Tekst próbny

czwartek, 16 maja 2013

8.

Nie wiem jakim cudem zaczęło mi się tak łatwo ich pisać. Hermiona i Severus są dziwni, przynajmniej takie mam wrażenie, że udało mi się zrobić ich dziwnych. Staram się jak mogę by rozdziały miały przynajmniej dziesięć stron długości. Jak na razie mi to wychodzi, a ostatni rozdział był jak na razie najdłuższy ze wszystkich możliwych. Bardzo cieszą mnie wasze komentarze, zwłaszcza te, w których pytacie o kolejne rozdziały. To sprawia, że chce mi się dalej pisać, że chcę dalej dla was tworzyć. Muszę jednak wam powiedzieć, że nie jestem w stanie pisać rozdziałów i dodawać co tydzień czy dwa tygodnie, więc błagam, nie pośpieszajcie. Obiecuję, że opowiadania nie porzucę, ale musicie być cierpliwi. ;).
Kochani, kochani! Dziękuję bardzo za przekroczone 10 tysięcy wyświetleń! Za tych dziewięciu obserwatorów! Za wszystko bardzo, bardzo wam dziękuję! Jesteście cudowni i mam nadzieję, że was nie zawiodę nigdy. Rozdział wyszedł mi... dziwny. Przynajmniej takie jest moje wrażenie. Jak jest naprawdę? Nie wiem, oceńcie sami :). Zapraszam do podstron, zwłaszcza tych o bohaterach, których cały czas uzupełniam. Co jeszcze... Hm, sama nie wiem. Może... Już wiem! Dziękuję wszystkim, którzy udostępnili mojego bloga na swoich stronach. Między innymi dziękuję Chłopcu, który przeżył, Pierdole szkołę, idę walczyć z Voldemortem, Jaram się tym jak Bellatrix Voldemortem, Nie śpię, bo pilnuję Hogwartu i kilku innym. Dziękuję, a teraz życzę wszystkim...
Miłego czytania!








Nie potrafiła pozbyć się dziwnego wrażenia, że wciąż jest coś nie tak. Że relacja z mężczyzną zeszła z toru uczennica-nauczyciel na taki, którego określić nie potrafiła. Czuła, że coś się zmieniło, ale nie wiedziała kiedy i w jaki sposób. Wszystko stawało się bardziej swobodne między nimi, nawet jeśli ciągle na nią krzyczał i miał o coś pretensje. Dawniej nawet by jej nie dotknął, a teraz? Coraz częściej łapała się na tym, że zwraca uwagę na to, jak mężczyzna się zachowuje. Przypatruje mu się i cieszy, gdy on również na nią zerka. Wiedziała jednak, że to chore.

- Miona? Słuchasz mnie czasem? – Usłyszała oburzony głos Ginewry i spojrzała na nią przepraszająco. – Na Merlina, Hermiono, co się z tobą dzisiaj dzieje? Jesteś nieobecna i, mam wrażenie, że ciągle jesteś słaba. Stało się coś? – spytała. W jej głosie nie było  już nagany, można było odnieść raczej wrażenie, że rudowłosa jest zmartwiona nietypowym zachowaniem panny Granger.

- Tak, przepraszam, zamyśliłam się – mruknęła cicho i spojrzała na Ginewrę. Ronald, który siedział obok niej, popatrzył na nią z dziwną miną. – Nie, Ginny, nic się nie stało. Chociaż… Porozmawiamy później – rzuciła w końcu.

- Dlaczego nie teraz? – spytał Ron z oburzeniem w głosie.

 Hermiona rzuciła mu ostre spojrzenie.

- Właśnie dlatego, żebyś ty nie musiał niczego słuchać, Ron – powiedziała chłodno. Spojrzał na nią oburzony tym, jak się do niego odezwała.

- Co się z tobą dzieje, Hermiona? – spytał wściekły. – Zachowujesz się jak nie ty, od momentu, kiedy zaczęłaś współpracować z tym dupkiem! – Niemalże warknął. Twarz mu poczerwieniała ze złości, aż po cebulki rudych włosów. – Nie zachowujesz się jak nasza przyjaciółka. Czy ty wiesz co ostatnio się u nas dzieje? Co Harry musi przeżywać? Czym musi się zajmować?! Nie, to cię w ogóle nie interesuje! – podniósł głos, teraz patrzyli na nich już nie tylko ci, którzy siedzieli najbliżej, ale prawie cała Wielka Sala. Hermiona spojrzała na niego ze złością.

- Oczywiście, jasne, zawsze tylko ty, ty i ty! Czy ty w ogóle wiesz co JA muszę robić? Czym JA się zajmuję?! – Wstała, patrząc na swojego przyjaciela. – Jak możesz być taki egoistyczny! Myślisz, że nie martwię się o Harry’ego i innych?! Ciągle się martwię, ale ty jak zwykle tego nie widzisz! – krzyknęła. Kilka osób spojrzało na nią z dezaprobatą. Ronald również.

- I kto tu jest egoistą? Zamykasz się w tych lochach i to z kim?! Z mordercą, Hermiono, z mordercą! – krzyknął. Na to, Hermiona zrobiła pierwszą rzecz, jaka jej przyszła na myśl. Wzięła zamach i uderzyła Rona w twarz.

Rudowłosy Złapał się za policzek. Hermiona miała dużo siły, o czym, niestety, nie on pierwszy – i pewnie nie ostatni – się przekonał. Od stołu Ślizgonów dało się słyszeć głośne syknięcie. Zerknęła w tamtą stronę i z pewną dumą zauważyła minę Malfoya. Chłopak w końcu doskonale pamiętał, jak mocne było uderzenie tej dosyć drobnej Gryfonki.

Ani Ron, ani Hermiona nie zdążyli niczego powiedzieć, bo tuż obok nich pojawił się Mistrz Eliksirów. Dziewczynie wydawało się, że mężczyzna po prostu się tam zmaterializował.

- Weasley, minus pięćdziesiąt punktów za zakłócanie śniadania – powiedział cicho, patrząc prosto na wściekłego Ronalda. – Kolejne minus pięćdziesiąt punktów za obrażanie nauczyciela i… tak, myślę, że miesięczny szlaban z panem Filchem ci się przyda. Może to choć trochę cię utemperuje, Weasley – odparł chłodno, z wyczuwalną kpiną w głosie.

Ron poczerwieniał jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.

- A Hermiona nie dostanie punktów ujemnych? Szlabanu? – warknął przez zaciśnięte zęby. – Och, czyżby znalazł pan sobie nowego pupila? – spytał chłodno. Hermiona zakryła usta dłonią. On był nienormalny!

- Tak bardzo chcesz, żeby twój dom stracił jeszcze więcej punktów? – spytał kpiąco, patrząc na niego. – Granger, podziękuj koledze – zwrócił się do brunetki. – Od jutra codziennie masz przychodzić do mnie na szlaban i tak przez najbliższy miesiąc – odparł i spokojnie odszedł do stołu nauczycielskiego. Hermiona ponownie usiadła na swoim miejscu.  Wbiła wzrok w swój talerz.

Cholera, cholera, cholera! Czy wszystko od samego rana musi być pod górkę? Nie może być prościej? Cholerny Ronald i jego duma!, warknęła w myśli, wściekła na swojego przyjaciela. Miała jeszcze więcej czasu spędzać z Mistrzem Eliksirów? Lada moment a przestanie sypiać u siebie i zacznie nocować w swojej pracowni eliksirów.

- Gratulacje, Ron – warknęła Ginny, patrząc na brata. – Wiedziałam, że jesteś głupi, ale nie sądziłam, że aż tak! Dobrze wiedziałeś, że Hermiona ma takie, a nie inne zadanie. Po co się wściekałeś? Po co masz do niej pretensje? To, że ty nie masz aż tak ważnego zadania nie oznacza, że musisz się nad nią znęcać! – Ginny była stanowcza, kiedy patrzyła na swojego starszego brata. Miała dosyć jego zachowania, jego dziwnej zaborczości, mimo iż jego i Hermiony tak naprawdę, oprócz przyjaźni, nic nie łączyło.

- Lada moment i będzie jego cholernym pupilem, a ty jeszcze ją bronisz?! Spędza z nim większość czasu, nie wiesz co tam robią! – krzyknął na swoją młodszą siostrę.

- Wiem co tam robią, Ron! Tworzą eliksiry! ELIKSIRY! – Patrzyła na niego z odrazą. Z każdym dniem czuła coraz większą niechęć do swojego starszego brata. Coraz bardziej miała dosyć jego i jego zachowania oraz niewyobrażalnej zaborczości i dzikiej zazdrości. To nie było normalne.

- Oczywiście, a w przerwach między warzeniem eliksirów na pewno siedzą po dwóch przeciwnych stronach sali i nawet na siebie nie patrzą – powiedział z kpiną. Hermiona uderzyła dłonią w stół, patrząc na przyjaciela. Czy jednak mogła go nadal nazywać swoim przyjacielem?

- Cholera, Ron, co ty sobie wyobrażasz?! Jesteś zazdrosny, jesteś wściekły… I o co niby?! No o co? – warknęła zła. Spojrzała na Ginny. – Odechciało mi się jeść, idę stąd – rzuciła i, nie czekając na czyjąkolwiek odpowiedź, wyszła z sali.

- Brawo, Ronaldzie, brawo – warknęła Ginny. Wzięła serwetkę, nałożyła na nią kilka tostów i wyszła z sali za przyjaciółką, odprowadzana wściekłym spojrzeniem brata.



***



Na szczęście nie musiała daleko szukać Hermiony. Znalazła ją na błoniach, niedaleko szklarni, w której dziewczyna miała za chwilę zaczynać zajęcia. Podeszła do niej i usiadła na trawie, tuż obok przyjaciółki. Podsunęła jej serwetkę z tostami.

- Jedz, na śniadaniu prawie nic nie tknęłaś – mruknęła cicho. – Przepraszam za mojego brata, wiesz przecież jaki on jest. Czasami sama mam ochotę go udusić za jego głupie gadanie – westchnęła. Hermiona sięgnęła po jeden z tostów.

- Wiem jaki jest, ale to nie zmienia faktu, że jest mi przykro. Mówił to tak, jakbym nic nie robiła, tylko siedziała w lochach, dumna i szczęśliwa – powiedziała cicho. Zaczęła odwijać rękaw swetra, gdzie miała świeżo zasklepioną ranę, długą na całe przedramię. – To robię na porannych zajęciach ze Snapem, Ginny. To nie jest ani miłe, ani przyjemne.

Ginewra złapała przyjaciółkę za rękę i obejrzała jej ranę. Spojrzała na nią ze strachem.

- Hermiona, co to jest?! – oburzyła się. – Co on ci zrobił? – strach malował się w brązowych oczach.

- Ginny, to nic takiego – westchnęła, zabierając rękę i opuściła rękaw. – To moje zadanie.  Jestem tam głównie po to, żeby oddawać krew do eliksirów. Nic na to nie poradzę. Chcę pomóc.

- Oddając krew do eliksirów? To przesada. Jaki eliksir potrzebuje krwi? I czemu to ktoś inny nie może jej oddać? – spytała, po czym z zaskoczeniem stwierdziła, że Hermiona zaczęła się rumienić. Dlaczego się rumieniła?

- Bo nie każdy może oddać krew, Ginny. Ja mogę, bo to musi być krew dziewicy – powiedziała, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Wbiła wzrok w swoje kolana. – A jak dobrze wiesz, ja akurat nadaję się do tego zajęcia idealnie – westchnęła cicho.

- Ja mogę oddawać razem z tobą na zmianę – powiedziała, patrząc na nią. – Skoro i tak nie pomagam Harry’emu, to nie bardzo mam co robić. Przynajmniej nie będziesz co chwilę cięta. Co ty na to?

- Nie zgadzam się, Ginny. To moje zadanie, a moje zdanie mam wykonywać tylko i wyłącznie ja. Muszę po prostu trochę bardziej o siebie dbać, bo teraz, niestety, nie dbam jak powinnam i już rano mi się oberwało – przyznała. – Zemdlałam w czasie pobierania krwi i właśnie za to mi się oberwało. – W końcu spojrzała na przyjaciółkę. Zapięła guziki przy rękawie koszuli. Naciągnęła szkolny sweter na swoją dłoń najmocniej jak się dało.

- Dlaczego ci się oberwało za to, że zemdlałaś? – spytała. To było dla niej nie do pomyślenia.

- Bo byłam niewyspana. Powiedział, że powinnam o siebie dbać, skoro wiem, co mam do zrobienia. Wiem też, że miał rację, Ginny – powiedziała, zauważając, że przyjaciółka chce jej przerwać – Miał rację, bo powinnam być wyspana, najedzona, wypoczęta i wyluzowana. A przyszłam do niego niewyspana, bez śniadania i w dodatku zdenerwowana samym pobieraniem krwi. Wiesz jak ja tego nie lubię. – Oparła się na łokciach i wyciągnęła nogi przed siebie. Spojrzała w stronę jeziora.

- Wiem – powiedziała w końcu Ginny. – Mimo to powinnaś jednak jakoś to przerwać, znaleźć sobie kogoś innego do pomocy, przecież będziesz mdlała co chwilę – westchnęła.

- Trudno. Może się kiedyś przyzwyczaję. Snape, wbrew wszystkiemu co mówią, nie jest taki zły. Pomógł mi, kiedy zemdlałam. Zajął się mną, żebym przypadkiem nie spadła z kozetki, na której siedziałam. No i nie pozwolił mi od razu zabrać się za swoje zadanie, tylko najpierw zmusił mnie do zjedzenia obfitego śniadania, w dodatku całkiem smacznego – powiedziała i uśmiechnęła się mimowolnie. – On nie jest taki zły.

- Gdybym cię nie znała, to stwierdziłabym, że się zakochałaś – powiedziała rozbawiona Ginny i podniosła się z trawy. – Idę, zaraz zaczynam transmutację, a wiesz jaka jest McGonagall. Gdyby mnie złapała na korytarzu w czasie zajęć z tym nowym... – Ginewra wywróciła oczami i uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Nie przejmuj się tak moim bratem, przejdzie mu. – Ucałowała ją w policzek i odeszła w stronę szkoły.

Hermiona jeszcze przez chwilę przyglądała się swojej przyjaciółce, która z każdym krokiem robiła się mniejsza, aż w końcu zniknęła za wielkimi drzwiami, prowadzącymi do Sali Wejściowej. Westchnęła. Insynuacje Ginewry były niedorzeczne, ale zasiały w Hermionie małe ziarenko niepewności. Nie wiedziała o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi i to ją najbardziej martwiło. Podniosła się jednak z trawy, zauważając, że coraz więcej uczniów wychodzi z zamku i kieruje się w stronę szklarni. Otrzepała szkolną spódniczkę i podeszła bliżej wejścia, gdzie stała już mała grupka Ślizgonów, trzech Krukonów, jeden Puchon. Rozejrzała się wokół.

- Brawo, Granger! – Usłyszała głos jednego ze Ślizgonów i spojrzała w tamtym kierunku. Blaise nonszalancko opierał się o drzwi szklarni i patrzył na dziewczynę z lekkim rozbawieniem w szmaragdowych oczach. – Co jak co, ale po tobie takiego temperamentu się nie spodziewałem – powiedział i wyprostował się. Blaise był bardzo wysoki, miał prawie dwa metry wzrostu. A może i więcej?

- Widać, że jeszcze mnie nie znasz, Zabini – powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Czarnoskóry przewrócił oczami, patrząc na brązowooką Gryfonkę.

- Widocznie masz rację – przyznał. – Cóż, prędzej takiego temperamentu spodziewałbym się po rudej, ale dzisiaj przeszłaś samą siebie. Widzę, że przesiadywanie z naszym Mistrzem Eliksirów bardzo wpływa na twój charakter – zaśmiał się. – Ale dobrze zrobiłaś, Weasleyowi się należało.

Pokręciła głową. No tak, Ginny na pewno sporo pisała do Blaise’a, więc wiedział więcej niż powinien. Ciekawe jak dużo mu powiedziała?

- No widzisz, Malfoy może ci powiedzieć jakie to uczucie, kiedy dostaje się ode mnie po twarzy. – Uśmiechnęła się uroczo. Blaise zaśmiał się głośno, słysząc słowa dziewczyny. Draco spiorunował ich wzrokiem.

- Zamknij się, Granger – syknął zły Malfoy. Blaise położył przyjacielowi dłoń na ramieniu.

- Lepiej się uspokój – rzucił do niego. Draco spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. Był wściekły.

- Jak możesz się z nią jednoczyć? Przecież to szlama! – warknął na Blaise’a i od razu zrozumiał, że przesadził. Hermiona nie poruszyła się, patrzyła na nich. Nie popłakała się, nie złościła się. Po prostu patrzyła, wiedząc, że Blaise zaraz wybuchnie. Mogła zauważyć, że murzyn spiął wszystkie mięśnie.

Draco uświadomił sobie, że posunął się za daleko.

Blaise był jego przyjacielem od dziecka, razem dorastali.. Znali się od zawsze, wiedzieli o sobie wszystko i nie mieli przed sobą tajemnic. Draco wiedział więc, że Zabini, mimo iż był czarodziejem czystej krwi, to gardził obrażaniem mugoli, szlam i czarodziejów półkrwi. Nigdy nikogo nie znieważył, bo uważał, że to po prostu głupie. Był chyba najbardziej tolerancyjny ze wszystkich czarodziejów czystej krwi. Zawsze, ilekroć ktoś przy nim mówił o innych w obraźliwy sposób, zwracał na to uwagę i ganił ich, zwłaszcza Dracona, który średnio dwa razy w tygodniu nazywał kogoś szlamą. Zachowanie Blaise’a było godne podziwu.

Hermiona założyła ręce na piersi, patrząc wprost na blondyna. Chłopak przełknął ślinę, widząc gniew w oczach przyjaciela.

- Przeproś ją teraz, Draco – powiedział chłodno Zabini, patrząc na przyjaciela.

- Blaise, zostaw to. – Hermiona wywróciła oczami. Ten jednak zbył ją machnięciem ręki, patrząc na przyjaciela.

- Blaise, chyba oszalałeś! – Malfoy prychnął z irytacją. Jeszcze czego, dziedzic fortuny Malfoyów, Ślizgon z dziada pradziada, czysto krwisty arystokrata i Śmierciożerca miałby kajać się przed szlamą? Przecież to było nie do pomyślenia!

- Nie, nie oszalałem. Przeproś Hermionę.

Blaise był stanowczy i nie zamierzał odpuścić. Draco patrzył na przyjaciela z mieszaniną złości i niechęci. Mierzyli się spojrzeniami przez dłuższą chwilę, ale to blondyn pierwszy odwrócił wzrok i zły na siebie od razu zrozumiał, że przegrał. Po raz kolejny przegrał walkę na spojrzenia ze swoim przyjacielem. Siarczyście zaklął pod nosem, po czym spojrzał na dziewczynę z wyraźną niechęcią i złością w głosie.

- Przepraszam, Granger – syknął zły. Hermiona wzniosła oczy ku niebu.

- Takie przeprosiny, Draco, możesz sobie podarować – rzucił Blaise, ale wydawał się być bardziej rozbawiony niż zły. – Chyba dalej nie potrafisz przepraszać, co? – zakpił. Malfoy spiorunował go wzrokiem.

- Odczep się – warknął. – Jeszcze chwilę będziesz jej bronił, a zacznę myśleć, że się zakochałeś w tej Szla… - zaczął, ale widząc spojrzenie przyjaciela, urwał w połowie słowa i szybko je zmienił. – W tej Granger – dodał i odetchnął, kiedy nauczycielka zielarstwa podeszła pod szklarnię. Mógł przerwać tą żenującą wymianę zdań, w której on był największą ofiarą. Hermiona pokręciła głową i spojrzała na Blaise’a.

- Dzięki, ale wiesz, że nie musiałeś – powiedziała, jednak się uśmiechnęła.

- Musiałem – odparł swobodnie i kurtuazyjnie przepuścił ją w drzwiach. – Panie przodem – powiedział rozbawiony. Roześmiała się i przeszła pierwsza. Gdzieś za nimi szedł Harry z obrażonym Ronem. Obaj jednak byli zdziwieni. Nie mieli pojęcia, co może znaczyć zachowanie Blaise’a. Hermiona rozmawiająca ze Ślizgonem? Śmiejąca się z czegoś, co on mówi? Ślizgon przepuszczający kogokolwiek w drzwiach? Ron zazgrzytał zębami ze złości, kiedy zauważył, jak Blaise opiera dłoń na ramieniu dziewczyny i pochyla się nad nią. Powiedział jej coś do ucha, a wyglądało to, dla zazdrosnego Ronalda, jakby ją całował.

Hermiona spojrzała na pochylającego się nad nią Ślizgona z rozbawieniem. Wiedziała, że między nimi nigdy nic nie będzie. Nie chciała, by było. Blaise był fajnym przyjacielem, nic poza tym. No i coś iskrzyło między nim a rudowłosą. Uśmiechnęła się na samą myśl.

- Weasley się tu patrzy. – Blaise mruknął to w okolice szyi osiemnastolatki. Zadrżała lekko, czując jego oddech na swojej szyi. Spojrzała na niego.

- Wiem – przyznała cicho.

- Wygląda, jakby chciał mnie zabić – rzucił. Jedną dłoń oparł o ławkę za dziewczyną, tym samym lekko przypierając ją do blatu. Musiała powstrzymywać się, by nie wybuchnąć śmiechem. Wiedziała, do czego zmierzał. – Myślisz, że mnie zabije, kiedy dłużej będę się tak opierał? – spytał. Skutecznie zasłaniał dziewczynę, co, przynajmniej od strony Rona i Harry’ego, wyglądało, jakby ją całował. Reszta klasy, włącznie z nauczycielką, widziała, że to zwyczajna rozmowa, chociaż przeprowadzana w dosyć nietypowej pozycji. Zabini musiał się bowiem bardzo mocno pochylić, aby dosięgać do szyi panny Granger.

- Myślę, że nie będzie miał z tobą szans – powiedziała z rozbawieniem. – Tak jak ja nie miałabym szans, żeby cię teraz odepchnąć, prawda? – spytała, patrząc na niego. Uśmiechała się jednak cały czas.

- Prawda – przytaknął. – Ale Weasley wygląda trochę, jakby chciał mnie rozszarpać – powiedział. Już z trudem powstrzymywał śmiech. – Coś jest między wami?

- Nie! – zaprzeczyła, może zbyt gwałtownie. – Nic między nami nie ma, nie było i nie będzie. Zresztą, Blaise, to nie miejsce na taką rozmowę – powiedziała, zauważając jego spojrzenie. Badawcze, przeszywające na wskroś, tak bardzo podobne do spojrzenia, jakim często obdarzał ją Severus Snape. Na samo wspomnienie speszyła się i spuściła wzrok.

Blaise był inteligentny. Był także doskonałym obserwatorem i zauważał pewne szczegóły, zwłaszcza te, które inni chcieli ukryć. Spojrzał badawczo na zarumienioną brunetkę. Co ją tak zawstydziło?

- Porozmawiamy później – rzuciła tylko, wiedząc, że Blaise będzie chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Chłopak kiwnął głową i w końcu się odsunął. Zarumieniona brunetka usiadła do swojej ławki i wbiła wzrok w roślinkę, która stała przed każdym z uczniów.

Czuła na sobie nieprzyjemne spojrzenie Ronalda, który siedział tuż za nią. Wiedziała, że chłopakowi nie podobają się żadne kontakty ze Ślizgonami, których po prostu nienawidził. Hermiona z jednej strony go rozumiała, z drugiej jednak uważała, że każdemu należy się szansa. Tak było właśnie z Blaise’m. Był Ślizgonem, ale jednocześnie był także jej przyjacielem. To stało się nagle, prawdopodobnie dzięki temu, że on pojawił się wtedy, gdy potrzebowała czyjejś bliskości. A Zabini nie zachowywał się jak typowy arystokrata z rodziny czystej krwi. Przynajmniej nie wtedy.

Dopiero teraz, po rozmowie z Ginny i krótkiej wymianie zdań z Blaise’m zrozumiała, jak wiele straciła przez codzienną pomoc Mistrzowi Eliksirów. Odsunęła się od tych, na których jej najbardziej zależało, okazało się, że nie ma już tyle czasu dla nich, nie wiedziała co się u nich dzieje, co się zmieniło.

A zmieniło się wszystko.

Oddaliła się od tych, przy których zawsze miała być. Przestała się z nimi dogadywać, coraz częściej miała wrażenie, że ta przyjaźń, która trwała sześć lat, i która wiele razy była już wystawiana na próbę, kolejnej z prób nie wytrzymała. Ubolewała nad tym, zwłaszcza, że wszyscy byli w niebezpieczeństwie. Nie dałaby rady, gdyby miała stracić któregoś z przyjaciół, bez uprzedniego pogodzenia się z nim. Zwłaszcza z Ronem czy Harrym. Wbrew wszystkiemu, byli dla niej najważniejsi. Harry’ego kochała niczym brata, którego nigdy nie miała. Z Ronaldem sytuacja była zupełnie inna. Jeszcze przed wakacjami Hermiona uważała, że między nimi coś mogłoby zaistnieć. Czuła nawet pewnego rodzaju zazdrość, kiedy widziała jego i Lavender Brown w namiętnym uścisku. Teraz to wszystko minęło, w tym miejscu pojawiło się zupełnie inne uczucie, będące na granicy między przyjaźnią, a zwykłą niechęcią z powodu wszystkiego, o co do tej pory miał do niej pretensje. Złościła się, gdy chłopak mówił jej co ma robić, a to, niestety, w ostatnim czasie zdarzało się coraz częściej. Nie miał do niej nawet cienia zaufania, nad czym osiemnastolatka bardzo ubolewała. Traktował ją tak jakby była szczęśliwa, że musi spędzać całe dnie w pracowni Mistrza Eliksirów, musi oddawać krew i słuchać jego ciągłych skarg, których, przynajmniej w ostatnim czasie, było coraz więcej.

Bezmyślnie zajmowała się swoją roślinką, myślami jednak wciąż była daleko, a już na pewno nie w szklarni numer trzynaście, w której mieli tego dnia zajęcia.

Przesadzając Rapuśtnika[1] do drugiej, większej doniczki myślała o tym, co jeszcze musi zrobić. Od dzisiaj zaczynała szlaban, a to oznaczało, że będzie spędzać w lochach jeszcze więcej czasu niż do tej pory, czyli już prawie w ogóle nie będzie go miała dla przyjaciół. Było jej z tym źle. Wiedziała też, że musi powiedzieć coś więcej Blaise’owi, wyjaśnić sobie sytuację z Harry’m i Ronem oraz porozmawiać na poważnie z Ginny. Rudowłosa Weasley najbardziej ze wszystkich zasługiwała na wyjaśnienia. Ona Sama powiedziała Hermionie znacznie więcej niż by chciała.

Zasypała korzenie roślinki świeżą ziemią, po czym podlała ją wodą ze specjalnym eliksirem. Liście i kwiaty Rapuśtnika, które wcześniej skrupulatnie poodrywała, przełożyła do specjalnego pojemnika i zaniosła na biurko nauczycielki. Kobieta uśmiechnęła się do niej, jednak patrzyła na nią badawczo i Hermiona zrozumiała, że miało to związek z nietypową relacją jej i Blaise’a. Odwzajemniła jednak uśmiech profesor Sprout i odwróciła się, aby wrócić do ławki. Większość uczniów jeszcze pracowała nad roślinką, zwłaszcza ci, którzy z zielarstwem zawsze byli na bakier. Neville również pochylał się nad swoim stolikiem, ale Hermiona ze zdumieniem zauważyła, że chłopak wykonywał już kolejne zadanie, bo przed nim stała już trzecia duża doniczka. Pełna podziwu uśmiechnęła się i wróciła do swojej ławki.

Rapuśtnik, którym dzisiaj się zajmowali, był rośliną całkiem sporych rozmiarów, z małymi, intensywnie zielonymi listkami i dosyć dużymi kwiatami w różnych kolorach. Rósł on na krzakach, które osiągały nie więcej niż pięćdziesiąt centymetrów, za to bardzo rozrastały się wszerz. Rapuśtnika używano do tworzenia eliksirów, zwłaszcza tych leczniczych. Ich kwiaty, zawsze miażdżone w moździerzu, wydzielały specyficzny płyn, który powodował, że eliksiry stawały się silniejsze.

Hermiona, mimo iż była uczennicą wybitną, nie przepadała za zielarstwem. Uważała, że są dziedziny magii, które wolałaby ćwiczyć i które są bardziej pożyteczne od tego przedmiotu. Dla niej był on mniej pożyteczny czy pomocny niż transmutacja czy eliksiry. Nie wspominała jednak o tym nikomu i dalej się uczyła. A uczyła się naprawdę wiele.

Po raz pierwszy naprawdę chciała, by zajęcia już się skończyły. Tak naprawdę wolałaby już koniec tego dnia, najbardziej męczącego ze wszystkich, jakie do tej pory miały miejsce w tym roku szkolnym. Miała dosyć tego, że zdążyła się już pokłócić z tymi, na których zawsze jej zależało. Po raz pierwszy, mimo że jako pierwsza wykonała swoje zadanie, nie czuła się najlepiej. Prawie pół litra krwi, które zostało jej upuszczone, sprawiło, że dziewczyna wciąż czuła się trochę osłabiona. Wieczorem miała się zgłosić do Snape’a na szlaban.

Westchnęła z ulgą, kiedy nauczycielka wypuściła ich z cieplarni. Hermiona już miała wyjść, kiedy ktoś złapał ją za ramię, lekko, ale stanowczo. Odwróciła się i uśmiechnęła, zauważając ciemną dłoń, należącą do Blaise’a.

- Mieliśmy porozmawiać, pamiętasz? – spytał, patrząc na dziewczynę. Kiwnęła głową.

- Pamiętam, ja tak łatwo nie zapominam o pewnych sprawach – powiedziała i uśmiechnęła się do niego.

- To co, powiesz mi teraz o co chodzi z tobą i Snapem? – spytał, a ona uniosła brew.

- O co chodzi? O nic nie chodzi – rzuciła. Powoli ruszyli w stronę szkoły.

- No wcale! – Roześmiał się, patrząc na nią. - Proszę cię, wszyscy już zauważyli, że coś jednak jest i nie jest to nic zwykłego. No nie patrz tak. Normalnie zrobiłby awanturę na śniadaniu i odjął punkty nie tylko Weasleyowi, ale tobie również. I nie dałby ci takiego delikatnego szlabanu - tylko na miesiąc, w dodatku u niego. On nie lubi bawić się w szlabany, zazwyczaj wszystkich wysyła do Filcha. Coś jest wobec tego na rzeczy. No? Co to takiego?

- To nic – mruknęła i machnęła ręką. Zauważyła jednak jego dziwne spojrzenie i westchnęła. – No dobrze, Blaise, powiem ci, ale nie teraz i nie tutaj. W pokoju życzeń? Dzisiaj? Powiedzmy, że o… dwudziestej? Wcześniej pewnie będę umierać na szlabanie – westchnęła, patrząc na niego. Kiwnął głową.

- Czyli mam na ciebie czekać w pokoju życzeń? – spytał, aby się upewnić. Byli już w połowie drogi do szkoły.

- Może przed pokojem? Jak będziesz w środku to nie mam szans tam wejść, wiesz przecież jak działa magia tego pokoju. – Uśmiechnęła się do niego. Już dawno puścił jej ramię, szli teraz spokojnie, rozmawiając. Gdzieś za nimi szedł Ron, złorzecząc na przyjaciółkę i Harry, który nawet go nie słuchał. Był zbyt zajęty rozmyślaniem o tym, co go czeka. Nie miał siły i ochoty, by złościć się na Hermionę za to, że ostatnio tak często obcuje z mężczyzną, który zabił ostatnią bliską mu osobę.

- To o dwudziestej wyjdę z pokoju i sprawdzę czy jesteś – powiedział i odwzajemnił uśmiech dziewczyny. – Bo nie zamierzam siedzieć na korytarzu, żeby przypadkiem nie spotkać kogoś takiego, jak Filch czy Pansy – odparł i wywrócił oczami.

- A co Parkinson mogłaby tam robić? – spytała zaskoczona.

- Nie znasz jej, ona może pojawić się wszędzie tam, gdzie jest w danej chwili niepotrzebna. Całe szczęście, że już dała sobie spokój z Draconem, bo to, jak za nim biegała i próbowała go w sobie rozkochać, było co najmniej irytujące – zaśmiał się. Weszli po schodach i Blaise kurtuazyjnie otworzył przed nią drzwi.

- Tak, wiem, pamiętam to. Przecież była wtedy żałosna – powiedziała, kręcąc głową. – No dobrze, czyli mniej więcej o dwudziestej w pokoju życzeń? Tylko błagam, Blaise, przynieś mi coś do jedzenia, bo ja w końcu umrę z głodu przez Snape’a i jego zajęcia, jadam zaledwie jeden posiłek dziennie – powiedziała spokojnie, jednak bardzo stanowczo.

Blaise roześmiał się, patrząc na nią. Kiwnął jednak głową.

- Mówisz, że nasz Mistrz Eliksirów próbuje cię zagłodzić? – spytał ze śmiechem. Spiorunowała go wzrokiem. – Cóż, jak będziesz się głodzić, to schudniesz…

- Sugerujesz mi, że powinnam zrzucić trochę wagi? – spytała, zatrzymując się i łapiąc pod boki. Spojrzała na niego groźnie, na co on po prostu się roześmiał. – Nie śmiej się! – Uderzyła go w ramię. Nawet jeśli miała siłę, to uderzenie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

- Słodka jesteś, kiedy się złościsz. Urocza - powiedział z rozbawieniem, ale widząc jej wysoko uniesioną brew, pokręcił tylko głową. – Nie martw się o swojego rudzielca – rzucił, jakby czytał jej w myślach. – Poza tym, nic nas nie łączy. Nie powiedziała ci o tym małym szczególe?

- Jeszcze nic was nie łączy – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wywrócił oczami, ale nie skomentował tego. – Zobaczysz, uroczo będziecie wyglądać. Dobra, ja idę, bo spóźnię się na Transmutację, a tego bym nie chciała – dodała i uśmiechnęła się. – Widzimy się w takim razie wieczorem. Tylko błagam, zrób coś, nie chcę widzieć Malfoya w pobliżu.

- Nie martw się, pewnie o tej porze będzie znowu u Snape’a. Próbują w końcu wymyślić coś, co pomoże mu się wyplątać z tej całej chorej sytuacji, w jakiej się znalazł. Nie jest to jednak łatwe, bo nie można go przecież narażać na śmierć – mruknął, ale tak, żeby dziewczyna to usłyszała. Tylko ona. Spojrzała na niego zaskoczona.

- Chorej sytuacji? Wyplątać? Blaise, o co chodzi? – spytała zdziwiona. Zmarszczył brwi, patrząc na nią. Widać było, że powiedział za dużo.

- O nic – mruknął niezadowolony. Teraz to Hermiona złapała go za ramię.

- Porozmawiamy w pokoju życzeń – powiedziała. – Informacja za informację to bardzo sprawiedliwa wymiana, nie sądzisz? – spytała, patrząc na niego. Westchnął, ale kiwnął głową, patrząc na nią.

- Idź już lepiej na transmutację, bo wiesz jaka jest McGonagall. – Uśmiechnął się trochę krzywo. – Idź już, idź. Porozmawiamy wieczorem. Widzę pracowitą noc pełną rozmów, poważnych rozmów.

- Idę, idę. – Poprawiła swoją torbę na ramieniu. – Tylko nie zapomnij, że nic z tej rozmowy nie wychodzi poza naszą dwójkę – powiedziała, patrząc na niego. Kiwnął głową, uśmiechając się.

- Dobra, dobra, Granger. Uciekaj lepiej na zajęcia, bo w końcu się spóźnisz i zaliczysz jeszcze jeden szlaban. Zacznę wtedy uważać, że przez wakacje stoczyłaś się i rozpoczęłaś życie zbuntowanej Hermiony – zaśmiał się.  Dziewczyna przewróciła oczami, rozbawił ją tym stwierdzeniem.

- Może zawsze byłam zbuntowana? – spytała ze śmiechem, ale ruszyła w stronę schodów, żeby się nie spóźnić. Profesor McGonagall nienawidziła spóźnień.

- Może. Ale prócz zbuntowania, jesteś też urocza, złoszcząc się – zachichotał. Zawsze, kiedy mówił, że jest urocza, ona się złościła. To dopiero było słodkie.

Pokręciła tylko głową i niemalże biegiem pokonała schody.

Do rozpoczęcia transmutacji pozostały jej tylko trzy minuty.

Spóźnię się. Cholera, spóźnię się przez niego, jęknęła w myśli, zła na samą siebie.

I na Blaise’a. Głównie na niego.


[1] Rapuśtnik – roślina, o której niewiele informacji można znaleźć. Nazwa ta jednak znajduje się na www.harrypotter.wiki.com i stamtąd też ją zapożyczyłam. Reszta danych – wygląd, zastosowanie i właściwości – należą tylko i wyłącznie do mnie.

14 komentarzy:

  1. Jej... Na pierwszy rzut oka: prawie nie ma Snape'a?! Trochę mnie to zaszokowało. Rozdział jest doskonały, jak zawsze. Dużo się dzieje, no i pojawia się więcej wątków pobocznych.
    Już nie mogę się doczekać szlabanu i pokoju życzeń :)
    no i nie mam się do czego przyczepić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam właśnie jakoś dawkować obecność Severusa, mam nadzieję, że to jeszcze bardziej wzbudzi ciekawość ;). Wątków pobocznych prawdopodobnie będzie więcej, ale pojawiać się będą stopniowo, aby móc je rozwijać przez całe opowiadanie, które będzie jeszcze trwało i trwało. Mam nadzieję, że nie zawiodę ze szlabanem i pokojem życzeń ;)
      Pozdrawiam,

      Usuń
  2. Szybko dałaś 8! :D Blaise jest fajny, Ron i reszta okropni, Ginny w porządku, a Sev... Czekam na ten szlaban! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ósemkę dodałam, bo miałam dobry humor - jechałam do Krakowa z przyjaciółmi! :D. Ron dalej będzie okropny, Blaise, mam nadzieję, że nie zmieni się w swojej fajności, a Ginny z "w porządku" zmieni się w "super" :D.
      Pozdrawiam,

      Usuń
  3. Uwielbiam ten rozdział, serio! Chociaż jest tak mało Seva to jednak bardzo mi się spodobało :)
    Podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz Rona - idiota do potęgi n-tej :D
    Cieszę się, że Hermiona ma oparcie w Ginny i strasznie lubię Twojego Blaise'a :) Mam nadzieję, że między nim a Ginny będzie coś większego i że nadal będzie przyjacielem dla Hermiony, z którym będzie mogła pogadać :)
    Nie mogę się doczekać tego szlabanu ze Snapem :D
    Fajnie, że rozdział tak szybko i mam nadzieję, że wena nadal będzie Cię trzymała i kolejny też dodasz niedługo :3

    Miałabym też małą prośbę, niedawno założyłam bloga i właśnie dodałam moją pierwszą miniaturkę. Nigdy nie pisałam i jestem ciekawa opinii. Zajrzałabyś i zostawiła komentarz? Byłabym bardzo wdzięczna :) http://over-the-love.blogspot.com/

    Dużo weny!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile.Znasz.Sposobow.Zabijania.19 maja 2013 23:53

    Czekam na jeszcze. Nie ukrywam, że bardzo się cieszę, że tu trafiłam.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna historia. Bardzo mi się podoba. Co prawda trafiłam tu przez fejsa to i tak jestem mega zadowolona, a ostatnio cierpię na paring HG/SS więc jestem w niebie.

    Co do historii... Cóż takiej kompozycji jeszcze nie widziałam. Duży plus. A hermiona rzeczywiście jest urocza.

    Pozdrawiam
    Karmelek

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award (2 razy) i Vertsile Blog Award, więcej tutaj: http://snape-granger-story.blogspot.com/p/nominacje-c.html

    OdpowiedzUsuń
  7. hej dopiero zaczęłam czytać twojego bloga i muszę przyznać, ze jest świetny. Tylko szkoda, że Hermiona nie jest trochę bardziej pyskata :P Chodzi mi o to, że czasem mogłaby odpyskować Severusowi ^^ ale oczywiście tylko czasem :) A i mam jeszcze jedno pytanie. W tym rozdziale napisałaś, że nauczycielką transmutacji jest McGonagall, a przypadkiem nie pisałaś na początku, ze jest jakiś nowy nauczyciel? Jakiś, którego Hermiona kojarzyła, ale nie mogła sobie przypomnieć kto to jest? Może chodziło o nauczyciela innego przedmiotu, ale po prostu chcę się upewnić ^^
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ojej, ojej! Dziękuję bardzo za wytknięcie błędu, już poprawiłam, ale tak, żeby za bardzo nie zburzyć koncepcji. To był koszmarny błąd z mojej strony. Hermiona jeszcze się rozkręci, spokojnie, pyskata się zrobi i Severus będzie musiał ją jakoś utemperować. :). A ciąg dalszy... Czekam, aż beta poprawi. :D.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Naprawdę bardzo mi się spodobał ten rozdział.
    DUUUUUUUUUUŻO weny
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Tylko czekam aż Hermiona z Severusem się rozkręcą . A ogólnie blog zajebisty , najlepszy z polskich blogów o Potterze . Fajnie byłoby gdybyś rozwinęła wątek tej nauczycielki . Pisz dalej bo naprawdę Ci to wychodzi :) .

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałabym , żeby Harry Ron i Herma wreszcie się pogodzili . Jakoś tak smutno bez 'złotej trójcy' xd . Mam nadzieję też że Harry z Ronem zaakceptują Severusa .

    OdpowiedzUsuń
  11. Ha! xD Blaise jest... fajny. Lubię go :D
    Ron to dupek! Grr -.-
    Severus dał Hermionie szlaban... Jakby mało czasu z nim spędzała, ech. Może po prostu już nie potrafi spędzić bez niej ani chwili? xD

    OdpowiedzUsuń