Jestem z siebie naprawdę dumna. Udało mi się ogarnąć cały rozdział zaledwie w kilka dni. Ma on piętnaście stron w Wordzie i ponad sześć tysięcy wyrazów. Wszystko jakoś wyszło samo z siebie, to pewnie kwestia tego, że leżę w domu. To, co dziwne, sprzyja mojej wenie. Jak nigdy. Ósmy rozdział już zaczęłam pisać, mam nadzieję, że siódmy nie zawiedzie waszych oczekiwań. Prawdziwego Sevmione jeszcze nie będzie, chcę z nim poczekać trochę dłużej, żeby nie zrobić kolejnej historii miłosnej rodem ze Zmierzchu. Hermionowa pewność siebie powoli zaczyna nadciągać, więc się o nią nie martwcie ;).
Co mogę jeszcze powiedzieć?
A, no tak. Rozdział ten dedykuję wszystkim czytelnikom, którzy po jej przeczytaniu uznali, że Sevmione wcale nie jest najgorszym paringiem. Oby więcej was było. Dziękuję także za wszystkie komentarze, które dodają mi otuchy i powodują, że jednak w dalszym ciągu chce mi się pisać. W końcu komentarze karmią wena, no nie? ;).
I chciałam jeszcze powiedzieć, że w ankietce, która niestety uciekała co chwilę, najwięcej głosów było na Dracona Malfoya. Nie wiem teraz czy was zaskoczę pozytywnie czy negatywnie. Zobaczymy. ;).
I chciałam jeszcze powiedzieć, że w ankietce, która niestety uciekała co chwilę, najwięcej głosów było na Dracona Malfoya. Nie wiem teraz czy was zaskoczę pozytywnie czy negatywnie. Zobaczymy. ;).
Zapraszam na rozdział siódmy, miłego czytania.
Tym razem, po raz kolejny zresztą, Hermiona
postanowiła zająć się tym, co w żaden sposób nie dotyczyło jej osoby, a co
miało związek z dosyć nietypowym zachowaniem najmłodszej latorośli Weasleyów.
Granger zamierzała dowiedzieć się na kogo tak patrzyła jej młodsza koleżanka.
Miała jednak wielką nadzieję, że jej przypuszczenia okażą się być nieprawdziwe
i Ginny nie wpatrywała się maślanym, rozmarzonym wzrokiem w stronę stołu
Slytherinu, a dokładniej na Dracona Malfoya. Nie chodziło tutaj o uprzedzenia,
bo Hermiona starała się ich nie mieć, mimo iż blond włosy Ślizgon nigdy za nią
nie przepadał, wręcz pałał do niej wielką nienawiścią. Nie, chodziło raczej o
to, że Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę, że, nawet jeśli miałoby to
jakiekolwiek szanse, byłoby to bardzo trudne do zaakceptowania, zwłaszcza przez
obie rodziny. Brunetka nie mogła sobie wyobrazić momentu, w którym zarówno
Malfoyowie jak i Weasleyowie akceptują ten jakże nietypowy związek ślizgońskiego
arystokraty i gryfońskiej zdrajczyni krwi. W duchu aż jęknęła, kiedy tylko
wyobraziła sobie gniew Rona, pana Weasleya czy, co gorsze, pani Weasley.
Hermiona sama w sobie nie była pewna jak by zareagowała, gdyby te wszystkie
przypuszczenia okazały się być prawdziwymi. To byłoby trudne do zaakceptowania,
nie ze względu na różnice, które ich dzieliły, ale na fakt, że Malfoy od zawsze
ją gnębił, więc związek jego i Ginny na pewno nic by tu nie zmienił.
Westchnęła, odkładając księgę zaklęć na łóżko.
Powoli wstała i ruszyła w stronę drzwi. Jej współlokatorek znowu nie było, ale
to jej w żaden sposób nie martwiło. Starała się jak mogła, żeby nie musieć
przebywać w ich towarzystwie dłużej niż to konieczne. Zwłaszcza w towarzystwie
Lavender, której bardzo nie lubiła. Ciemne loki odgarnęła dłonią do tyłu i
wyszła z pomieszczenia. Zeszła trochę niżej i odnalazła dormitorium, w którym
spała Ginewra. Zapukała spokojnie do drzwi, a kiedy usłyszała ciche „proszę”,
pchnęła je i weszła do środka.
Ginewra siedziała przy jedynym biurku, jakie
znajdowało się w pokoju i coś pisała. Kałamarz z czarnym atramentem był już w
połowie opróżniony, a śliczne, pawie pióro, które dziewczyna dostała od
Hermiony, tkwiło w jej drobnej, piegowatej dłoni. Pergamin był już zapisany
przynajmniej na dwie stopy, a Hermiona od razu zrozumiała, że nie jest to żadne
zadanie, a jej przyjaciółka po prostu pisze do kogoś list. Podeszła więc do
dziewczyny bliżej i spróbowała zajrzeć przez ramię. Ginny jednak zgrabnie
zasłoniła pergamin jakąś książką i spojrzała na orzechowooką.
- Coś się stało, że przyszłaś? – spytała spokojnie,
chociaż serce waliło jej jak oszalałe. Jej słodka tajemnica po raz pierwszy
była tak bliska ujawnienia.
- Nie, dlaczego coś miałoby się stać? – spytała,
patrząc na nią. – Przyszłam tak po prostu. Przeszkadzam?
- Nie, jasne, że nie. Poczekasz chwilę? Skończę
tylko pisać ten list. – Rudowłosa wskazała ręką na pergamin i uśmiechnęła się
do Hermiony, która spokojnie kiwnęła głową.
- Jasne, skończ pisać – powiedziała spokojnie. Dalej
próbowała chociaż trochę zajrzeć jej przez ramię, żeby zobaczyć przynajmniej
nagłówek listu. Nie chciała poznać treści, chciała poznać adresata. – Do kogo
tak piszesz? – spytała, zauważając, że nie ma szans by odkryć tego na
spokojnie, poprzez podejrzenie.
Ginewra mocno się zmieszała, co nie uszło uwadze
starszej dziewczyny.
- Do Billa – powiedziała w końcu. – No wiesz,
przekazuję te wszystkie zaproszenia, więc później muszę do niego pisać kto się
zgodził, a kto się waha… - mruknęła. – Jeszcze muszę dać jedno zaproszenie,
ale… Może… - zaczęła się plątać. Hermiona spojrzała na nią z troską.
- Może jakoś ci pomóc? – spytała, nie przeczuwając
zbliżającej się katastrofy. Ginny spojrzała na nią, a potem się uśmiechnęła.
- Mogłabyś? Naprawdę? – Patrzyła na nią z nadzieją w
brązowych oczach.
- Jasne, powiedz tylko jak – powiedziała, a Ginny aż
się uśmiechnęła. Wstała od biurka i podeszła do swojej szafki nocnej.
Wyciągnęła z szuflady jedną z wielu ładnych, kremowych kopert.
- Dziękuję, jesteś wielka – powiedziała z uśmiechem
i podała Hermionie kopertę z zaproszeniem. Brunetka spojrzała na napis na
kopercie i aż się skrzywiła. Na kremowej kopercie ładnie wykaligrafowane było
tylko to jedno imię i nazwisko: Severus Snape. – Spędzasz z nim tyle czasu, na
pewno będzie tobie prościej dać mu tę kopertę, niż gdybym ja miała schodzić do
lochów i narażać się na jego zły humor. – Ginny wydawała się nie zauważać tego,
jak Hermionie nagle popsuł się humor. Wiedziała, że mężczyzna nie będzie chciał
nawet słyszeć o tym weselu, a co dopiero dostawać zaproszenie. Na pewno się
zezłości, a cały gniew zostanie skierowany na tego, kto przyniósł kopertę. Na
Hermionę. Znowu.
- Ja… no… - Hermiona zaczęła się jąkać, nie bardzo
wiedząc co powiedzieć. Jej elokwencja gdzieś uciekła, szukała dalszego pomysłu
na sklejenie zdania. Wzięła głębszy oddech. – No… no dobrze. Ale robię to tylko
dla ciebie, Ginny. Pamiętaj o tym – powiedziała i wzięła kopertę do ręki.
- Dzięki wielkie. – Ginny aż klasnęła w dłonie z
radości. Hermiona nie podzielała jej zadowolenia. – Już tyle tych zaproszeń
rozdałam, że nawet sobie nie wyobrażasz. To będzie olbrzymie wesele, chyba
powinni sobie wynająć cały Hogwart na nie, żeby móc pomieścić wszystkich gości
– powiedziała, kręcąc głową. Hermiona usiadła na łóżku Ginny.
- Niewątpliwie. Rodzice Fleur pewnie też podesłali
swoją listę gości i napisali kto musi być na weselu, prawda? – spytała z
grzeczności, chociaż, oczywiście, doskonale zdawała sobie sprawę, że właśnie
tak jest.
- Oczywiście. Całe szczęście, że państwo Delacour
wzięli na siebie większość spraw finansowych, bo inaczej rodzicom byłoby ciężko
to wszystko ogarnąć – przyznała Ginny, po czym spłonęła rumieńcem. Wszyscy
wiedzieli, że państwo Weasley mają spore problemy finansowe, nawet po awansie
pana Weasleya. A całe wesele do tanich nie należy, zwłaszcza to, na którym
będzie masa gości.
- Nie dało się zrobić mniejszej listy gości? –
spytała, próbując jakoś zmienić temat.
- Nie, niestety nie – westchnęła. – Matka Fleur nie
chce nawet myśleć o tym, że mogłoby braknąć chociaż jednego gościa z tej całej
listy. – Ginny wywróciła oczami i ponownie usiadła przy biurku. Zamoczyła pióro
w kałamarzu.
- Porozmawiamy jak skończysz pisać? – Hermiona w
końcu zadała to pytanie. Chciała poczekać i dowiedzieć się w końcu jaka jest
prawda.
Ginewra tylko kiwnęła głową i wróciła do pisania.
Hermiona przyglądała się jej z lekkim uśmiechem, czuła w niej największe
oparcie. Nie miała pretensji do Harry’ego, że nie miał dla niej czasu, w końcu
miał do wykonania najtrudniejsze z zadań. Miała jedynie żal do tego, że w
ostatnim czasie Ron bardzo ją odrzucał, nie wiedziała nawet dlaczego. Może sama
do tego doprowadziła, może trochę go od siebie odpychała, może nie bardzo
chciała mieć z nim kontakt, nie taki, jak wcześniej, przez końcem poprzedniego
roku. Nie wiedziała czy tego żałuje czy nie, po prostu chciała, żeby coś się
zmieniło, żeby coś się poprawiło. Musiała jakoś sobie poradzić z tym, że ich
sześcioletnia przyjaźń zostaje właśnie wystawiona na kolejną próbę, a Hermiona
widziała marne szanse, żeby tę próbę przeszła. Z tego wszystkiego została jej
Ginny, która, jako jedyna, rozumiała ją doskonale.
- Skończyłam – powiedziała w końcu, przerywając
rozmyślenia brunetki. Spojrzała na nią, chowając list do zwykłej koperty.
Napisała jedno słowo na niej, prawdopodobnie czyjeś imię. – Przejdziesz się ze
mną do sowiarni? Muszę wysłać ten list jak najszybciej – powiedziała,
zaklejając kopertę.
- Jasne, możemy później porozmawiać, jak wrócimy z
sowiarni. Albo porozmawiać w sowiarni. O ile nie natknę się na Snape’a –
mruknęła i lekko się skrzywiła. Ginny Spojrzała na nią.
- Aż tak ciężko jest z nim? – spytała, patrząc na
przyjaciółkę.
- Momentami – przyznała, patrząc na nią. – Ale
ogólnie wszystko jakoś się… układa. Na początku bywało gorzej. – Uśmiechnęła
się do niej.
- Dalej jest taki nieznośny? – Uśmiechnęła się,
biorąc list. Schowała go jednak, żeby Hermiona przypadkiem nie podejrzała
napisu na kopercie. – Czy może wciąż zachowuje się, jakby ktoś mu nadepnął na
odcisk? – zażartowała. Hermiona cicho się zaśmiała.
- Nie jest taki zły, naprawdę – powiedziała, ale
zauważyła dziwną minę przyjaciółki. – Och, to nie tak, jak myślisz – żachnęła
się. – Po prostu myślałam, że jest gorszy, ale tak naprawdę da się z nim
wytrzymać. O ile nie robisz niczego wbrew jemu – wywróciła oczami.
- Przecież to nie jest takie… proste – wydusiła,
patrząc na nią. – Jak można mu się podporządkować? Przecież znasz go dobrze,
jest wredny, jest złośliwy, jest mało pomocny, naprawdę. I ty mówisz, że nie
jest zły? Hermiona, co cię opętało? – spytała, patrząc na starszą koleżankę jak
na wariatkę. Wyszły z dormitorium, a później z pokoju wspólnego. Po drodze,
przynajmniej do tego momentu, na nikogo nie wpadli.
- Nic mnie nie opętało. Po prostu spędzając z nim
tyle czasu zauważyłam, że kiedy nie jesteś taka przeciwko niemu to da się to
wszystko jakoś znieść, a przecież o to chodzi. Żebym wytrzymała do Ostatniej
Bitwy i nasze drogi mogą się rozejść. Wątpię, żebym po tym roku chciała mieć
dalej coś wspólnego z eliksirami, a już na pewno nie zostanę mistrzynią
eliksirów – powiedziała spokojnie. – Do tego musisz znaleźć kogoś, kto cię
poprowadzi dalej, kto ci pomoże, kto będzie twoim mentorem. A z tego co wiem,
to Snape nie bierze nikogo pod swoje skrzydła…
- Może to i lepiej – przerwała jej monolog. – Gdybyś
po tym roku miała spędzić w jego towarzystwie kolejne cztery lata, żeby
skończyć praktyki i specjalny kurs przygotowawczy do bycia mistrzynią… -
zaczęła, ale szybko urwała. O tym, co teraz powiedziała, nie mówiło się nigdzie
w szkole. Można było się za to dowiedzieć o takich rzeczach tylko wtedy, kiedy
się tym interesowało.
- Skąd ty wiesz to wszystko, Ginny? – Spojrzała na
nią. – Nie chcesz mi może czegoś powiedzieć? – spytała, patrząc na rudowłosą.
Ginewra głośno westchnęła.
- Wiem, bo sama chciałam – przyznała, nie patrząc na
przyjaciółkę. – Już w czwartej klasie pomyślałam, że eliksiry to jest coś, co
mnie interesuje i chciałabym coś z tym zrobić… Ale nie mogłabym mieć Snape’a za
mentora, a z kolei Slughorn nigdy mistrzem eliksirów nie został, bo, jak dobrze
wiemy, był na to zbyt leniwy – westchnęła. – Szukałam nawet innych mistrzów,
którzy biorą pod swoje skrzydła nowych praktykantów, ale jest ich niewielu i
najbliższy z nich jest we Francji, później w Czechach, Rosji i w Stanach
Zjednoczonych, dokładniej w Waszyngtonie – mruknęła.
Hermiona spojrzała na dziewczynę zdumiona.
- Jestem pełna podziwu, Ginny – powiedziała, wciąż
na nią patrząc. – I którą miejscowość wybierzesz? Którego Mistrza Eliksirów?
- Nie wiem czy w ogóle wybiorę. Chyba się do tego
nie nadaję… - przyznała spokojnie. Właśnie schodziły schodami i Hermiona
słysząc słowa dziewczyny zatrzymała się gwałtownie.
- Ginny, nawet tak nie mów! – oburzyła się. – Dopóki
nie spróbujesz to się nie dowiesz – powiedziała, patrząc na nią. – Spróbuj,
wybierz, na pewno się uda.
- Nie wiem, zobaczę – westchnęła. – Przede mną
jeszcze dwa lata nauki, wojna, nie wiem co dalej – westchnęła cicho. Przez
moment stały w ciszy. – Ja nawet nie wiem czy przeżyjemy tę wojnę, nie chcę
myśleć o przyszłości, chcę myśleć tylko o tym, co jest teraz, o mnie, o nas, o
szczęściu… - zaczęła, ale Hermiona jej przerwała:
- O nas? – spytała, wychwytując tę informację w
wypowiedzi Ginny, na której najbardziej jej zależało. Rudowłosa znowu się
zmieszała, zauważając jaki błąd popełniła w swojej poprzedniej wypowiedzi.
Spojrzała pod nogi, próbując ułożyć sobie słowa, które powinna była powiedzieć
przyjaciółce.
- No wiesz, o nas wszystkich. O mnie, o tobie, o
mojej rodzinie… - powiedziała, ale w jej głosie można było wychwycić
niepewność.
- Ginny, no proszę cię! Kogo ty chcesz okłamać? –
Hermiona spojrzała na nią z politowaniem. – Ja naprawdę widzę, że coś się
święci między tobą i… - zawahała się przez moment, patrząc na dziewczynę.
Wymienić to nazwisko czy nie? Ostatecznie zmieniła zdanie, w końcu nie miała
pewności czy to prawda. – I jakimś Ślizgonem, więc, proszę cię, powiedz mi
prawdę – mruknęła cicho, kończąc swoją główną myśl.
Ginewra zawahała się chwilę. Bezmyślnie ruszyła
przed siebie, w stronę sowiarni. Hermiona westchnęła, ale poszła za nią. Nie
chciała naciskach na przyjaciółkę, chociaż ciekawość zżerała ją od środka.
W ciszy dotarły do sowiarni, rudowłosa wzięła do
ręki kopertę, którą wcześniej miała schowaną i podała ją Hermionie. Sama
zabrała się za wybieranie jednej ze szkolnych sów.
- To się zaczęło jeszcze w zeszłym roku, kiedy Harry
nie bardzo wiedział czego chciał, a ja i Dean zaczęliśmy się kłócić o wszystko
– zaczęła powoli, rozglądając się za odpowiednią sową. Ostatecznie wybrała dużą
płomykówkę. – Irytował mnie swoimi docinkami, chociaż nie były one ani wredne
ani chamskie, były po prostu niewiarygodnie złośliwie, chociaż miały w sobie
lekką nutę żartu. Tak to się zaczęło, chociaż trwało z przerwami. Przestaliśmy
rozmawiać, kiedy Harry w końcu podjął decyzję, z której, przynajmniej wtedy,
bardzo się cieszyłam. Ale później się rozstaliśmy, a on znowu się pojawił.
Pisaliśmy, czasem spotykaliśmy się w pokoju życzeń. Całe wakacje utrzymywaliśmy
kontakt, a teraz to się wcale nie zmieniło. Wiesz jednak, że nie łatwo jest nam
pogodzić dobry kontakt i to, żeby nikt nas nie nakrył. W końcu jesteśmy z dwóch
różnych domów, nasze rodziny mają inne tradycje i priorytety. No i różni nas
krew. Co z tego, że jest czysta? Moja rodzina uważana jest za zdrajców krwi, on
jest arystokratą. Nasze rodziny nigdy nie zaakceptują nawet jakiejś przyjaźni
między mną, a nim… - westchnęła i pogłaskała sowę po piórach. Nie patrzyła
jeszcze na przyjaciółkę. Hermiona słuchała jej bez słowa, coraz bardziej
zaskoczona tym, co słyszy. Nie była pewna jak to wszystko ma rozumieć.
- No dobrze, Ginny, ale kto to? – spytała w końcu,
bo to wszystko nie pasowało jej do Dracona.
- Spójrz na kopertę – powiedziała cicho, wciąż
patrząc na sowę i jej duże, bursztynowe oczy.
Hermiona powoli odwróciła kopertę i spojrzała na
duże, okrągłe literki, które tworzyły jeden krótki wyraz: „Zabini”.
- Och! – zawołała zaskoczona. – Ty i Blaise? Czemu
nic wcześniej nie powiedziałaś? – spytała, patrząc na nią ze zdumieniem.
Ginewra zabawnie zmarszczyła nos, zastanawiając się nad czymś.
- Blaise? Czyżbyście mówili sobie po imieniu? –
spytała, w końcu przenosząc wzrok na przyjaciółkę. Teraz to Hermiona wydawała
się być zmieszaną.
- No tak – przyznała cicho. Skoro już mówiły sobie
prawdę, ona też powinna. – W piątej klasie, kiedy siedziałam w bibliotece i
szukałam czegoś, co by nam pomogło się porozumiewać w związku z naszymi
spotkaniami Gwardii – westchnęła cicho, patrząc na przyjaciółkę. Czuła się
trochę niezręcznie. – On po prostu się do mnie dosiadł, nie komentując niczego,
dopóki nie zobaczył, że siedzę z „Magią dla zaawansowanych”. Był zaskoczony i
jakby pełen podziwu. To nie było takie typowo ślizgońskie zachowanie i chyba po
raz pierwszy ktoś z domu węża potraktował mnie normalnie, jak zwykłego człowieka,
jak równego sobie. Do tej pory sama wiesz jak było. A tutaj okazało się, że
Blaise nie jest zły, jest normalny, ludzki. – Na samo wspomnienie tamtego
momentu Hermiona aż się uśmiechnęła. – Rozmawialiśmy, najpierw tylko o
zaklęciach, później jeszcze trochę o eliksirach, o szkole… A później okazało
się, że Blaise jest inteligentny, jest oczytany i nie ocenia ludzi po pozorach.
Nie potraktował mnie jak gorszą, ani razu nie odezwał się do mnie
nieprzyjaźnie. To było… miłe. – Spojrzała na rudowłosą. – Teraz dalej czasem z
nim rozmawiam, zdarza się, że wymienimy kilka słów, czasem napiszemy jakiś list
do siebie… Nie wiem czym to nazwać, pewnie nie przyjaźnią, bo przyjaźń to za
dużo powiedziane, ale czasem dobrze mieć jakiegoś sprzymierzeńca ze Slytherinu
– powiedziała i uśmiechnęła się.
Ginewra spojrzała na swoją przyjaciółkę. Uśmiechnęła
się jednak.
- Jest inteligentny, oczytany i bardzo złośliwy –
powiedziała z rozbawieniem.
- Nie da się ukryć. Co was łączy? – spytała w końcu
Hermiona, patrząc na Ginny. – Jesteście razem?
- Broń Merlinie! – roześmiała się dźwięcznie. –
Chyba bym z nim nie wytrzymała nerwowo, ale jako przyjaciel jest całkiem fajny
– powiedziała, przywiązując sowie list do nóżki. – No i nigdy nie popierał
Voldemorta – powiedziała spokojnie, uśmiechając się lekko. – Nie mniej jednak
pasuje do Slytherinu jak mało kto.
- To prawda – przyznała. – Chyba jest jedynym
Ślizgonem, który nigdy nie nazwał mnie szlamą, raczej wydawał się być osobą,
którą odrzuca obrażanie innych ze względu na pochodzenie. – Uśmiechnęła się.
Ginewra w tym czasie wypuściła sowę przez okno w sowiarni. Przez chwilę
patrzyła na nią, jak odlatuje, po czym odwróciła się w stronę starszej dziewczyny.
- Idziemy stąd? – spytała, patrząc na nią. – Możemy
przejść się na chwilę do kuchni. Albo do biblioteki. Albo po prostu wróćmy do
pokoju wspólnego – powiedziała spokojnie Ginny, uśmiechając się.
- Możemy spokojnie wracać do pokoju wspólnego – odparła
Hermiona, spoglądając na swoją przyjaciółkę. - Głodna nie jestem, a nie chce mi
się dzisiaj iść do biblioteki, już nie. Najchętniej bym się położyła, prawdę
mówiąc – przyznała. – Jestem zmęczona ciągłymi eliksirami, spędzaniem czasu w
lochach, rozkładaniem i przydzielaniem składników… I uczeniem się po nocach, bo
nie mam czasu w ciągu dnia – westchnęła.
Ginewra spojrzała na brunetkę ze współczuciem.
Dotknęła jej ramienia.
- Powinnaś stanowczo postawić się Snape’owi,
Hermiono. Przecież on cię w końcu zamęczy tymi ciągłymi zadaniami –
powiedziała, patrząc na nią trochę surowo. – To jest nienormalne, musisz coś z
tym zrobić.
Hermiona znowu zbagatelizowała sprawę machnięciem
ręki.
- To nic, niedługo będzie lepiej. Przyzwyczaję się,
zobaczysz. – Uśmiechnęła się. – Ale wracajmy już, bo jestem śpiąca, naprawdę.
Chcę w końcu odpocząć – powiedziała spokojnie. Wyszły z sowiarni.
- Chyba popełniasz błąd – powiedziała, wydawała się
być zmartwiona obecnym stanem przyjaciółki. Hermiona bardzo się zmieniła, co
już teraz można było zauważyć.
- Panikujesz – rzuciła tylko. Przez pewien czas szły
w ciszy, pokonując kolejne stopnie. Szły obok siebie, każda zajęta swoimi
myślami. Ginny czasem dosyć nerwowo zerkała na starszą dziewczynę, ale nic nie
mówiła. Wiedziała, że jej słowa na nic się zdadzą, bo Hermiona była dziewczyną
niezależną od innych i wolała robić wszystko po swojemu. Wyjątkiem od reguły
był jednak Mistrz Eliksirów, którego zadania wykonywała bez słowa.
Dotarły do obrazu Grubej Damy, podały jej hasło i
weszły w ciszy do pokoju wspólnego. Rozstały się przy dormitoriach szóstego
roku i Hermiona spokojnie poszła do siebie. Lavender i Parvatti już siedziały,
plotkowały, jak zwykle. Przerwały jednak, kiedy tylko brązowowłosa weszła do
pomieszczenia. Rzuciła krótkie „cześć” i poszła od razu do łazienki. Zamierzała
wziąć długą kąpiel i w końcu się wyspać.
Łudziła się, że to jej się uda.
Ledwo wyszła z łazienki, a Lavender, chociaż bardzo
niechętnie, rzuciła:
- Dostałaś jakiś list. Sowa dobijała się do okna
przez dłuższy czas, a później wyleciała stąd, nawet nie zatrzymując się na
chwilę. Takie rzeczy jak listy powinny być wysyłane tylko na posiłkach, a nie
do dormitorium – powiedziała dosyć chłodno, ale Hermiona machnęła ręką. Usiadła
na łóżku i wzięła do ręki mały kawałek pergaminu, który leżał na jej łóżku. Aż
jęknęła, poznając to pismo.
„Jutro. 6:00. Lochy.
Wyśpij się, zaczynasz swoje
zadanie.”
Z jękiem opadła na poduszki i zacisnęła powieki, w
myślach licząc do dziesięciu.
Cholera, znowu się nie wyśpi.
***
Kiedy obudziła się o piątej rano, dziewczyny jeszcze
spały. Spokojnie więc, w ciszy, zebrała ubrania i poszła do łazienki, żeby się
przebrać. Chciała trochę się odświeżyć i przygotować, nie tyle fizycznie, co
psychicznie. To miał być pierwszy dzień tego zadania, po raz pierwszy miała
oddać jakąś ilość krwi, aby mężczyzna mógł stworzyć specjalny eliksir.
Czarnomagiczny. Nie wiedziała jak to wszystko będzie wyglądało, ale obawiała
się tego pobrania krwi. Nie lubiła tej chwili, nigdy. Nawet kiedy, jako mała
dziewczynka, została zabierana przez rodziców na profilaktyczne pobieranie
krwi, niemalże zawsze mdlała. Wiedziała też, że w tym przypadku nie będzie to
miało związku z igłami i strzykawkami. Właśnie tego obawiała się najbardziej.
Niewiedzy.
Ubrała się, wolno i jakby niechętnie. Wzięła torbę,
w której miała już przygotowane książki na zajęcia i różdżkę. Spojrzała na
śpiące dziewczyny, a później na zegarek. Miała jeszcze chwilę czasu, ale
postanowiła iść już teraz, by na pewno się nie spóźnić. Tym razem Mistrz Eliksirów
by nie wytrzymał i na pewno odjął całemu Gryffindorowi masę punktów. Już teraz
było ciężko, bo nie miała nawet w jaki sposób odrobić to, co odebrane zostało z
jej powodu. Wyszła z dormitorium i cicho zeszła do zupełnie pustego pokoju
wspólnego.
Hogwart o tej porze był zupełnie opustoszałym
zamczyskiem. Był także dosyć przerażający, zważywszy na swoje monumentalne
rozmiary, sporą ilość zbroi, duchy przenikające przez ściany, dokuczliwy
poltergeist Irytek i postacie z obrazów, które mówią i ruszają się niczym żywe
osoby. Wszystko to było przerażające o godzinie piątej czterdzieści pięć rano.
W ciągu dnia, kiedy Hogwart tętnił uczniowskim życiem wszystko wydawało się nie
być nawet odrobinę straszne. Teraz jednak Hermiona szła z duszą na ramieniu, a
świadomość, że po szkole spacerują gdzieś członkowie Zakonu Feniksa czy
nauczyciele dyżurujący wcale jej nie pomagała, w żaden sposób.
Pokonała wszystkie siedem pięter i doszła do lochów.
Była trochę głodna, ale wiedziała, że nie zdąży dotrzeć do kuchni, zjeść i wejść
do pracowni eliksirów przed wybiciem godziny szóstej rano. Zdusiła więc w sobie
potrzebę zjedzenia czegokolwiek i weszła do lochów. Przeszła pod pracownię i
zapukała do drzwi, trzy razy. Wystarczyła chwila i drzwi otworzyły się, a przed
nią stanął Mistrz Eliksirów we własnej osobie. Mężczyzna bez słowa wpuścił ją
do środka. Jak zwykle był nienagannie ubrany, w takie same szaty jak zwykle,
włącznie z czarnym surdutem. Zamknął za nią drzwi.
- Dzisiaj, Granger, nie będziesz siedziała w
pracowni tylko przejdziesz do jednej z moich komnat – powiedział spokojnie,
wskazując ręką na drzwi, prowadzące do jego komnat. Młoda kobieta spojrzała na
niego zdumiona, ale nic nie powiedziała. Skinęła tylko głową i spokojnie poszła
za nim, do jednego z pomieszczeń.
Weszli tam, najpierw on, później ona. Zamknął drzwi
machnięciem różdżki i kazał jej usiąść w jednym z dwóch foteli, pomiędzy
którymi stał stolik. Dziewczyna posłusznie usiadła i spojrzała na mężczyznę.
- Jadłaś śniadanie? – spytał, kolejnym machnięciem
różdżki rozpalając ogień w kominku. O tej porze dnia, zwłaszcza w lochach, było
przerażająco zimno. On był do tego przyzwyczajony, ale wiedział, że ona za
moment zacznie szczękać zębami z zimna.
- Nie – wychrypiała tylko. Spróbowała odchrząknąć,
aby doprowadzić swój głos do normalności. – Nie miałam kiedy, panie profesorze
– dodała już normalniejszym tonem.
- Co zjesz, Granger? – spytał spokojnie i usiadł w
drugim fotelu.
- Nie jestem głodna, panie profesorze – odparła
niezgodnie z prawdą.
Severus wzniósł oczy ku niebu.
- Granger, albo zjesz, albo nie masz co robić teraz
– powiedział chłodno, ale pewnie. – Wiesz dobrze na czym polega twoje zadanie,
nie możesz go wykonywać bez zjedzenia porządnego, w dodatku bardzo pożywnego
śniadania, z prostego względu, jakim jest fakt, że zemdlejesz w połowie
wykonywania zadania. Ponawiam więc swoje pytanie, ale już po raz ostatni: Co
zjesz? – spytał, patrząc na dziewczynę. Westchnęła.
- Mogą być tosty, jajecznica i dyniowe paszteciki. I
kawa – dodała z uśmiechem. Mężczyzna skinął głową i przywołał do siebie jednego
z setki skrzatów domowych. Kiedy mówił mu, czego chce, zwrócił uwagę na
niezadowolenie na twarzy nastolatki.
- Dalej hodujesz to swoje stowarzyszenie, Granger? –
spytał, kiedy skrzat domowy zniknął z pomieszczenia. W jego głosie można było
wyczuć kpinę.
Spojrzała na niego zaskoczona. Prócz Harry’ego,
rodziny Weasleyów i Dumbledore’a nikt nie miał pojęcia o jej stowarzyszeniu
W.E.S.Z, więc nie bardzo wiedziała skąd o tym wszystkim mógł wiedzieć Snape.
- Skąd… - zaczęła zdziwiona, ale mężczyzna przerwał
jej kpiącym parsknięciem.
- Granger, jesteś inteligentna czy nie? – spytał,
patrząc na nią tymi czarnymi, przenikliwymi oczami. Przez chwilę wpatrywała się
w niego jak zahipnotyzowana, później jednak otrząsnęła się i, odwracając wzrok,
rzuciła:
- No tak, profesor Dumbledore – mruknęła. Przecież
to było takie oczywiste, od samego początku. Dlaczego wcześniej o tym sama nie
pomyślała. Westchnęła. – I tak, dalej hoduję moje stowarzyszenie Walki o
Emancypację Skrzatów Zniewolonych – powiedziała pewnie, z wielką siłą w głosie.
Spojrzała na mężczyznę, a on, była niemalże pewna, że się uśmiechnął.
Nieznacznie, ale się uśmiechnął.
- Granger, nie wiem czy ktoś ci to tłumaczył czy nie
tłumaczył, ale powiem to tylko raz i może w końcu to zrozumiesz – powiedział
spokojnie. – Te skrzaty domowe lubią właśnie taką pracę. Nie czują się
zniewolone, nie są nieszczęśliwe. Zwłaszcza te w Hogwarcie, które są tutaj nie
z przymusu i w każdej chwili mogłyby odejść. Nie są zniewolone tak, jak w zwyczajnych
rodzinach czarodziejskich. One nie potrzebują dostać kawałka ubrania, aby
chcieć stąd odejść. Mogą zrobić to w każdej chwili, ale tego nie robią. Wiesz
dlaczego, Granger? – spytał i spojrzał na nią. Nie czekał jednak na odpowiedź,
po prostu zaczął mówić dalej. – Nie robią tego, bo, po prostu, lubią to, co
robią. Lubią służyć innym. Większość skrzatów właśnie dlatego żyje, dla
służenia czarodziejom. A kiedy są traktowane dobrze, to nigdy nie będą
narzekać. Nie możesz dalej próbować ich podburzać, bo sama wiesz do czego takie
podburzanie może doprowadzić.
- Wiem – mruknęła tylko cicho, zła na mężczyznę. –
Ale to nie zmienia faktu, że są one zniewolone i traktowane jak stworzenia
gorszej kategorii. A przecież równie dobrze można by było w taki sam sposób
traktować ludzi, czego, oczywiście, nigdy się nie robi. Czarodzieje są zbyt
zapatrzeni w siebie i uważają się za lepszych, chociaż tak naprawdę niczym się
nie różnią od zwykłych ludzi – mówiła pewnie, ale była bardzo oburzona. Severus
wydawał się dobrze tym bawić.
- No, Granger, jeszcze nigdy nie widziałem, żeby
ktoś tak bronił swoich racji – odparł z wyraźnym rozbawieniem. – Gdzieś jednak
masz rację, ale nie zmieni to faktu, że skrzaty domowe lubią robić to, co robią
i nie chcą, żeby ktoś im za to płacił.
- Ale jest przecież Zgredek, on chce pieniędzy! –
powiedziała, zupełnie nie zwracając uwagi, że mężczyzna prawdopodobnie nawet
nie dokończył swojej myśli. – Skoro on chce pieniędzy to dlaczego inne skrzaty
nie wezmą z niego przykładu i również nie zawalczą o swoje? Mogłyby być
szczęśliwsze!
- Na Merlina, dziewczyno! One są szczęśliwe, nie
rozumiesz? Właśnie takie, zniewolone. One się cieszą, że mogą pracować dla
ludzi, a jeszcze bardziej się cieszą, kiedy ludzie się nad nimi nie znęcają i
nie karzą ich za każde przewinienie, nawet to najdrobniejsze. Zgredek, jak sama
wiesz, traktowany był tak, jak był, jego podejście do sprawy może być zupełnie
inne. Jest jednak, co na pewno wiesz, traktowany jak ktoś gorszy, skrzaty się
od niego odsuwają, bo sprzeciwił się swojej naturze. Granger, nie wierzę, że
tego wszystkiego nie zauważasz. Ponoć jesteś inteligentna, powinnaś więc
wiedzieć jak to wszystko wygląda i z czym to wszystko się wiąże – skończył swój
wywód, patrząc wprost na ciemnowłosą Gryfonkę.
Hermiona westchnęła, rozumiejąc, że mężczyzna ma
całkowitą rację w tym, co przed chwilą powiedział. Przygryzła dolną wargę,
patrząc na niego. Po chwili jednak do pomieszczenia wrócił skrzat domowy, który
niemalże uginał się pod ciężarem srebrnej tacy, na której były talerze i
półmiski z jedzeniem, dzbanek z kawą i dwa kubki. Uśmiechnęła się słabo,
przenosząc wzrok na Severusa. Skrzat odłożył tacę na stolik, ukłonił się nisko
i zniknął z cichym pyknięciem, co było równoznaczne z tym, że właśnie się
deportował.
- Granger, pamiętaj, że masz zjeść całe śniadanie.
Duże śniadanie. Twoje zadanie polega na perfekcji, a jak stanie ci się krzywda
to taka sama krzywda stanie się również mnie, więc zjedz bez marudzenia, wypij
i powiedz, kiedy będziesz gotowa – powiedział i spokojnie sięgnął po jeden z
kubków, uprzednio nalewając do niego gorącej kawy. Dziewczyna skinęła głową i
sięgnęła po pusty talerz. Nałożyła sobie jajecznicę, wzięła kilka pasztecików
dyniowych, dwa chrupiące tosty i zabrała się za jedzenie śniadania. Nie wiedziała
czy aby na pewno chce opóźniać ten moment, w którym będzie musiała wykonać
swoje nie do końca szczęśliwe i przyjemne zadanie. Oddać krew do eliksiru, też
coś. Dlaczego to akurat musiała być krew, na której widok Hermionie nie raz
zdarzyło się zemdleć? Dlaczego nie mogły to być włosy? Kawałki paznokci?
Czegokolwiek?
Z trudem przełknęła ostatni kawałek tostu i dopiła
kawę do końca. Spojrzała na mężczyznę, biorąc głębszy oddech. Musiała się
uspokoić, nie mogła się denerwować.
- Już? – spytał dla pewności. Wstał z fotela,
pozostawiając niedopitą kawę. Dziewczyna skinęła tylko głową, niezdolna do
wyrażenia jakiegokolwiek słowa. Bała się, że głos ugrzęźnie jej w gardle i
niczego nie będzie w stanie powiedzieć. – W takim razie chodź za mną, Granger –
powiedział i przeszedł do innego pomieszczenia, w którym Hermiona jeszcze nigdy
nie była. Posłusznie poszła za nim.
Pomieszczenie było dosyć duże, sterylnie czyste, do
obłędu przypominające Hermionie mugolskie prosektorium, ewentualnie gabinet
zabiegowy. To nie było przyjemne, tak samo, jak ten przerażający chłód panujący
w całym pomieszczeniu. Jeszcze większy niż w lochach, cały pomalowany na biało,
z zimnym kamieniem na posadzce, metalowymi probówkami i narzędziami, które nie
kojarzyły się z niczym przyjemnym.
Severus wskazał dziewczynie kozetkę, na której kazał
jej usiąść. Usiadła i spojrzała na niego, coraz bardziej się denerwując.
- Zdejmij sweter, Granger i podwiń rękaw koszuli –
powiedział spokojnie, podchodząc do jakiegoś stolika. Dziewczyna drżącymi dłońmi
rozpięła guziki swetra i zsunęła go z ramion, odkładając na bok. Podwinęła
rękaw białej koszuli, coraz bardziej odczuwając dyskomfort.
Pisnęła ze strachu, kiedy mężczyzna odwrócił się do
niej ze srebrnym sztyletem w dłoni. Spojrzał na nią z politowaniem.
- Granger, nie mów, że się tego boisz.
- Nie mówię – odparła, niemalże drżąc ze strachu.
- Granger… - powiedział z naganą w głosie. – Dobrze
wiedziałaś jak będzie wyglądało twoje zadanie, więc nie wiem czego się boisz.
Upuszczę ci tylko trochę krwi, zobaczysz, że dasz radę. A teraz skup się
spokojnie – podszedł do niej, stając tuż przed nią. Zacisnęła zęby i wyciągnęła
przed siebie lewą rękę. Zadrżała, kiedy mężczyzna złapał ją jedną dłonią i
długimi palcami przejechał wzdłuż jej przedramienia aż do nadgarstka. Drugą
dłoń postarała się zacisnąć na brzegu kozetki, ale była to dosyć niewygodna
pozycja. Spojrzała na niego.
Z politowaniem pokręcił głową, złapał jej drugą dłoń
i oparł ją na swoim pasie. Wiedział, że tak będzie wygodniej dla obojga. Z
zaskoczeniem zauważył, że na policzkach dziewczyny pojawiły się delikatne
rumieńce. Czyżby to ją speszyło? Wolał jednak o tym nie myśleć.
- Zaboli teraz – ostrzegł i wbił ostrze sztyletu w
jej delikatną skórę. Syknęła z bólu, kiedy przeciągnął narzędziem kawałek po
jej skórze. Spomiędzy rozcięcia momentalnie wypłynęła krew. Odłożył więc
sztylet na bok i sięgnął po pierwszą probówkę. Przyłożył ją do skóry dziewczyny
i zaczął upuszczać jej krew do pojemnika.
Hermiona próbowała skupić się na czymś innym, żeby
nie myśleć o krwi, której tak panicznie się bała. Spojrzała na twarz mężczyzny,
na której malowało się wielkie skupienie. Patrzył na jej przedramię, z którego
krew skapywała do metalowej probówki. Przeniósł na chwilę wzrok na dziewczynę.
Przez moment patrzyli sobie prosto w oczy, jeszcze nigdy nie byli tak blisko
siebie jak w tym momencie. Dzieliło ich niewiele. Speszona dziewczyna jako pierwsza
odwróciła wzrok, znów była przeraźliwie blada.
- Boli? – spytał cicho, wciąż patrząc na nią z
pewnym uporem. Jego czarne oczy nie zdradzały żadnych uczuć czy emocji.
- Trochę – mruknęła zachrypniętym głosem. Kiwnął
głową.
- Jeszcze chwilę poboli, Granger – rzucił, a widząc,
że dziewczyna coraz bardziej blednie, dodał ostrzegawczo: - Postaraj się nie
zemdleć, Granger, jasne? – spytał, a kiedy zobaczył, że dziewczyna słabnie,
warknął i złapał Hermionę w pasie, przytrzymując ją w pionie. Jedną ręką obejmował
ją w pasie, drugą przytrzymywał fiolkę, pobierając resztę krwi, której
potrzebował. Brunetka oparła czoło o tors mężczyzny, układając się tak, by było
mu wygodniej pobierać krew.
Była na granicy świadomości, wiedziała, że jeszcze
moment i zemdleje, nie z powodu ilości krwi, która została jej odebrana, ale z
samego faktu, że ktoś jej tą krew pobierał.
- Cholera – usłyszała jeszcze, po czym całkowicie
osunęła się w ramiona mężczyzny.
Zemdlała.
***
Nie miał wyjścia, musiał dokończyć pobieranie krwi.
Było to znacznie utrudnione, zważywszy na fakt, że dziewczyna była
nieprzytomna. Musiał ją mocno przytrzymywać, żeby nie zsunęła mu się z kozetki,
a także musiał pilnować, żeby krew nie rozlała się dookoła. Był na nią trochę
zły, zwłaszcza na fakt, że była taka słaba. Jakby nie mogła wytrzymać do samego
końca pobierania krwi. Przecież to nie było nic strasznego! W końcu jednak
zakorkował fiolkę i odłożył na metalowy stolik. Za pomocą magii zaczął
zaklepywać jej świeżo rozciętą ranę, po czym ułożył ją na kozetce.
Przez dłuższą chwilę stał nad nią, przyglądając się
jej. Wiedział, że to nie powinno mieć miejsca, żadne bliższe kontakty, nawet
takie objęcie w pasie, mimo iż po prostu chciał ją przytrzymać, żeby nie
upadła. Był wściekły, ale nie wiedział na kogo bardziej. Na siebie, na nią czy
może na głupie pomysły Dumbledore’a. Sam doskonale by sobie poradził z tymi
eliksirami a do pobierania krwi znalazłby kogoś innego. Silniejszego. Kogoś kto
nie mdleje. Ruda Weasley wydawała się być pod tym względem znacznie silniejsza
niż jej starsza koleżanka, ale pozostawało pytanie czy dziewczyna wciąż się
nadawała do tego nietypowego zadania. Zaklął w myślach.
Cholerna młodzież i ich brak powściągliwości!
Wygodniej ułożył dziewczynę, patrząc na nią. Nie
mógł się pozbyć dziwnego wrażenia, że to wszystko nie powinno się wydarzyć, a
on nie powinien tak o niej myśleć. W ogóle nie powinien o niej myśleć, w żaden
sposób, a teraz zauważył jej delikatne rysy twarzy, jej całkiem nietypową
urodę. Może nie była piękna, ale nie była także brzydka. Burza brązowych loków
okalała jej bladą, spokojną twarz. Miała całkiem ładną twarz, pełne usta i
mały, całkiem zgrabny nosek. Nie była też przesadnie chuda, raczej miała kilka
kilogramów więcej. Mimo to Severus musiał przyznać sam przed sobą, że
dziewczyna nie była najbrzydsza. Mógł nawet powiedzieć, że była ładna.
Zaraz po tym stwierdzeniu zaklął siarczyście i
odsunął się od niej jak oparzony.
Ta myśl nigdy nie powinna pojawić się w jego umyśle.
Nigdy.
***
Ocknęła się po pewnym czasie, wciąż w tej
nieprzyjemnie zimnej sali. Leżała na plecach, na kozetce. Nieprzytomnym
wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu i zauważyła Mistrza Eliksirów,
stojącego jak najdalej od kozetki. Przyglądał jej się uważnie, z nieodgadnionym
wyrazem twarzy. Chciała się podnieść, ale nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna
stanął tuż obok niej i przytrzymał ją za ramię.
- Leż jeszcze chwilę, Granger, straciłaś sporo krwi
– powiedział chłodno. Po tym tonie zrozumiała, że coś było nie tak. Nie
wiedziała jednak co.
- Ale nic mi nie ma, profesorze – mruknęła, jednak
nawet się nie szarpnęła. Leżała na plecach, czując ucisk jego długich palców na
swoim ramieniu. Miał siłę.
- Nie wyspałaś się, prawda, Granger? – spytał,
patrząc na nią. W jego głosie można było wyczuć naganę. Dziewczyna przygryzła
wargę i niepewnie skinęła głową. Jego czarne oczy zapłonęły dziwnie
złowieszczym blaskiem. – Cholera, Granger, czego nie zrozumiałaś w mojej
wiadomości? Którego ze słów „wyśpij się,
jutro zaczynasz zadanie” nie zrozumiałaś? – niemalże warknął, a ona trochę
się spięła. Patrzyła jednak na niego. – Twoje zadanie oznacza, że musisz być
wyspana i najedzona, nie możesz być w żaden sposób osłabiona, Granger, bo to od
razu źle rzutuje na twoje samopoczucie i znowu zemdlejesz, a tego przecież nie
chcemy, prawda? – Patrzył na nią z naganą w czarnych oczach. Westchnęła,
patrząc na niego. Dobrze wiedziała, że mężczyzna ma rację. Niestety.
Kiwnęła tylko głową, patrząc na niego.
- Przepraszam, panie profesorze – powiedziała cicho.
– Obiecuję, że to więcej się nie powtórzy, ja po prostu dzisiaj… nie… nie
umiałam usnąć – mruknęła. Czuła się niekomfortowo, kiedy tak trzymał ją za
ramię i odrobinę się nad nią pochylał. Miała przemożną chęć zrobić dwie rzeczy,
w dodatku bardzo od siebie różne i, co gorsza, takie, które jej nie przystają.
Prychnął z irytacją, mocniej zaciskając palce na jej
ramieniu. Aż syknęła, więc poluzował uścisk, ale jej nie puścił.
- Nie obchodzi mnie czy umiałaś usnąć czy nie,
Granger! – Podniósł głos, co trochę ją speszyło. Patrzyła na niego jednak,
mając nadzieję, że zaraz ją puści i będzie mogła wracać do siebie. Albo dalej
tworzyć jakiś eliksir. – Zawsze, kiedy będziesz dostawać wiadomość, że masz na
następny dzień zadanie do wykonania, to masz przychodzić wyspana, Granger.
Wyspana, rozluźniona i najedzona. Zrozumiałaś mnie? – spytał chłodno.
- Tak, ale… - zaczęła, ale mężczyzna przerwał jej
ostrym tonem:
- Zrozumiałaś?
- Tak, ale… - zaczęła ponownie, niezrażona jego
ostrym tonem głosu. Ponownie jednak jej przerwał, w oczach były ogniki złości.
- Granger, nie ma żadnego ale! Twoje omdlenie nigdy
nie powinno się wydarzyć, a ty próbujesz jeszcze wtrącić jakieś ale? – Niemalże
warknął, a Hermiona od razu zrozumiała, że to będzie trudne do przejścia.
Westchnęła, patrząc na niego. Był wściekły, chyba jeszcze nigdy wcześniej nie
widziała go w takim stanie.
- Przepraszam, panie profesorze – powiedziała
powoli, patrząc na niego. – Przepraszam, że nie zastosowałam się do tak
podstawowych reguł jak bycie wypoczętym, ale nie zawsze da się usnąć, kiedy w
pokoju ma się dwie największe szkolne plotkary, które idą spać po północy i
budzą się z samego rana, a w chwilach, kiedy nie śpią i nie jedzą, to po prostu
trajkoczą jak najęte. Może gdybym nie miała dormitorium z dwiema najgorszymi
dziewczynami byłoby mi prościej się wyspać, ale tak nie jestem w stanie zawsze
dopilnować tego, że uda mi się usnąć i być wypoczętym następnego dnia –
powiedziała szybko, żeby mężczyzna czasem znowu jej nie przerwał.
Severus przez pewną chwilę patrzył na nią,
zastanawiając się nad tym, co usłyszał chwilę temu. To było, niewątpliwie,
bardzo dziwne, ale zarazem i mądre. Miała rację, a on doskonale o tym wiedział.
- Brown i Patil? – spytał tylko, a kiedy ona kiwnęła
głową, on westchnął z rezygnacją.
Spojrzała na niego z zainteresowaniem, jego reakcja
jej się spodobała w pewien sposób, no i, co najważniejsze, była niemalże pewna,
że przestanie się tak na nią gniewać. Nie mniej jednak chciała się dowiedzieć
skąd taka reakcja na jej współlokatorki. Oczywiste było, że za nimi nie
przepada. Hermiona coraz częściej zastanawiała się czy w całej szkole jest
ktoś, oczywiście prócz nich samych, Rona i tej starej oszustki, jak Hermiona
nazywała ich nauczycielkę wróżbiarstwa, kto potrafi znieść ich towarzystwo. Ona
sama na pewno do takich osób się nie zaliczała. Nie miała zbytniej cierpliwości
dla tych dwóch dziewczyn, którym w głowie były tylko plotki. Żadna z nich nie
myślała o niczym poważnym, żadna nawet nie zastanawiała się w jakiej obecnie
jest sytuacji. A przecież nie można było zbagatelizować wojny! One jednak, jak
widać, potrafiły robić to idealnie.
- Musisz przestać na nie reagować – powiedział w
końcu. – A jeśli to ci nie pomoże… Ja tobie nie pomogę, Granger. Musisz sobie z
tym poradzić. Sama. – Jego ton głosu był chłodny i pewny, doskonale wiedział
czego chce.
- Wiem, profesorze – powiedziała tylko. – Czy mogę
już wstać? Mogę już wracać? – spytała, patrząc na niego. Jeszcze przez chwilę
jej nie puszczał, ale w końcu jednak to zrobił. Puścił jej ramię i odsunął się.
Powoli podniosła się z kozetki, siadając na niej.
Spojrzała na mężczyznę. Wiedziała, że zbyt gwałtownie nie może się podnieść, bo
zakręci jej się w głowie i może znowu upaść na ziemię, a za to pewnie by jej
się oberwało jeszcze bardziej niż wcześniej. Potrzebowała chwili czasu, żeby
powoli się uspokoić. Spojrzała na niego z niemym pytaniem w orzechowych oczach.
Spojrzał na nią, przez chwilę milczał, więc dziewczyna zaczęła się zastanawiać
czy czasem nie musi powiedzieć tego pytania na głos.
- Jutro, Granger. O tej samej porze co dzisiaj –
odpowiedział w końcu. Sięgnął po metalową probówkę, w której znajdowała się
krew prawie że osiemnastoletniej dziewczyny. – Pamiętaj tylko, że masz być
wyspana. Jeśli nie zdążysz pójść do kuchni i czegoś zjeść to nie zapomnij mi o
tym wspomnieć, znowu zjesz tutaj. Możesz już iść. – Po tych słowach odwrócił
się i po prostu wyszedł z pomieszczenia.
Dziewczyna jeszcze chwilę siedziała, po czym zebrała
swój sweter i torbę i wyszła z pomieszczenia. Przeszła do pracowni, w której
mężczyzna już pochylał się nad jakimś kociołkiem. Chwilę mu się przyglądała,
ale szybko jednak wyszła z pomieszczenia, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Spojrzała na zegarek. Za dziesięć minut rozpoczynało się śniadanie, a zaraz po
nim musiała iść do szklarni, na kolejne zajęcia z zielarstwa.
Wzięła kilka głębszych oddechów i ruszyła w stronę
wyjścia z lochów.
Nie bardzo wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć.
Na ramieniu wciąż czuła dotyk jego palców.
Świetne,świetne,świetne! <3
OdpowiedzUsuńPamiętaj,ze na Twoją grupę wsparcia zawsze możesz liczyć! ;)
Ja również do niej należę. Chciałabym,żeby już było to Sevmione ;> To takie,takie genialne! Cieszę się,że dzisiaj dodałaś nowy rozdział. ;))
Pisz tak dalej! Ja również dzięki Tobie POKOCHAŁAM Sevmione *.* Życzę weny i jak najszybszego następnego rozdziału! ~Ms.Potter
Nominuje Cię do Versatile Blogger Award. zmieniona-miona.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzybywam z oceny-opowiadan. Chętnie zabrałabym się za Twoje opowiadanie, bo FF Potterowskie to moja wielka miłość, a z Sevmione nie miałam jeszcze bliższego kontaktu. Niestety moja kolejka jest dosyć długa i chciałabym się najpierw upewnić czy nie masz nic przeciwko długiemu oczekiwaniu na ocenę ^^
OdpowiedzUsuńO odpowiedź proszę pod najnowszym postem.
Pozdrawiam,
Jest nowy! ^^ Lubię to :D Podoba mi się, że Sevmione rozwija się powoli, nie lubię jak ktoś ich na siłę pcha do siebie, bo to jest po prostu nienaturalne. Ale fajnie, że już zaczynają siebie dostrzegać w tym pozytywnym sensie :)
OdpowiedzUsuńJeju ja też nienawidzę krwi! Na szczepionkach czy pobieraniu prawie mdleję, muszę leżeć zawsze, a jak tylko się skaleczę to od razu panika. Aż mi się słabo zrobiło jak Sev rozcinał jej rękę. Brr... Masakra.
Czekam z niecierpliwością na nowy ^^ Mam nadzieję, że też pojawi się w miarę szybko :)
A.
Zaczyna się Sevmione rozkręcać! :D Super, super! Haha Mionka hodujesz wesz ;) Pobieranie krwi świetbir opisane, dlatego mimo że taki sam wątek jest w "Bez cukru" zupełnie inaczej się to czyta. I to jest fajne :D
OdpowiedzUsuńZabini z Gryfonkami się kumpluje? Super! :D
http://harrymione-diary.blogspot.com/
Recenzja już gotowa :)
OdpowiedzUsuńKolejna świetna historia. Jak tylko wrócę do domu, to postaram się doczytać do końca. Przed napisaniem niestety nie zdążyłam, ponieważ miałam wyznaczoną godzinę oddania, ale to nic.
Nadrobię najszybciej jak się da i może uzupełnię, jak coś jeszcze mi się nasunie :)
http://smell-of-books.blogspot.com/2013/05/recenzja-taboo-love.html
Pozdrawiam,
Eve
świetny rozdział, teraz czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Super
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
NIECH WEN BĘDZIE Z TOBĄ
Awrrr *_* Hermiona przepadła :D
OdpowiedzUsuńEch, Hermiona, co ty się tak tej krwi boisz, hmm? ;_;
"Zaklepywać" - raczej "zasklepiać" :D
No i "nic mi nie ma" xD To zabrzmiało jak w gwarze śląskiej xD Zdecydowanie powinno być "Nic mi nie jest" :)