na bladym i chudym ciele pełnym blizn kończąc. Oparł dłonie o umywalkę i spojrzał
w lustro. Odkąd zaczął uczyć w Hogwarcie niewiele spoglądał w lustro, chociażby
dlatego, że nienawidził sam siebie, za śmierć tylu niewinnych osób. Nie żałował
jednak śmierci Jamesa Pottera i gdyby teraz został postawiony przed wyborem,
nie wahałby się – znowu pozwoliłby na jego śmierć, o czym młoda kobieta, leżąca
w jego łóżku, wcale nie musiała wiedzieć. Potter był kanalią, a Severus nawet
przez jeden dzień nie pomyślał o tym, by mu wybaczyć. Nie zasługiwał na
wybaczenie, zasługiwał na długą i bolesną śmierć w męczarniach, tak samo jak
cała reszta huncwotów. I chociaż Severus był skłonny tolerować Remusa Lupina,
to cieszył się, że cała reszta znienawidzonych przez niego osób nie żyje.
Włącznie z Voldemortem i Dumbledore’m.
Puścił zimną, niemal lodowatą wodę i wszedł pod
prysznic. Chociaż taki chłód powinien doprowadzić przynajmniej do szoku,
Severus nawet na to nie zareagował. Po dwudziestu minutach temperatura wody
przestała mu całkowicie przeszkadzać, a nawet poczuł trochę ciepła, szczególnie
gdy wyszedł spod prysznica, owinął się ręcznikiem i wrócił do śpiącej
dziewczyny. Położył się obok, chociaż nie wyczuwał już takiego zmęczenia.
Wpatrywał się z jej zakurzoną, poranioną twarz, dłonie zaciśnięte w pięści z
taką siłą, że aż zbielały jej kostki, w burzę bujnych, brązowych włosów, teraz
mocno skurzonych i przyklapniętych. Przeżyła w tym jednym dniu wiele, zbyt
wiele, jak na taką osobę. Po raz pierwszy rzuciła wiele Zaklęć Niewybaczalnych,
mordując kilku śmierciożerców. I chociaż wiedziała, że zrobiła to w imię dobra,
to Severus Snape doskonale wiedział, że źle to wszystko zniesie. Zimną dłonią
przejechał po jej policzku, więc mruknęła przez sen i przewróciła się na plecy.
Obserwował jej sylwetkę, rejestrując nawet najmniejsze drgnienia jej ciała. W
ciągu tego roku schudła przynajmniej z dziesięć kilo, co było normalne – nie
miała zbyt wiele czasu na jedzenie, warzyła eliksiry, pomagała Harry’emu w
odszukaniu Horkruksów, spotykała się z Severusem i, jak przystało na pannę Wiem-To-Wszystko
Granger, uczyła się do OWUTEMÓW.
Miała płaski brzuch, ale wciąż ładnie, kobieco
zaokrąglone biodra, średniej wielkości, okrągłe piersi i chude ręce, widoczne
zagłębienia przy obojczykach i delikatną fakturę skóry, teraz jednak nierówną,
bo pociętą, gdy tuż za nią jeden z olbrzymów rozbił największą z szyb w
Wielkiej Sali. Severus dokładnie wpatrywał się w jej ranę na policzku,
zastanawiając się, czy jest sens to leczyć. Przecież blizna nadawałaby jej
jeszcze więcej uroku, a sam czułby się lepiej, wiedząc że i ona ma jakieś
blizny. Zaraz jednak poczuł się jak skończony idiota, myśląc tylko o tym, by to
jemu było lepiej. Zganił się w myślach, ale mimo wszystko nie zabrał się za
uleczanie tego. Objął ją w pasie i, zamiast przytulić do siebie, sam mocno się
w nią wtulił. Miewał koszmary i, mimo tej maski obojętności, potrzebował
czyjejś bliskości, czyjegoś ciepła. Potrzebował, by ktoś przy nim był, a
Hermiona była do tego idealna. Nie pozwalała mu na ciągłe odpychanie się, na
złe myśli, karciła go, gdy zaczynał za bardzo się obwiniać o zło całego świata.
Nikt, prócz młodej Gryfonki, nie znał go tak dobrze. Może z wyjątkiem Augustusa
Rookwood’a i młodego Malfoy’a, ale i te dwie osoby były dosyć wątpliwe. To
dopiero przed nią odkrył swoją prawdziwą twarz, momentami porzucając swoją
maskę obojętności. Przy niej zarumienił się po raz pierwszy, ale, co Hermiony
nie dziwiło, nigdy nie powiedział do niej po imieniu. Może z wyjątkiem chwil
uniesienia, gdy żadne z nich się w niczym nie hamowało, ale poza jego sypialnią
i gabinetem wciąż była panną Granger. Hermioną Granger. Osiemnastoletnią
dziewczyną, która za dwa tygodnie miała przestać być jego uczennicą, tuż po
zakończeniu najważniejszych egzaminów w świecie magii. Usnął, czując jej
zaciśnięte dłonie na swoich plecach. Była przerażona Ostatnią Bitwą, a on był
zmęczony ostatnimi dwudziestoma latami podwójnej służby. W końcu jednak
nastąpił spokój.
***
Hermiona miała tej nocy koszmary, mimo eliksiru
spokojnego snu, który zdążyła zażyć. Widocznie eliksir był zbyt słaby na to, co
przeżyła tego dnia. Widziała śmierć niewinnych osób, sama doprowadziła do
śmierci kilku Śmierciożerców i chociaż oni na to zasługiwali, ona nie czuła się
z tym najlepiej. Była brudna, zbrukana krwią, odczuwała do siebie nienawiść i
niechęć, miała ochotę wejść pod prysznic i nie wychodzić spod wody dopóki nie
przestanie odczuwać tych negatywnych uczuć. Prawdopodobnie miało to nigdy nie
nastąpić. Widziała ten uśmiech Voldemorta, gdy rzucił zaklęciem w Harry’ego. W
tamtej chwili prawdopodobnie bardziej bała się tego uśmiechu, niż faktu, że
Harry mógł zginąć. Ale przeżył, w dodatku pokonał mężczyznę, który odebrał mu
prawo do prawdziwej rodziny, odebrał mu rodziców i możliwość szczęścia. Całą
noc rzucała się po łóżku, kręciła się, zaciskała dłonie i płakała. Być może
eliksir zadziałał w jej przypadku z opóźnieniem, bo dopiero po dwóch godzinach
usnęła spokojnie, wtulając się w Severusa. Mężczyzna wtulał się w nią mocno,
obejmował ją ciasno w pasie i przytulał twarz do jej piersi.
Gdyby ktoś w tej chwili wszedł do sypialni Mistrza
Elikisrów, prawdopodobnie wyszedłby stamtąd w ciężkim szoku. Przez dziesięć
miesięcy nikt nie zauważył tego, co wytworzyło się między Hermioną Granger,
uczennicą ostatniej klasy, a Severusem Snape’m, Mistrzem Eliksirów,
Śmierciożercą, szpiegiem doskonałym i nauczycielem Hermiony, w dodatku takim,
który wręcz nienawidził Gryfonów.
Mruknęła przez sen i przytuliła się mocniej do
niego, przylegając niemal całym ciałem, do chudego ciała Severusa. Włosy
przysłoniły jej twarz, drażniąc jej ranę i łaskocząc jej mały, zgrabny nosek.
Kiedy eliksir zadziałał, przestała się męczyć tym snem, żadne bolesne
wydarzenia nie raniły jej wrażliwej duszy i umysłu, nic więcej jej nie bolało.
***
Kiedy przebudziła się po ponad dwunastu godzinach
snu, czuła gorący oddech na swoim dekolcie i szyi, oraz dużą, męską dłoń na jej
biodrze. Ledwo przytomnie spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się delikatnie.
Wciąż spał, był spokojny, co nie zdarzyło się od bardzo wielu lat. Pogładziła
jego policzek, opuszkami palców przejechała po wystających kościach
policzkowych, zaciśniętej szczęce i długim, haczykowatym nosie, kciukiem
pogładziła linię brwi i założyła kosmyk mokrych włosów za ucho, odkrywając tym
samym jedną z wielu blizn, jakie miał na ciele. Jedna była na uchu i po lewej
stronie karku, zdecydowanie wyglądała jak spora oparzelina. Palcami przesunęła
po całej bliźnie i pogładziła jego plecy, pochylając się lekko i całując go w
policzek. Mruknął przez sen i pogładził jej biodro, uśmiechnęła się więc
delikatnie i ponownie w niego wtuliła, całując jego obojczyk. Oboje przykryci
byli kołdrą, której poszewka była z jedwabiu i miała, jak należało się tego
spodziewać po Severusie, kolor intensywnej czerni. Położyła dłoń na jego
ramieniu i powróciła do wędrówki dłońmi po jego ciele, delikatnie zataczając
kółka wokół wielu blizn. Pogładziła jego plecy i klatkę piersiową, dotknęła
brzucha i podbrzusza, przejechała po kości biodrowej i biodrze, opuszkami
palców zahaczając o jego pośladki i pogładziła jego udo. Severus raczej nie
zasypiał ubrany, jeśli pominąć te kilka momentów, w których po prostu usypiał
na stojąco, niezdolny by się rozebrać. Uśmiechała się, widząc jak powoli się
budzi, jego dłoń gładziła jej biodro, zsunęła się na pośladki i zaczęła gładzić
wyżej, pełzając po plecach, wzdłuż linii kręgosłupa… Przymknęła oczy, cicho
wzdychając. Gładził jej kark i lekko masował potylicę, drugą dłoń położył na
jej piersi i powoli zaczął ją masować. Cichy jęk wyrwał jej się z głębi gardła,
co mężczyzna przyjął z pomrukiem i lekkim uśmiechem. Ustami dotknął jej
gładkiej szyi, lekko ją przygryzając. Słyszał przyspieszony oddech brunetki i
wpatrywał się w nią oczami czarnymi jak węgiel, pełnymi pożądania do niej.
Wciąż miała jednak zamknięte oczy, więc po chwili, najzwyczajniej w świecie
przerwał pieszczoty. Jęknęła z oburzeniem i spojrzała na niego. Uśmiechnęła
się, widząc te oczy i to spojrzenie pełne pasji, pożądania i namiętności.
Pochyliła się i pocałowała go, a mężczyzna oddał pocałunek z jeszcze większą
siłą. Naparł na jej miękkie, gorące wargi, obejmując ją mocno w pasie.
Mruknęła, gdy językiem przejechał po jej wargach, rozsunęła usta, tym samym
zapraszając jego język do wspólnej zabawy. Jedną rękę wsunął w jej włosy i
zacisnął dłoń w pięść, całował ją coraz namiętniej, drugą dłonią starając się
ją rozebrać. Nie bawił się w rozpinanie guzików – po prostu rozerwał to, co nie
dało się rozpiąć. Odrzucił jej szkolną szatę i białą koszulę, długimi, zimnymi
palcami gładząc jej blade ciało. Szybko rozpiął jej spódniczkę i zsunął z niej.
Na chwilę oderwał się od dziewczyny i spojrzał z podziwem na jej ciało, mimo
wielu bitewnych siniaków, paru blizn i rozcięć była na swój sposób piękna. Nie
najładniejsza czy najpiękniejsza, ale po prostu dla niego idealna. Uśmiechnął się,
widząc jej rozanieloną minę i rozpiął biały stanik, bez problemu uwalniając jej
biust. Nie spieszył się z niczym, co bardzo często doprowadzało ją do szału.
Leżała teraz na plecach na jego łóżku, a on zawisł nad nią, wciąż wpatrując się
w jej orzechowe oczy, lekko zamglone z ogarniającego ją podniecenia. Złapał ją
za podbródek, gdy była już zupełnie naga i zmusił ją do spojrzenia w swoje
oczy. Widział w nich wszystko to, co chciał zobaczyć – pożądanie, miłość,
oddanie i uległość wobec niego. Severus niejednokrotnie zastanawiał się, jakim
cudem taka dziewczyna mogła go pokochać, w dodatku tak silną i niewinną
miłością. Jego! Szczególnie teraz, kiedy wiedziała jaki był, co robił podczas
pierwszej wojny, co robił w czasie ostatniej wojny i przed nimi, co działo się
przez całe lata jego bycia wśród Śmierciożerców. A jednak chciała go, ze
wszystkimi jego wadami, niemal z brakiem zalet, brzydkiego i ironicznego,
sarkastycznego i sadystycznego, na widok którego wszystkie pierwszaki miały
koszmary, a uczniowie wyższych klas ciągle na niego przeklinali i pomstowali, a
jednak ona go uwielbiała, w jej oczach były tyle oddania i uwielbienia, że
mogło zemdlić każdego. Każdego, tylko nie jego. Trzymając ją za podbródek,
pocałował ją namiętnie, zimną dłonią dotykając jej ud. Jęknęła z rozkoszy. Była
taka drobna i wrażliwa, delikatna. Tak łatwo było ją zranić, chociaż jednym
słowem, gestem, ruchem, czymkolwiek. Patrzył na jej twarz, na czerwone
policzki, skołtunione, brązowe włosy, przymknięte powieki i długie rzęsy, mały
nosek i zadrapanie na policzku. Puścił jej podbródek i pogładził krągłe biodra.
Usłyszała ciche warknięcie gdzieś w okolicach jej
brzucha i pełno inwektyw, których nie szło powtórzyć. Otworzyła oczy i
spojrzała na niego, ale już-już się odsunął, sięgnął po swój ręcznik i owinął
go wokół bioder tak, jakby dopiero wyszedł spod prysznica. Nie wiedziała w
pierwszej chwili, co go tak rozzłościło, ale po chwili usłyszała pukanie do
drzwi. Sięgnęła po swoje ubrania i różdżkę, szybko zakładając na siebie rzeczy.
W tym samym czasie Severus ruszył do drzwi, a ona rzuciła na siebie zaklęcie
kameleona, by nikt nieproszony jej nie widział. Oparła się o ścianę przy
drzwiach łazienki i w napięciu czekała aż mężczyzna do niej wróci. Policzki jej
pulsowały, serce biło jak oszalałe, a oddech wciąż trochę był przyspieszony.
Nawet nie sądziła, że kiedykolwiek Severus Snape mógłby tak na nią działać.
- Czego chcesz, Lupin? – usłyszała ciche warknięcie
i znowu miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Lupin?
Spodziewałaby się każdego, tylko nie jego. Prędzej McGonagall przyszłaby
dowiedzieć się co z nim po wojnie. Ale Lupin? Przecież oni ledwo się
tolerowali!
- Szukam Hermiony, nikt jej nie widział, odkąd
Lucjusz Malfoy i Greyback ją zaatakowali – to drugie nazwisko zostało
wymienione z nienawiścią, a dziewczyna wiedziała dlaczego i wcale mu się nie
dziwiła. To właśnie ten Śmierciożerca zaatakował go, gdy był dzieckiem.
Zaatakował i zaraził likantropią. Hermiona głośniej wciągnęła powietrze,
czekając na odpowiedź Severusa.
- Skąd mam wiedzieć, gdzie podziała się Granger? Nie
jestem jej ojcem, jakbyś tego nie zauważył i nie zamierzam jej pilnować –
skłamał bez mrugnięcia okiem, chociaż Hermiona wiedziała, że w czasie bitwy,
mimo iż próbował tego nie okazywać, to starał się ją ochraniać, nawet z daleka.
– Może panna Wiem-To-Wszystko Granger siedzi, jak zwykle zresztą, w bibliotece
i zakuwa do OWUTEMÓW, nie myśląc o tym, że ktoś się martwi? – w ostatnie słowo
włożył tyle jadu i nienawiści, że Lupin cofnął się na krok. Severus w
półuśmiechu obnażył zęby.
- Przeszukaliśmy całą szkołę, włącznie z biblioteką,
pokojami wspólnymi i Zakazanym Lasem, a Pokój Życzeń jak zawsze jest otwarty,
więc… - martwił się. Remus Lupin był zmartwiony, bo nie miał pojęcia co dzieje
się z najlepszą uczennicą w szkole. Gdzie zniknęła? Może w ogólnym zgiełku
wojny nikt nie zauważył jak została zabita? Jak ktoś ją porwał? Przełknął
głośniej ślinę, patrząc na Severusa. Niedowierzał, że mężczyzna nawet nie
okazał chociażby delikatnego zmartwienia na wieść, że ktoś zaginął.
- I co? Pomyślałeś, że pewnie Granger chciała
spędzić ten czas po wojnie razem ze mną? W lochach? W dodatku… w mojej
sypialni? – Remus tego nie usłyszał, ale Hermiona zdecydowanie wyczuła tą nutkę
rozbawienia w głosie Mistrza Eliksirów. Nawet po zakończeniu wojny nie zdjął
maski szpiega doskonałego. Zobaczył, jak na policzkach Remusa pojawia się nikły
rumieniec, widoczny mimo sporego, kilkudniowego zarostu. – Nie myśl za dużo, bo
wciąż ci się to nie udaje. Za cztery dni zgłoś się po Wywar Tojadowy.
Dowidzenia, Lupin – nie czekał na reakcję, po prostu zamknął wilkołakowi drzwi
przed nosem i ponownie naniósł zabezpieczenia na wejście do swoich prywatnych
komnat. Wrócił do sypialni i rozejrzał się, wyraźnie zirytowany. Zachichotała
cicho.
- Granger, ściągnij to zaklęcie kameleona, bo nie
wiem gdzie mam cię szukać – warknął poirytowany, a ona znowu się zaśmiała.
Machnęła różdżką i znowu była widoczna dla niego. Teraz opierała się o drzwi
łazienki i delikatnie się uśmiechała. Rzuciła swoją różdżkę na łóżko i zdjęła
zakurzoną i zakrwawioną szatę, zrzucając ją na ziemię. Z tym delikatnym
uśmiechem uważnie obserwowała reakcję mężczyzny, na jej kolejne ruchy i z
przyjemnością usłyszała ciche warknięcie.
- Znowu powróciliśmy do panny Granger i pana profesora,
Severusie? – zapytała z delikatnym uśmiechem. Miała podwiniętą spódniczkę,
białą koszulę rozerwaną w kilku miejscach i rozpięte pierwsze cztery guziki. –
Muszę się wykąpać, pomożesz mi z tymi resztkami szkła, które mam we włosach? –
zapytała, jakby nigdy nic. Skinął głową nieznacznie i podszedł do niej. Złapał
ją lekko za ramię, otworzył drzwi do łazienki i wepchnął ją do środka. Mruknęła
cicho, a kiedy puścił ją, poranionymi dłońmi zaczęła rozpinać resztę guzików,
jakie jej zostały, a było ich niewiele. Pozostałe zostały brutalnie zerwane,
nim Remus im przerwał. Uśmiechnęła się na samą myśl i zdjęła resztę ubrań,
wchodząc pod prysznic. Spojrzała na mężczyznę, ale nie odezwała się słowem.
Odkręciła letnią wodę i przymknęła oczy, odwracając się do niego plecami.
Podszedł do niej i objął ją lekko w pasie jedną ręką, drugą próbował wybrać
resztę szkła i kamyczków z gęstych włosów dziewczyny, mrucząc przy okazji o
tym, jakie to okropne włosy miała jego oblubienica. Nie potrafiła powstrzymać
cichego chichotu.
- Cicho bądź – warknął cicho, co jeszcze bardziej ją
rozśmieszyło. Słyszała uderzenie szkła i kamyczków o szklane naczynie, do
którego Severus wrzucał wszystko, co wyciągnął z jej włosów. Ostatni kamyczek
upadł, roztrzaskując większy kawałek szkła, a mężczyzna obrócił ją przodem do
siebie i oparł o ścianę. Mruknęła, piekła ją rana na policzku, ale chłodne
dłonie mężczyzny na jej ciele i gorący oddech na jej szyi doskonale odwracały
uwagę od bólu. Odchyliła głowę, dając mu lepszy dostęp do swojej szyi, lekko
wygięła się w łuk, gdy zacisnął dłoń na jej krągłej piersi. Cichy jęk wyrwał
się z jej gardła, oparła dłoń Ne jego ramieniu, drugą obejmując go w pasie,
przyciągając do siebie. Całował jej szyję i dekolt, sunął wyżej, podgryzając
jej delikatną, kobiecą skórę, chłodnymi, twardymi wargami naparł na jej miękkie
i pełne usta, co przyjęła z cichym pomrukiem. Ich ciała jak zwykle idealnie
zgrały się w tańcu namiętności, pełnym pasji i pożądania. W chwilach takich,
jak ta, dla Hermiony całym światem był nie kto inny, jak Severus. Nie liczyło
się nic poza nim, jego ciałem, dotykiem, pocałunkiem, jego bliskością,
pomrukiem i warknięciami. Był jej, w każdym tego słowa znaczeniu, a ona była
jego tak, jak jeszcze nigdy wcześniej żadna kobieta. Wplótł jedną dłoń w jej
gęste, brązowe włosy i zacisnął pięść, całując ją namiętnie. Miała
przyspieszony oddech, cicho pomrukiwała i odwzajemniała jego pocałunki, chłód
ściany i letnia woda, spływająca po ich ciałach przyjemnie drażniła jej
nabrzmiałe od podniecenia ciało. Usłyszała warknięcie w okolicach szyi,
mężczyzna zacisnął długie palce lewej dłoni na jej krągłym udzie, drugą
zaciskając na jej piersi. Jęknęła i lekko się wygięła, wypychając biodra do
przodu. Mocniej przyparł ją do ściany i jęknął.
- Severus… - wymamrotała cicho, kiedy powoli się
uspokoiła. Uprzednio zaciskała dłonie na jego plecach, teraz powoli poluzowała
zaciśnięte pięści.
- Hmm? – mruknął w jej dekolt, powoli się
uspokajając. Lekko zadrżała i uśmiechnęła się, przymykając oczy. Pogłaskała go
po mokrych włosach.
- Nic – szepnęła cicho, rozkoszując się jego
bliskością. Mało kiedy mogła wyczuć jego spokój, przytulać się do w pełni
rozluźnionego ciała prawie czterdziestoletniego mężczyzny. Zawsze był spięty,
dokładny w każdym calu, czasami agresywny i bardzo drażliwy. Tylko przy niej w
końcu pokazywał swoją prawdziwą twarz.
Wiedziała też, że przed nimi jeszcze długa droga do
prawdziwego szczęścia. Czekają ich kłótnie i wyrzeczenia, chwile radości i
chwile zwątpienia. Czeka ich starcie twarzą w twarz z rodzicami Hermiony,
których dziewczyna najpierw musiała odnaleźć. O ile jeszcze żyli. Czekało ich
również starcie z przyjaciółmi wciąż osiemnastoletniej czarownicy – wiedziała,
że zarówno Harry i Ron, jak i Ginny nie będą zbytnio zadowoleni z obiektu jej
uczuć i o ile była pewna, że Ginny szybko zaakceptuje jej decyzję, o tyle
zastanawiała się, czy pozostała dwójka kiedykolwiek w życiu będzie w stanie
chociaż tolerować jej mężczyznę. Westchnęła cicho i dopiero po chwili zwróciła
uwagę, że mężczyzna dokładnie jej się przygląda, prawdopodobnie od pewnego
czasu, a ona nieświadomie gładziła jego kark. Spojrzała w te ciemne oczy, pełne
żywego zainteresowania jej myślami.
- Myślę o tym, jak to wszystko będzie teraz wyglądać
– odpowiedziała na jego nieme pytanie. Skinął głową i powoli się od niej
odsunął. Mokrą dłonią pogładził jej policzek, przejechał wzdłuż rany i znowu
spojrzał na jej twarz. Orzechowe oczy wpatrywały się w niego z uwielbieniem i
bezgraniczną ufnością. Pokręcił głową.
- Nie krzyw się, Severusie. I nie, nie lecz tego –
odpowiedziała na kolejne pytanie, którego nie zadał. Przytuliła policzek do
jego dużej, męskiej dłoni z długimi, ale kościstymi palcami. Uśmiechnęła się,
widząc jego minę. Wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do tego, że ona jest jego
i w pełni go akceptuje, mimo tak wielu kłótni. Wspięła się na palce i
pocałowała go w policzek. Woda leciała zimna, a ona już trochę zmarzła. Oparł
się plecami o drugą ścianę i przepuścił ją by wyszła spod prysznica. Sięgnęła
po ręcznik i spojrzała w lustro, gdy Snape stanął tuż za nią. Uśmiechnęła się.
- Czy ty wciąż musisz się uśmiechać? – spytał,
wracając do swojego zrzędliwego tonu, co wywołało jeszcze większy uśmiech na
jej twarzy.
- Muszę, ktoś z naszej dwójki będzie musiał nauczyć
nasze dzieci uśmiechu – powiedziała, nawet nie zastanawiając się nad tym, co
mówi.
- Zamierzasz mieć dzieci? Ze mną? – spytał
zszokowanym tonem, aż zachichotała i splotła palce ich dłoni.
- Nie teraz, ale za kilka lat… Czemu nie. Kilku
gryfonów z nazwiskiem Snape… - warknął, a ona wyszczerzyła zęby w pięknym
uśmiechu.
- Żadnych Gryfonów w rodzinie – warknął, ale widząc
jej odbicie w lustrze w porę się zreflektował – Dobra, z wyjątkiem ciebie –
burknął, patrząc na nią. Uśmiechnęła się i
przytuliła do niego. Zamknęła oczy, a w jej wyobraźni pojawił się
wyjątkowo słodki obraz. Ich. Jej, jego i dzieci. Mruknęła cicho, a on tylko
pokręcił głową. Nie musiał używać leglimencji, by wiedzieć o czym właśnie
pomyślała. I o ile starał się nie myśleć, że skazuje nastolatkę na odrzucenie
przez społeczeństwo, o tyle nie potrafił skazać niewinnych, zupełnie niewinnych
dzieci, jakie mogły się urodzić. Bezwiednie zacisnął dłoń, aż syknęła, bo
zapomniał o tym, że mieli splecione palce.
- Nie, żadnych ponurych myśli, Severusie –
westchnęła cicho.
Spojrzał na nią ponuro, ale nic nie odpowiedział.
Puścił jej dłoń i założył ręce na piersi, patrząc na Hermionę. Obiecywał sobie,
że kiedy w końcu zabiją Czarnego Pana, będzie mógł być chociaż trochę
szczęśliwszy, że będzie mógł mieć rodzinę, której nie miał nigdy wcześniej.
Szczęśliwą rodzinę. Patrzył na nią, a w jego głowie układał się kolejny plan,
uśmiechnął się do siebie. Znała ten uśmiech i nie wiedziała, czego można się po
nim spodziewać. Zazwyczaj był to uśmiech typowego sadystycznego Mistrza
Eliksirów. Uśmiech, jakim obdarzał wszystkich uczniów na swoich lekcjach – tak
zwany półuśmiech, w którym sugestywnie obnażał zęby. Prawdopodobnie, gdyby
uśmiechnął się w szkole, do uczniów tak, jak uśmiechał się do Hermiony w
chwilach, gdy byli sam na sam, można by było się spodziewać wielu
przestraszonych i zapłakanych uczniów, którzy baliby się spojrzeć na niego.
Pogładziła jego policzek, nie pytając o nic.
- Głodna jestem – powiedziała po chwili, tym samym
sprowadzając go na ziemię. Spojrzał na nią uważniej i przyznał, że sam mógłby
coś zjeść, bo przecież nie jedli nic od prawie czterdziestu ośmiu godzin. Ubrał
swoje czarne, nieśmiertelne szaty i przywołał Skrzata Domowego. Hermiona
transmutowała swoje uprzednio zniszczone szaty w coś, co nadawało się do
chodzenia, nie było wyzywające i nie było brudne. Ubrała się, miała teraz
czarne spodnie, biały podkoszulek i czarną szatę szkolną. Usiadła w drugim
pokoju na jednym z foteli i uśmiechnęła się. Severus był perfekcjonistą, musiał
mieć wszędzie porządek, nie znosił żadnego bałaganu i sprzeciwu, a to jej się
bardzo podobało. Po chwili na stoliku pojawiło się kilka talerzy pełnych
jedzenia, dzbanek z herbatą i dwie duże szklanki. Spojrzała na Severusa, który
ponownie przypominał Mistrza Eliksirów, profesora Snape’a. Wiedziała, że to, co
wyprawiali przez ostatni rok zakrawało na szczyt perwersji – uczennica i
nauczyciel! Sięgnęła po jeden z dyniowych pasztecików, obserwując jak jej
mężczyzna nalewa herbatę do obu szklanek. Zaburczało jej w brzuchu tak głośno,
że aż się zarumieniła ze wstydu. Nie sądziła wcześniej, że może być tak bardzo
głodna.
Ponuro spojrzała na swój obiekt westchnień.
Mężczyzna po prostu zgiął się w pół i zaczął się śmiać, tak, jak nigdy
wcześniej. Śmiał się z niej! Z oburzenia aż brakło jej słów. Zresztą, była
głodna, wolała zjeść jak najwięcej, żeby sytuacja sprzed chwili się nie
powtórzyła. Kiedy przestał się śmiać, w kącikach czarnych oczu miał łzy ze
śmiechu. Zaciekawiło ją to, bo przecież nigdy nie płakał. Nigdy nie uronił
nawet jednej małej łzy. Nigdy, poza jedną z chwil. W milczeniu jedli jeszcze
przez jakiś czas. Połknęła ostatni pasztecik i wzięła kubek w dłonie, znowu
rozmyślając. Spojrzała na niego, gdy wypiła pół herbaty i zauważyła, że
badawczo jej się przygląda.
- Granger… - zaczął powoli, a ona nawet nie zwróciła
uwagi, że mówi do niej po nazwisku, przyzwyczaiła się do tego.
- hm? – mruknęła, spoglądając na niego. Uśmiechnęła
się delikatnie, bo kiedy Severus się nie złościł, miał bardzo delikatne rysy
twarzy.
- Hermiono Granger, wyjdź za mnie – spojrzała na
niego, otwierając usta w zaskoczeniu, kubek wypadł jej z dłoni, rozbijając się
na kafelkach. Rozlała resztę herbaty, wpatrując się w Mistrza Eliksirów. Czy on
właśnie jej się oświadczył?!