Cholera. Nie umiałam przebrnąć przez ten rozdział. Naprawdę. Miałam problem by dokończyć pierwszy wątek. W ogóle by z nim ruszyć, ale uznałam, że to najlepszy moment. Chyba wyszło mi sztucznie. W głowie wyglądało to inaczej, w praktyce wyszło jak wyszło. Wszystkich, których ten rozdział zawiedzie bardzo przepraszam. Nie umiałam nic innego ogarnąć. Wiem, zła ja. Co dalej... Hm, będzie się działo (:
Dzięki mojej cudownej becie, Marcie, jestem o krok do przodu, bo czuję się pozytywnie nakręcona do pisania. I nie chodzi o kwestię merytoryczną czy stylistyczną, ale ogólną. Dziękuję bardzo za wszystkie wymienione mejle, za wiadomości, za wsparcie moralne i wysłuchiwanie moich smętów, mimo iż momentami pewnie jestem okropnie nieznośna. Marsev, jesteś cudowna!
Co mnie obecnie napędza do pisania? SZARA TRYLOGIA. I muzyka z nią związana. Słyszeliście Evę Cassidy? Nie? To do niej odsyłam. Szybko!
Miłego czytania :).
Między zajęciami a szlabanem miała dwie godziny
czasu, które postanowiła wykorzystać na rozmowę z przyjacielem. Najpierw
musiała znaleźć gdzieś Harry’ego, a potem jakieś spokojne miejsce, w którym
dałoby się rozmawiać bez dziesiątek osób, które chciałyby usłyszeć wszystko, co
może powiedzieć Złoty Chłopiec. W Hogwarcie panowała ponura atmosfera i wszyscy
zdawali sobie sprawę z czyhającego niebezpieczeństwa. Uczniowie pragnęli
usłyszeć jakiekolwiek słowa pocieszenia czy plotki, które wskazywałyby na to, że
jest nadzieja na zakończenie mrocznego etapu w czarodziejskim świecie.
Nikt już nie wywierał presji na Harry’ego, widząc,
że chłopak chwilami jest na skraju załamania nerwowego. Coraz rzadziej pojawiał
się na zajęciach czy posiłkach, za to więcej czasu spędzał w bibliotece. Młody
Potter doskonale zdawał sobie sprawę, że losy całego świata czarodziejów
spoczywają na jego barkach. To była myśl, która od dłuższego czasu nie dawała
mu spokoju. Obawiał się, że tym razem nie da sobie rady, mimo iż przygotowania
do Ostatniej Bitwy ruszyły pełną parą. Wszyscy nauczyciele, cały Zakon Feniksa
i połowa uczniów, wraz ze swoimi rodzicami, szykowali się do ostatecznego
starcia z Czarnym Panem i jego poplecznikami. Jednak to na Harrym ciążyło
najtrudniejsze zadanie – zabicie tego, przez którego wszystko się zaczęło.
Najgorsze jednak było to, że musiał najpierw pozbyć się wszystkich horkruksów,
a tak naprawdę nie wiedział gdzie mógłby je odnaleźć. W jakiej części świata?
Co takim horkruksem mogłoby być?
Hermiona weszła do biblioteki z nadzieją, że zobaczy
Harry’ego. Nie pomyliła się. Brunet siedział sam przy najbardziej oddalonym od
wejścia stoliku, a dokoła niego były porozkładane stare księgi. Nie tak dawno
dostał od dyrektor McGonagall pozwolenie na korzystanie z Działu Ksiąg
Zakazanych, dlatego przychodził tam w każdej wolnej chwili.
Podeszła do stolika i uśmiechnęła się słabo, patrząc
na niego.
- Mogę? – spytała, wskazując na wolne miejsce obok
niego. Kiwnął tylko głową, nawet nie podnosząc wzroku znad książki. Usiadła
obok i przez chwilę przyglądała się książkom, które studiował. Westchnęła. –
Harry, możemy porozmawiać? – spytała cicho. Podniósł wzrok znad książki, a ona
zobaczyła jak bardzo był zmęczony.
- O czym chcesz rozmawiać, Hermiono? – spytał,
patrząc na nią przez moment.
- Chciałam cię przeprosić, Harry – powiedziała w
końcu. – Ostatnio całkowicie skupiłam się na swoim zadaniu, a przecież
obiecałam, że ci pomogę – mruknęła.
Potter zdjął okulary i przetarł oczy dłonią.
Spojrzał na przyjaciółkę i przez jakiś czas się nie odzywał. Tak naprawdę nie
czuł złości, nie czuł się nawet zawiedziony. Wiedział, że każdy ma jakieś
zadanie, które musi wykonać, a on musi poradzić sobie sam. Uśmiechnął się do
dziewczyny, mimo wyraźnego zmęczenia i niechęci do rozmowy z kimkolwiek.
Niechęć ta wynikała z prostego faktu, jakim było okropne zmęczenie
czarnowłosego.
- Nie przepraszaj – powiedział, ponownie zakładając
okulary. – Sama masz ostatnio dużo zajęć, musisz przebywać w lochach ze Snapem
i robić eliksiry. Nie sądzę, żeby jego obecność była czymś przyjemnym – dodał,
patrząc na nią. Skinęła głową.
- Ale powinnam ci pomóc, Harry. Pamiętasz co sobie
obiecaliśmy? Że będziemy zawsze razem. Już w pierwszej klasie powiedzieliśmy ci
z Ronem, że cię nie zostawimy i będziemy razem. To była nasza decyzja. I teraz
powinnam ci pomagać jak tylko mogę, zamiast spędzać tyle czasu w pracowni
eliksirów. Przepraszam, naprawdę cię przepraszam. – położyła dłoń na ramieniu
chłopaka. – Jak chcesz to w sobotę nad tym przysiądę i jakoś ci pomogę. Albo teraz?
Co ty na to? – spytała entuzjastycznie, chociaż w rzeczywistości sama była
zmęczona.
- Wiem, że teraz musisz iść na szlaban. Poza tym
powinnaś odpocząć. Hermiona, nie przejmuj się tyle, radzę sobie. Naprawdę –
dodał, zauważając jej spojrzenie.
Patrzyła na niego trochę sceptycznie.
- Jesteś pewien? Bo jak chcesz to nie pójdę na
szlaban, już i tak spędzam z nim wystarczająco dużo czasu – mruknęła, mimo iż
wolała nie uciekać ze szlabanu z Mistrzem Eliksirów. Mogłoby się to,
przynajmniej dla niej, źle skończyć.
- Tak, jestem pewien. Idź odpocząć, a potem zmykaj
na szlaban. Hermiona, nie przejmuj się tak, porozmawiamy później, dobrze? –
Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Dobrze, ale musisz mi coś obiecać – powiedziała w
końcu, patrząc na niego. Tak naprawdę jedyne o czym marzyła, to położyć się i
przespać wszystko, co zbliżało się wielkimi krokami – urodziny, ślub Billa i
Fleur, Ostatnia Bitwa, codzienne oddawanie krwi, warzenie eliksirów… Wszystko
to, niestety, zaczynało ją przerastać.
- Co mam obiecać? – spytał i spojrzał na Hermionę
trochę podejrzliwie.
- Zabierz te książki i również idź się przespać,
marnie wyglądasz – powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Zaśmiał się.
- To miał być komplement? – spytał z rozbawieniem.
- Powiedzmy. To jak? Prześpisz się? – zapytała,
patrząc na niego.
- Prześpię – obiecał. – Ale idź już, bo w końcu
padniesz, a tego nikt by nie chciał. Wiesz w końcu, że jesteś niezastąpiona.
Wiesz o tym, prawda?
- Może – powiedziała po chwili milczenia. – Do
zobaczenia, Harry - ucałowała przyjaciela w policzek. Wstała od stołu i wyszła
z biblioteki. Była naprawdę zmęczona i miała nadzieję, że godzina snu da jej
cokolwiek.
***
Godzina dała jej niewiele, chociaż nie wyglądała już
jak inferius – blada i z podkrążonymi oczami. Teraz było odrobinę lepiej, bo
już nie miała takich sińców pod oczami. Wzięła swoją różdżkę, bez której się
nie ruszała, i wyszła z dormitorium. Po drodze nie zwracała uwagi na ludzi,
których mijała, chciała jak najszybciej dostać się do pracowni eliksirów na szlaban,
odbyć ten szlaban i pójść na spotkanie z Blaisem. Nie wiedziała jednak, którego
spotkania bardziej się obawiała.
W połowie drogi do lochów przypomniała sobie, że
musi przekazać mężczyźnie kopertę z zaproszeniem. Zezłościła się, że po raz
pierwszy nie wzięła swojej torby i już miała wracać, kiedy przypomniała sobie o
zbawiennym zaklęciu Accio. Dzięki niemu w krótką chwilę miała w ręce ładną,
kremową kopertę, z wykaligrafowanym napisem „Profesor Severus Snape” na samym środku. Schowała ją, żeby nikt
przypadkiem jej nie zobaczył i ponownie ruszyła w stronę lochów. Znów była
chwilę przed czasem, pięć minut, ale nawet tyle go złościło. Zamierzała więc
poczekać tę chwilę na korytarzu.
Zamierzała, ale jak zwykle jej się nie udało.
- Co tu robisz, Granger? – Usłyszała nieprzyjemny,
zimny głos za sobą. Jęknęła w duchu. Jeszcze jego jej brakowało. Odwróciła się
powoli i spojrzała na wysokiego, platynowowłosego mężczyznę.
- Nie twój interes, Malfoy – powiedziała dosyć
chłodno, patrząc na niego. W rzeczywistości nie chciała spędzić z nim ani nawet
jednej chwili. Nie wiedziała co może Malfoyowi przyjść do głowy.
- Granger, jaka się ostra zrobiłaś – zakpił. – Kto
ma na ciebie taki zbawienny wpływ, że w końcu postanowiłaś pozbyć się Weasleya
ze swojego życia? – spytał, patrząc na nią. Skrzywiła się, słysząc jego słowa.
- Odczep się, Malfoy – powiedziała zła. – To nie
twój interes co robię ze swoim życiem i jak się zachowuję, więc możesz już stąd
odejść – rzuciła zła i chciała, mimo pewności, że Severus będzie wściekły, wejść
do pracowni eliksirów. Już nawet wyciągnęła rękę w stronę drzwi, ale blondyn
skutecznie zastawił jej drogę.
- Dokąd się tak śpieszysz, Granger? – Spojrzał na
nią stalowymi oczami, w których nie było nawet cienia uczucia. Hermiona jednak postarała
się nie pokazać, że obawia się tego chłodnego spojrzenia.
- Powiedziałam już, że to nie twój interes, Malfoy!
– Była na niego wściekła. Bała się go. Wszystko zaczynało się komplikować. Po
raz pierwszy naprawdę chciała dostać się do lochów. Zdecydowanie bardziej
wolała towarzystwo Severusa Snape’a niż Malfoya, po którym można było się
wszystkiego spodziewać.
- A może jednak mój? Jesteś w lochach, w miejscu, w
którym nie powinno cię być. Spoufalasz się z Blaisem, czego nie powinnaś robić…
Granger, wiesz dobrze, że robisz źle – powiedział, patrząc na nią. Skuliła się
pod jego spojrzeniem, nie wiedząc za bardzo co ma ze sobą zrobić.
- Malfoy, mam szlaban, a ty dobrze o tym wiesz –
rzuciła i chciała go wyminąć, jednak znowu zastąpił jej drogę. Skrzywiła się.
Co jeszcze miała zrobić? Pięć minut na pewno już minęło, a ona miałaby się po
raz kolejny spóźnić? To było nie do pomyślenia. W duchu aż zaklęła. – Cholera,
przepuść mnie już! - krzyknęła i znowu próbowała go wyminąć.
Zaśmiał się. Hermiona dopiero wtedy zrozumiała, w
jak niebezpiecznej sytuacji się znalazła. Przecież nie znała Malfoya, nie
wiedziała na co może wpaść, jak zareaguje. Malfoy był nieobliczalnym,
zagubionym siedemnastolatkiem, z czego dziewczyna, niestety, doskonale zdawała
sobie sprawę. Nie bardzo wiedziała też jak ma walczyć z chłopakiem i co ma
zrobić, żeby jej się jeszcze bardziej nie oberwało. Złapał ją za nadgarstek,
może trochę zbyt mocno go ścisnął. Spojrzał w jej orzechowe oczy, w których
widać było tylko niewyobrażalne przerażenie. Tak, Hermiona Granger się go bała.
Draco nie wiedział co o tym myśleć. Wcześniej by się z tego ucieszył, ale
teraz… teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Patrzył na nią, na jej bladą
twarz, kilka piegów na małym nosie, na jej przerażone, duże oczy. Stał nieruchomo,
wciąż trzymając jej nadgarstek.
- Co tu się dzieje? - usłyszała głos Mistrza
Eliksirów i niemalże się uśmiechnęła, widząc go w drzwiach, tuż za plecami
wysokiego blondyna. Severus spojrzał na dwójkę przed nim – Granger, od pięciu
minut czekam na ciebie w gabinecie, chcesz zarobić kolejny szlaban? – spytał
chłodno, po czym spojrzał na chłopaka. – Draconie, o ile dobrze wiem miałeś
tutaj przyjść dopiero za trzy godziny, nie teraz. Czyżbym się mylił? – spytał,
siląc się na spokój.
- Oczywiście, że się nie mylisz – odparł Ślizgon, a
Hermiona aż przymknęła oczy, słysząc bezczelność w jego głosie. Severus jednak
wydawał się nie zwracać na to uwagi.
- W takim razie puść pannę Granger i przyjdź tu
wtedy, kiedy będzie twoja kolej – powiedział jeszcze chłodniejszym tonem.
Malfoy spojrzał z niechęcią na brunetkę i ją odepchnął.
- Jeszcze się spotkamy, Granger – syknął i odszedł,
obrzucając mężczyznę nienawistnym spojrzeniem. Hermiona rozmasowała nadgarstek
i weszła do pracowni eliksirów, kiedy Severus przepuścił ją w drzwiach.
Spojrzała na niego z pewną wdzięcznością. W końcu nie miała pojęcia co by się
stało, gdyby nie otworzył tych drzwi.
- Spóźniona – rzucił chłodno, nie zaszczycając jej
spojrzeniem.
- Wiem, ale… - wyjąkała, patrząc na niego. Przecież
wiedział, że to nie było od niej zależne, więc dlaczego się na niej mścił? O co
mu chodziło?
- Nie ma ale, Granger. Co ja ci mówiłem o
punktualności? – Zmierzył ją ostrym, przeszywającym spojrzeniem i po raz
pierwszy Hermiona poczuła przemożną chęć by się rozpłakać jak małe dziecko.
Dlaczego tak ją traktował? W czym była gorsza od innych? Co zrobiła źle, że tak
bardzo próbował się na niej zemścić? Odegrać? Za co? Przecież była jedyną
osobę, która tak naprawdę go broniła, powinien o tym wiedzieć, powinien
pamiętać!
- Byłam punktualnie, to Malfoy…
- Pana Malfoya proszę do niczego nie mieszać. –
warknął. Cofnęła się. Nie wiedziała o co mu chodzi, nie wiedziała też dlaczego
Mistrz Eliksirów zachowywał się w ten sposób. Co mu zrobiła?
- Gdyby mnie nie zatrzymał to bym się nie spóźniła!
– powiedziała w końcu, unosząc głos. Spojrzała na nauczyciela, po raz pierwszy
poczuła w sobie gniew. Przez chwilę wpatrywała się w mężczyznę pełnymi gniewu,
orzechowymi oczami. – Ale przecież pana to nie obchodzi, że ja NIE MOGŁAM tutaj
wejść, bo w końcu się spóźniłam! – Krzyknęła, przestając nad sobą panować. Cała
tłumiona złość znalazła w końcu swoje ujście. – Mam tego dosyć, jestem na każde
zawołanie, a pan i tak znajduje wymówki, żeby wiecznie mieć do mnie jakieś
pretensje. Dlaczego? – spytała, a jej głos nagle stał się spokojniejszy. –
Dlaczego tak bardzo mnie pan nienawidzi? – spytała jeszcze ciszej, patrząc
prosto w czarne oczy mężczyzny.
Severus milczał przez dłuższą chwilę, wpatrując się
w dziewczynę. Zaskoczyła go swoją krnąbrnością, pewnością i bezczelnością. W
jej oczach nie zobaczył nawet cienia niepewności czy strachu. To była zupełnie
inna panna Granger. Była gotowa zawalczyć o swoje. Po raz pierwszy, odkąd
przyszło im współpracować, poczuł, że w końcu nie jest to zahukana nastolatka,
która nie wie, czego i tylko wykonuje polecenia grona pedagogicznego bądź
członków Zakonu. W końcu była kimś, kto chciał walczyć, nie tylko o swoje, ale
także o to, co go otacza.
- Granger… - Zaczął cicho, patrząc na nią. Nie
spuszczała z niego pełnego złości i pewności siebie wzroku, mimo iż była, czego
Severus był pewny, przerażona swoim nagłym wybuchem. W końcu była panną Wiem To
Wszystko, idealną, perfekcyjną. Nigdy w życiu nie nakrzyczała na żadnego z
nauczycieli, do osób dorosłych zawsze odnosiła się z wielkim szacunkiem.
Zacisnęła zęby, wpatrując się w niego. Miała
wrażenie, że jeszcze chwila i się rozpłacze.
- Granger – powtórzył powoli, wciąż wpatrując się w
twarz dziewczyny. – Czy ty próbujesz pyskować? – spytał, a kiedy chciała coś
powiedzieć, uciszył ją ruchem ręki. – Nie odzywaj się, dopóki ci nie pozwolę,
Granger – syknął, mierząc ją spojrzeniem. Czarne oczy, jak zawsze, były
bezuczuciowe, głębokie niczym studia bez dna. – Nigdy więcej nie próbuj
podważać mojej decyzji, bo może się to dla ciebie źle skończyć, Granger. – Po
raz trzeci powtórzył jej nazwisko, tym samym chłodnym tonem. Stała w miejscu,
bojąc się cokolwiek powiedzieć. – A teraz wypij ten eliksir – tu podał jej
jedną fiolkę z płynem w kolorze patyny – i zajmij się swoimi eliksirami,
zamiast pyskować, bo to w końcu pójdzie na twoją niekorzyść. A póki co, za
obrażanie i pyskowanie nauczycielowi… Dodatkowy tydzień szlabanu i kolejne
punkty zabrane Gryffindorowi. Tym razem pięćdziesiąt. Chciałabyś coś jeszcze
powiedzieć, Granger? – spytał i uśmiechnął się wrednie. Dziewczyna tylko
pokręciła głową, biorąc od niego fiolkę z eliksirem.
Odkorkowała ją i niepewnie powąchała. Nigdy
wcześniej nie spotkała się z takim kolorem eliksiru. Miał jednak przyjemny, ale
bardzo słodki zapach mleka kokosowego. Uśmiechnęła się, po czym wypiła, nie
pytając mężczyzny czym jest ten eliksir. W smaku był jeszcze słodszy niż w
zapachu. Skrzywiła się i odłożyła probówkę. Spojrzała na mężczyznę.
- Eliksir wzmacniający połączony z eliksirem
uzupełniającym ilość krwi w organizmie – powiedział spokojnie. – To znacznie
lepsze niż mugolski sposób obdarowywania dawców krwi tabliczkami jakiejś
czekoladopodobnej masy. – Wzruszył ramionami, patrząc na zaskoczoną
osiemnastolatkę.
- Dziękuję – powiedziała, bo tylko na tyle było ją
stać. Skinął głową.
- Zajmujesz się dzisiaj dokończeniem Veritaserum.
Poza tym od dzisiaj, Granger, zabierasz się za utworzenie eliksiru
wielosokowego. Zakon go potrzebuje, a z tego co wiem, to ty już ten eliksir
kiedyś uwarzyłaś. A może się mylę? – zakpił, patrząc na nią jeszcze przez
chwilę.
- Nie, nie myli się pan profesor – powiedziała
cicho. – Czy wszystkie składniki są w magazynie czy coś trzeba zebrać… albo
dokupić? – spytała w końcu.
- To, co jest teraz potrzebne, znajdziesz w magazynie.
Resztę składników załatwię niedługo, Granger, kiedy będą potrzebne. Wkrótce i
tak muszę wybrać się na Pokątną po część składników i na Nokturna – dodał.
Znowu jej się tłumaczył, bez żadnej potrzeby. Zaklął w myślach. – Zabieraj się
lepiej za robienie eliksirów, zamiast zadawać niepotrzebne pytania – powiedział
chłodno i odwrócił się.
Hermiona przez chwilę zastanawiała się czy może
cokolwiek mu powiedzieć czy lepiej nie. Patrzyła na niego, w końcu jednak
zdecydowała się odezwać, mimo jego zakazu.
- Mogłabym pójść z panem na te zakupy? – spytała w
końcu, patrząc na plecy mężczyzny. Chciał wyjść, ale jej słowa sprawiły, że od
razu się zatrzymał. Odwrócił się w jej stronę i uniósł brew.
- Oszalałaś, Granger? – spytał ostro.
- Nie, panie profesorze – mruknęła. – Chciałabym coś
zobaczyć na mieście, ale… No nie mam jak i kiedy, więc może gdybym poszła z
panem...– zasugerowała.
- Oszalałaś – powiedział, patrząc na nastolatkę z
niedowierzaniem. – Jak to sobie wyobrażasz? Wpadniesz prosto w ich pułapkę,
Granger. W całym czarodziejskim świecie chodzą Śmierciożercy, wszędzie możesz
się na nich natknąć. Jesteś na ich czarnej liście, Granger. Za ciebie, Pottera
i Weasleya są wyznaczone wysokie nagrody pieniężne. Chcesz, żeby od razu cię
zabili czy żeby przyprowadzili cię prosto przed oblicze Czarnego Pana? – spytał
chłodnym tonem, patrząc wprost na dziewczynę. Był pewien, że nie przemyślała
sytuacji, w jakiej się obecnie znajdowała.
- Wiem, profesorze, ale pomyślałam, że… że jest
jeszcze na tyle eliksiru wielosokowego, dzięki czemu można by było kupić
składniki. No i mogłabym się wyrwać w końcu z tego miejsca – przyznała, patrząc
na mężczyznę.
- Pomyślimy, Granger – rzucił i wyszedł.
Hermiona nie mogła oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że
mężczyzna ukrywa coś ważnego i za wszelką cenę próbuje nie doprowadzić do
sytuacji, w której mogłoby to wyjść na światło dzienne, zwłaszcza przy
uczennicy, z którą musiał spędzać tyle czasu, mimo iż naprawdę nie miał na to
ochoty. Zwłaszcza teraz, kiedy wszystko się skomplikowało. Uśmiechnęła się
jednak, bo mężczyzna dał jej minimalną nadzieję na to, że uda jej się chociaż
na moment wyrwać z Hogwartu po potrzebne składniki do eliksirów. Wiedziała
jednak, że jest pewien składnik, o którym mężczyzna dowiedzieć się nie może.
W ciszy zabrała się za warzenie eliksirów. Eliksir
wielosokowy był skomplikowany, ale skoro potrafiła go przygotować już w drugiej
klasie, to teraz, po pięciu latach, nie czuła w ogóle zdenerwowania. Musiało
jej się udać. Po prostu musiało.
Zajmowała się obydwoma eliksirami w ciszy, starając
się nie przejmować tym, że w każdej chwili do pomieszczenia może wrócić jej
nauczyciel. Zmniejszyła ogień pod kociołkiem z wielosokowym i usiadła na
krześle. Oparła dłonie na blacie jednego ze stołów i rozejrzała się po
nieprzyjemnie chłodnej pracowni, w ścianach z kamienia i z masą różnych
dziwnych substancji w słoikach. Dopiero wtedy, kiedy przyglądała się
pomieszczeniu, przypomniała sobie, że ma do przekazania zaproszenie dla
mężczyzny i aż się skrzywiła. Przecież był na nią wściekły, Merlin jeden wie za
co.
Westchnęła, wyciągając kopertę. Położyła ją na
stoliku i czekała, aż nauczyciel wróci. Nauczona doświadczeniem nie zamierzała
do niego iść, w razie gdyby sytuacja miała się znowu powtórzyć. Czas płynął,
przynajmniej jak dla niej, zdecydowanie za wolno. Zerkała co jakiś czas na
zegarek.
18:30
Do jej spotkania z Blaisem zostało ledwo półtorej
godziny. Westchnęła. Miała nadzieję, że zdąży jeszcze na chwilę wstąpić do
swojego dormitorium, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę, że może czekać na
mężczyznę wieczność. A przynajmniej jeszcze ze dwie godziny, co jej się bardzo
nie podobało.
19:00
Podniosła się z krzesła i wzięła kopertę. Podjęła
decyzję, że nie może dłużej czekać i musi iść dać mu zaproszenie. Nie chciała
dłużej czekać, zwłaszcza, że udało jej się
już zrobić podstawę eliksiru. Zdecydowała jednak, że zanim do niego
pójdzie, zamknie jeszcze magazyn, o czym wcześniej zupełnie zapomniała. Weszła
do pomieszczenia i zauważyła, że na stoliku stał słoik ze skórką Boomslanga.
Hermiona aż jęknęła w duchu, zauważając gdzie jest puste miejsce na półkach –
na samej górze. Była zdecydowanie za niska, nawet kiedy wspięła się na palce.
Rozejrzała się za jakimś stołkiem, na którym mogłaby stanąć, ale w pobliżu nie
zobaczyła niczego takiego. Warknęła zła, nie bardzo wiedząc jak może go
odłożyć.
Postanowiła jednak się nie poddawać. Przesunęła
duży, masywny stół pod regał i jedno krzesło. Weszła na krzesło, a później na
stolik. Wzięła słoik i w końcu umieściła go na odpowiednim miejscu. Wolała
wszystko posprzątać, zanim mężczyzna wróci. Nienawidziła bałaganu, była
perfekcjonistką, zresztą tak samo, jak i Mistrz Eliksirów. Chciała, by wszystko
było jak najlepiej ułożone, przygotowane, posprzątane. Musiało być
perfekcyjnie.
Byłoby, gdyby nie fakt, że Hermiona momentami bywała
niezdarna w swojej perfekcyjności i zachwiała się. Przeraziła się, że spadnie
ze stołu, ale nie dlatego, że sobie coś zrobi, tylko dlatego, że mogła coś
zbić, zniszczyć, a wtedy znowu poznałaby gniew czarnowłosego mężczyzny. Czego
jak czego, ale właśnie tego obawiała się najbardziej.
- Co ty robisz, Granger?! – Głos mężczyzny potoczył
się echem po tym niewielkim pomieszczeniu. Dziewczyna spojrzała na niego,
starając się utrzymać równowagę. Podszedł do niej szybkim, zamaszystym krokiem
i zdjął ją ze stołu, uprzednio łapiąc w pasie. Kiedy tylko postawił ją na
ziemi, szybko odsunął się od niej tak daleko, jak tylko się dało.
- Ja… Ja chciałam tylko odłożyć słoik – mruknęła
cicho, patrząc na mężczyznę. Znowu się zdenerwowała, widząc jego spojrzenie,
pełne złości i niechęci. Cofnęła się.
- Wchodząc na stolik? – spytał chłodno. – Granger,
jesteś czarownicą czy nie? – warknął. – Chyba potrafisz machnąć różdżką i
rzucić odpowiednie zaklęcie, żeby odłożyć słoik bez narażania samej siebie na
niebezpieczeństwo. – Był zły.
- Ja… nie pomyślałam – mruknęła cicho, patrząc na
niego. Spłonęła rumieńcem, zawstydzona swoją głupotą. Wiedziała, że popełniła
błąd. Po raz kolejny zapomniała o tym, że przecież może używać zaklęć i nie
musi się martwić o konsekwencje, zwłaszcza w szkole. Patrzyła przez moment na
mężczyznę, czując jak płonie ją ze wstydu.
- Nie pomyślałam? – prychnął rozjuszony. – Granger,
czy ty naprawdę jesteś inteligentna czy może twoja opiekunka domu za bardzo cię
zawsze chwaliła? – spytał chłodno, patrząc na nią. – Jesteś nieodpowiedzialna!
Zamiast używać magii, postanowiłaś poskakać po stołach, nie zważając na to, że
w każdej chwili możesz zlecieć. Granger, mam ważniejsze rzeczy na głowie niż
sprawdzanie, czy nie zagrażasz sama sobie!
Zacisnęła zęby, wyraźnie zirytowana wrzaskiem
mężczyzny. Przestała odczuwać strach czy wstyd. Czuła złość, bo potrafił ją
tylko strofować, wytykać błędy, ale nigdy jeszcze jej nie pochwalił. Nie
rozumiała dlaczego, przecież nie była w tym wszystkim aż taka zła.
- Nie jestem nieodpowiedzialna! – krzyknęła. W
orzechowych oczach widać było gniew. – Robię wszystko to, co pan mi każe, każdy
eliksir, każde kolejne, nawet najmniej logiczne zadanie! Nie mam życia towarzyskiego
i nie spędzam czasu ze znajomymi, nie wiem nawet co się u nich dzieje i kłócę
się z nimi częściej niż do tej pory, bo jestem tutaj, całymi dniami i nocami! A
pan ma tylko do mnie pretensje, zawsze pretensje! Dlaczego nigdy nawet nie
spróbuje pan mnie pochwalić? Jestem aż tak beznadziejna w tym, co robię? –
spytała, patrząc na niego z mieszaniną żalu i gniewu. – Skoro jestem taka zła
to dlaczego nic pan z tym nie zrobi? Może mnie pan przecież wymienić na
jakiegokolwiek innego ucznia, lepszego ode mnie – rzuciła w końcu, patrząc na
niego.
Wyrzuciła z siebie cały gniew i żal, jaki czuła od
samego początku. Wszystko to, co dusiła w sobie przez cały ten czas w końcu
znalazło ujście. Nawet nie zastanawiała się nad konsekwencjami, jakie mogą
wyniknąć z tego wybuchu. To nie było ważne, bo w tamtej chwili liczyła się
tylko ta dziwna lekkość, którą poczuła, gdy w końcu wszystko wypowiedziała.
Wpatrywała się w niego, czekając na jakąś reakcję. Nie sądziła jednak, że aż
tak go zaskoczy swoją złością.
Milczał, wpatrując się w nią czarnymi oczami.
- Wyjdź stąd, Granger – powiedział chłodno, a kiedy
nawet nie drgnęła, spojrzał na nią ostrzej. – Granger, powiedziałem coś!
Wychodź stąd! – Podniósł na nią głos, złapał ją za ramię i wyprowadził z
pomieszczenia. – Wiesz, gdzie są drzwi. Nie musisz jutro przychodzić robić
eliksir. Przyjdź tylko rano, wyspana i najedzona. Nie zapomnij o tym, bo
pożałujesz swojej głupoty, Granger – powiedział chłodno. – A teraz do widzenia,
Granger. Już cię nie widzę! – Znowu uniósł głos. Hermiona szybko złapała swoją
torbę i wyszła, bez żadnego słowa pożegnania. Serce biło jej jak oszalałe.
Przy wyjściu z lochów minęła Malfoya, coś do niej
mówił, ale ona nie zwróciła na to większej uwagi. Szła szybko. Była zła na
siebie i na mężczyznę, za to, jak ją potraktował. Dlaczego nawet wtedy, kiedy
to ona przeszkadzała jemu, miała do siebie pretensje za złe zachowanie?
Przecież powiedziała prawdę, wszystko to, co czuła, co leżało jej na sercu, co
sprawiało, że miała już dosyć, mimo iż był to dopiero wrzesień.
***
Wpatrywał się w drzwi, za którymi przed chwilą
zniknęła dziewczyna. Była najbardziej krnąbrną osobą, jaką do tej pory spotkał,
a sądził, że po Potterze i młodym Malfoyu na nikogo gorszego trafić nie może.
Oddychał szybciej, targany gniewem i emocjami, z którymi nigdy wcześniej nie
miał do czynienia. Był na nią zły, bardzo zły, ale nie zmieniało to faktu, że,
mimo jego potwornej irytacji, dziewczyna w jakimś stopniu miała racje.
Jej słowa, tak dobitnie podkreślające to, co czuje,
raz po raz obijały się o ścianki jego umysłu, powracając ze zdwojoną siłą.
Miała rację, ale nie zmieniało to faktu, że nie miała pojęcia co się dzieje i
dlaczego on zachował się tak, jak się zachował. Ona nie mogła wiedzieć, bo to
jej nie dotyczyło. Dotyczyło jego, Malfoya i całej tej chorej sytuacji, w
jakiej wszyscy czarodzieje się znaleźli, z nim i jego chrześniakiem na czele.
Wiedział, że nie może dopuścić do tego, aby ktokolwiek dowiedział się
czegokolwiek wcześniej niż to się powinno stać.
Musiał ochłonąć. Musiał uspokoić oddech i myśli,
usunąć całe to wydarzenie z umysłu. Szybkim krokiem przeszedł przez
pomieszczenie i wyciągnął dużą, kamienną misę. Myślodsiewnię. Sięgnął po
różdżkę i spokojnie przelał swoje myśli i wspomnienia do pojemnika. Wiedział,
że wieczorem powróci do tego, ale wtedy na spokojnie będzie mógł wszystko
przeanalizować, bez zbędnych emocji, jakie towarzyszyły mu w danym momencie.
Odwrócił się, słysząc natarczywe pukanie do drzwi.
- Wchodź, Malfoy – powiedział chłodno, wciąż
pozostając po drugiej stronie pomieszczenia. Odłożył Myślodsiewnię, aby chłopak
przypadkiem do niej nie zajrzał.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Draco Malfoy.
Spojrzał na ojca chrzestnego spojrzeniem chłodnym i beznamiętnym, z delikatnym,
ale kpiącym uśmiechem na ustach.
- Co tym razem zrobiłeś Granger, że gnała stąd jakby
gonił ją sam Czarny Pan? – spytał, mimo iż wiedział, że jego pytanie jest nie
na miejscu i w ogóle nie powinno paść.
Severus odwrócił się powoli w jego stronę i zrobił
dwa kroki do przodu. Czarne oczy były beznamiętne, spojrzenie było wbite w
blondyna i każdy normalny człowiek już dawno by się ugiął pod jego wpływem. Ale
nie Draco.
- Nic, co powinno cię interesować. – Niemalże
zawarczał, patrząc na podopiecznego. – Zajmij się lepiej swoimi sprawami i
oczyszczaniem umysłu, bo już na korytarzu mogłem wejść w twój umysł. A ponoć
Bellatrix cię uczyła Oklumencji – zakpił.
Blondynowi zrzedła mina, kiedy usłyszał słowa
mężczyzny. To prawda, cały szósty rok był najlepszy w Oklumencji, nawet Severus
nie mógł zajrzeć w zakamarki jego umysłu, a teraz mógł w nim czytać niczym w
otwartej księdze. Malfoy wiedział czym to jest spowodowane, próbował z tym
walczyć, ale szło mu to równie opornie, co Longbottomowi eliksiry. Stalowo
szarymi oczami spojrzał na swojego ojca chrzestnego, zaciskając zęby. Był zły,
ale nie wiedział na kogo bardziej.
- Dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli to
wszystko ma wyjść, to nie możesz nikomu pozwolić przedostać się do twoich
wspomnień, bo nie tylko ciebie zamordują, ale również mnie i całą resztę osób,
które są w to zamieszane. – Severus ciągnął, nie zrażony spojrzeniem swojego
chrześniaka. – Chcesz żeby zamordowali twoją matkę? Przyjaciół? Znasz
Bellatrix, ona nie ma skrupułów, nawet dla twojej matki nie będzie ich miała.
Tego chcesz? Żeby twoi bliscy umierali w katuszach? – Głos Severusa był chłodny
i otrzeźwiający. To, co Draco usłyszał podziałało na niego jak kubeł zimnej,
wręcz lodowatej wody.
- Dobrze wiesz, że nie chcę! – Uniósł głos. – Wiem,
że muszę to zrobić, wiem, że muszę zablokować umysł i wiem co się stanie, jeśli
chociaż malutka informacja wyjdzie na światło dzienne! – Patrzył na niego.
Dopiero te słowa sprawiły, że Draco poczuł niewyobrażalny strach przed tym,
jakie mogłyby być konsekwencje.
- Zrobię wszystko – powiedział w końcu, mierząc
nauczyciela spojrzeniem. Przez moment był niemalże pewien, że Severus się
uśmiechnął, ale to przecież było niemożliwe, on nigdy się nie uśmiechał.
- Nie ma innej opcji, Draconie – odparł, sięgając po
różdżkę. – Zaczniemy od ćwiczeń, przygotuj się – rzucił, ale nie dał chłopakowi
czasu na przygotowanie. Wyciągnął różdżkę przed siebie i powiedział głośno: -
Legilimens!
Wdarcie się do umysłu blondyna było prostsze niż
odebranie dziecku lizaka. Severus nie pokazał gniewu. Jak mógł tak łatwo dać
się podejść? Mężczyzna bez problemu przeczesywał umysł swojego chrześniaka, ale
był coraz bardziej zaskoczony uczuciami, jakie nim targały. Nie spodziewał się
tego po nim. Zacisnął zęby, gdy w myślach i wspomnieniach blondyna pojawiła się
Hermiona Granger. Przewijała się przez większość wspomnień, do których
mężczyźnie udało się dotrzeć, ale w końcu blondynowi udało się wypchnąć go ze
swojego umysłu. Wykorzystał jednak do tego wszystkie siły, jakie miał, więc
kiedy Severus ponownie na niego spojrzał, Draco klęczał na podłodze i szybko
oddychał.
- To ostatnie wspomnienie… - zaczął powoli Severus,
wciąż mając przed oczami obraz poprzedniego wspomnienia – piętnastoletniej
Granger na balu bożonarodzeniowym, w parze z Wiktorem Krumem. Czuł również uczucia,
które targały Draconem i był zaskoczony, że wśród nich była… zazdrość[1]!
- Nie ważne – uciął szybko i podniósł się z podłogi,
wciąż dysząc. Obrzucił nauczyciela nieprzyjemnym spojrzeniem. – Ćwiczmy dalej.
- Twój wybór. – Przez moment Severus wyglądał jak
ktoś, kto zaraz wzruszy ramionami, ale ostatecznie jednak tego nie zrobił.
Wziął różdżkę i znowu rzucił zaklęcie.
Jeszcze siedem razy wtargnął w umysł
siedemnastolatka, nim udało mu się zablokować zaklęcie. Przez te siedem razy
Severus dowiedział się o swoim chrześniaku więcej niż kiedykolwiek wcześniej.
Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Wszystko układało się w całość,
dopiero teraz, odkryte przez przypadek. Kiedy za dziewiątym razem Draconowi w
końcu udało się zablokować umysł, oboje mieli dosyć. Ani zaglądanie do umysłu,
ani jego blokowanie nie było czynnością łatwą, prostą i przyjemną. Dla obu
stron było to wyczerpujące zadanie.
Stali, wpatrując się w siebie. Draco był lekko
pochylony i opierał dłonie na udach, oddychając szybko i płytko, jak po
przebiegnięciu całego maratonu. Severus stał dumnie wyprostowany, a w jego
oczach czaiła się tajemnica. Nidy nie można było wyczytać nic z jego oczu,
ruchów, z jego postawy. Był najbardziej enigmatyczną osobą, jaką można było w
życiu sobie wyobrazić. Draco spojrzał na swojego ojca chrzestnego, unosząc
głowę do góry. Za długie jasne włosy wpadały mu do szarych oczu, ale on zdawał
się w ogóle tym nie przejmować.
- Wystarczy – wychrypiał w końcu, starając się
uspokoić oddech. Odkaszlnął.
- Chcę cię widzieć tutaj codziennie o tej samej
porze, Draco – powiedział spokojnie, patrząc na niego bez mrugnięcia. – Nie
próbuj szukać wymówek, bo to może się skończyć źle nie tylko dla ciebie, ale
dla nas wszystkich, łącznie z twoją matką – dodał ze złością.
Szczęście i życie Narcyzy było dla Dracona
najważniejsze i Severus doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego za każdym
razem wyciągał ten argument, wiedząc, że chłopak zrobi wszystko, by jego matka
była szczęśliwa. I żywa. Spokojnie opuścił rękę z różdżką, widząc rozgniewaną
twarz chrześniaka.
- I co, dziennie będziesz wypuszczał wcześniej
Granger? – zakpił, starając się zamaskować prawdziwe uczucia tym, co wychodziło
mu najlepiej – złością i niechęcią, kpiną.
- Nie kpij. Tak, będę ją dziennie wcześniej wypuszczał,
a jak przyjdzie co do czego, to będę kazał jej zostawać dłużej. Może wtedy
jakoś zareagujesz i zaczniesz ćwiczyć tak, jak tego od ciebie wymagam. Chyba
nie chcesz, żeby Granger dowiedziała się co naprawdę do niej czujesz, prawda –
Jego uśmiech, chociaż ledwo widoczny był przepełniony złośliwością i chamstwem.
– Ciekawe co by powiedziała, gdyby wiedziała, że wciąż o niej myślisz… - zaczął
powoli.
- Zamknij się! - krzyknął Draco, patrząc na Mistrza
Eliksirów. Zacisnął pięści, miał ochotę rzucić się na mężczyznę. – Zamknij się
i nigdy więcej o tym nie mów! Nie w ten sposób!
- Zważaj na słowa, Malfoy – powiedział chłodno. – I
ochłoń. A teraz wyjdź – Mówiąc to, wskazał dłonią na drzwi. Draco obrzucił go
niechętnym spojrzeniem, pełnym nienawiści, ale wyszedł bez słowa, zamykając za
sobą drzwi z trzaskiem.
Oboje mieli dużo do przemyślenia.
***
Z Wielkiej Sali napływały zapachy trwającej kolacji,
a także gwar rozmów uczniów ze wszystkich domów. Przy wyjściu z lochów Hermiona
zwolniła, żeby uspokoić się i wyrównać oddech. Wszystko to, co wydarzyło się na
szlabanie, cała ta kłótnia ze Snapem, nigdy nie powinna się wydarzyć, a ona
doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie mniej jednak wiedziała, że teraz
niczego już nie zmieni. Wyrzuciła z siebie wszystko to, co ją gryzło, co
sprawiało, że nie potrafiła spokojnie spać i normalnie funkcjonować.
Wzięła jeszcze jeden głębszy oddech i weszła do
Wielkiej Sali na kolację. Jej znajomi, prócz Ronalda, siedzieli przy stole
Gryffindoru i jedli. Dziewczyna szybko przebiegła wzrokiem po stole Slytherinu,
by sprawdzić, czy Blaise jeszcze tam siedzi.
Siedział. Spojrzał na nią pytająco, ale ona tylko
nieznacznie pokręciła głową.
Usiadła przy swoim stole – jak zwykle - naprzeciwko
Ginny i Harry’ego. Rudowłosa spojrzała na nią, marszcząc czoło, ale nie
odważyła się zadać żadnego z pytań, które krążyły jej po głowie. Wiedziała, że
nie powinna, nie tu i nie przy tych wszystkich ludziach. Hermiona uśmiechnęła
się tylko do nich i zabrała za jedzenie. Chciała jak najszybciej zjeść i iść do
Pokoju Życzeń, gdzie w końcu będzie mogła na spokojnie porozmawiać z kimś, kto
jest bardzo postronnym obserwatorem. Tego właśnie potrzebowała.
Ginny była inteligentna, rozmowna i bystra, ale była
także subiektywna i zbyt zainteresowana życiem innych. Harry był zbyt zajęty
swoimi sprawami, a Ronald był Ronaldem. Tak naprawdę tylko Blaise
mógł jej pomóc, wyjaśnić kilka spraw i wysłuchać, nie rzucając przy tym żadnych
kąśliwych uwag. Doskonale zdawała sobie sprawę, że właśnie tego w tej chwili
najbardziej pragnęła.
- Szybko skończyłaś szlaban – zauważył Harry,
przyglądając się przyjaciółce przez moment. Hermiona tylko wzruszyła
ramionami.
- Cóż, spędziłam tam dzisiaj więcej czasu niż bym
chciała, więc w sumie cieszę się, że nie muszę już z nim siedzieć, bo chyba w
końcu bym oszalała – zaśmiała się nerwowo. – Zresztą, muszę jeszcze coś
załatwić, więc musiałabym go chyba błagać, żeby mnie wcześniej puścił –
mruknęła i spojrzała na Harry’ego.
Rzucił jej dziwne spojrzenie i tylko pokiwał głową.
- Co musisz załatwić? – spytała Ginewra, zupełnie
ignorując karcące spojrzenie Wybrańca. Hermiona przewróciła oczami.
- Coś. A skoro nie mówię co, to znaczy, że nie mogę
ci tego powiedzieć. Albo nie chcę. Coś w tym guście –uśmiechnęła się i
dokończyła jedzenie kolacji. Chciała choć chwilę odpocząć, zanim wpadnie w
szaleńczy wir pytań Blaise’a Zabiniego.
Ginewra uniosła brew, wyraźnie się nachmurzając.
Wydęła wargi, patrząc na przyjaciółkę. Nie rozumiała, dlaczego dziewczyna nie
chce jej powiedzieć prawdy. To było dziwne, jak mogła coś przed nią ukrywać? Zmarszczyła
brwi.
- Nie patrz tak, nie powiem ci. Nie teraz, nie
tutaj, nie dzisiaj – rzuciła, napiła się soku dyniowego i wstała. – Do
zobaczenia jutro.
- Jutro? Dopiero jutro? – spytała Ginny, zanim
zdążyła ukryć rozczarowanie. Hermiona roześmiała się radośnie.
- Tak, dopiero jutro. Coś czuję, że dzisiaj nie
wrócę do dormitorium – odparła i mimowolnie się zarumieniła.
Harry się zakrztusił, a Ginny ze zdziwienia
otworzyła usta i bezmyślnie gapiła się na starszą koleżankę. Hermiona nie
wracająca na noc do dormitorium? Mająca tajemnice? Co takiego się wydarzyło, że
brunetka tak bardzo się zmieniła? Już nie była tą poprawną do bólu panią
prefekt, teraz w ogóle nie przypominała samej siebie. Prawdę mówiąc, Hermiona
sama była zaskoczona swoją pewnością siebie, tak bardzo do niej niepodobną.
Uśmiechnęła się jednak do nich.
- Do zobaczenia – rzuciła i wyszła.
Spojrzała jeszcze tylko wymownie w stronę
ciemnoskórego młodzieńca przy stole Slytherinu, kiwnęła nieznacznie głową i
opuściła pomieszczenie. Blaise nawet nie odczekał chwili, podniósł się ze
swojego miejsca i ruszył do wyjścia spokojnym krokiem, nie dając po sobie
niczego poznać. Tylko Ginny w jakiś sposób to ze sobą skojarzyła i jeszcze
bardziej się naburmuszyła, zdając sobie sprawę, że nie ma pojęcia o co może
chodzić. Ta dwójka miała ze sobą jakieś tajemnice? Sprawy prywatne? W dodatku
mieli spędzić razem noc?
Z bezsilności zacisnęła dłoń w pięść i opuściła
głowę, wbijając wzrok w talerz.
Cholera, cholera, cholera.
Właśnie poczuła zazdrość.
***
Hermiona nawet się nie zatrzymywała, nie czekała na
niego. Szła spokojnie w stronę Pokoju Życzeń. Do pokonania miała aż siedem
pięter, co oznaczało sporą ilość schodów. Miała dzięki temu chwilę czasu, żeby
jeszcze raz na spokojnie, przemyśleć to, co wydarzyło się niespełna pół godziny
wcześniej. Znów przetwarzała w umyśle wydarzenie i to, jak naskoczyła na
mężczyznę. Od razu robiło jej się słabo na samo wspomnienie jej głupoty. Jak
mogła to zrobić? Jak mogła tak na niego napaść bez powodu? Zganiła się w duchu
za własną głupotę i lekkomyślność. Gdyby chociaż raz w życiu ugryzła się w
język!
Blaise dogonił ją na trzecim piętrze. Nie złapał jej
za ramię i nie zatrzymał, po prostu dorównał jej kroku. Spojrzał na nią i
uśmiechnął się, widząc jej zaciętą minę.
- Co zrobiłaś, że tak szybko wróciłaś z tego
szlabanu? – spytał, a w jego głosie było słychać autentyczne zainteresowanie.
- Nie tutaj, Blaise – westchnęła, wiedząc, że nie
uniknie odpowiedzenia na to pytanie. Z Zabinim to wszystko nie było takie
łatwe. On był uparty i nie dawał się zbyć, nawet jeśli ktoś próbował za wszelką
cenę to zrobić. Spojrzała na niego – Obiecuję ci, Blaise, porozmawiamy później.
Nie tutaj, bo to nie jest odpowiednie miejsce. I czas – powiedziała, tym samym
ucinając temat. Pokręcił głową.
- Szybko pokonałaś te schody – powiedział, zgrabnie
zmieniając temat. Uśmiechnęła się mimowolnie i znów spojrzała przed siebie.
- Nie szybciej niż ty. Ale co się dziwić, dwa metry
wzrostu, długie nogi… Szybko ci poszło – odparła z lekkim rozbawieniem,
uśmiechając się. Jej uśmiech, taki szczery i prawdziwy, był zaraźliwy i już po
chwili Blaise również się uśmiechał.
- Dwa metry i pięć centymetrów – odparł z dumą, na
co Hermiona przewróciła oczami. – No co? – dodał głupio, patrząc na jej
rozbawioną minę.
- Tak sobie myślę, że przy twoich dwóch metrach to
biedna Ginny będzie potrzebowała jakiejś drabiny, żeby się chociaż do ciebie
przytulić… Ona i jej metr pięćdziesiąt… - powiedziała wesoło.
Zaśmiał się, rozumiejąc o co jej chodzi.
- Już tak nie przesadzaj, że dziwnie to wygląda –
powiedział rozbawiony. – Poza tym maleństwo jest fajne, mając tyle wzrostu. Wyższa
już nie byłaby tą samą Ginny – uśmiechnął się szelmowsko.
- No jasne, jasne. Bo gdyby była wyższa, to już nie
byłaby maleństwem… Ale wiesz, że ona się denerwuje, kiedy mówisz o jej wzroście?
Jest bardzo wyczulona na tym punkcie i nie sądzę, by to się kiedykolwiek miało
zmienić – powiedziała. Coraz mniej dzieliło ich od Pokoju Życzeń, a co za tym
idzie – od poważnej rozmowy, nie mającej nic wspólnego ze związkiem czy przyjaźnią
między Ginny a Blaisem.
- Wiem, że się złości, już zdążyłem się przekonać – mrugnął
do niej porozumiewawczo.
Wchodząc do Pokoju Życzeń, żadne z nich nie
zauważyło obserwujących ich stalowoszarych oczu.